24 minuty, które wstrząsnęły Portugalią!

Krzysztof Brommer, Dariusz Leśnikowski

To było trochę jak bajka: siedzieliśmy w hotelu „Arsenal” w Chorzowie przy „zimowej herbacie”, słuchaliśmy opowieści Czesława Michniewicza o przygotowywaniu mentalnym jego podopiecznych do dwumeczu z Portugalczykami i – raczej z kurtuazji – potakiwaliśmy na jego kolejne słowa. – To dopiero połowa rywalizacji. To 0:1 z Zabrza jeszcze niczego nie przesądza.

Przy bezbramkowym remisie też musielibyśmy strzelić gola w Chaves, by mieć szansę na awans – tłumaczył z energią selekcjoner młodych biało-czerwonych. I bardzo w tę bramkę – i może w dogrywkę, może w karne… – wierzył. – Może ze stałego fragmentu gry? Parę takich w eliminacjach rywale stracili, a w pierwszym meczu raz czy dwa brakło nam centymetrów, by przećwiczony wariant zakończyć strzałem – Michniewicz nawiązywał do porażki w Zabrzu.

„Główkowanie” to podstawa

Wiara – wiarą, ale była w tych wszystkich słowach ufność w pracę wykonywaną od kilkunastu miesięcy na treningach. I ta wiara znalazła potwierdzenie już w 5 minucie. Filip Jagiełło – jedyny „nowy” w jedenastce, który jednak miejsce w niej wywalczył sobie kapitalną zmianą daną w pierwszym meczu – podaniem z kornera znalazł Krystiana Bielika, a ten precyzyjną „główką” pokonał Joela Pereirę.

Portugalczycy – niczym „enerdowcy” w 1981, w starciu z kadrą Antoniego Piechniczka w Lipsku – jeszcze nie zdążyli wyjść z szoku, a już zostali trafieni po raz drugi! Szymon Żurkowski – który jeszcze 48 godzin po zabrzańskim starciu odzyskiwał siły zostawione przy Roosevelta w piątek – posłał kapitalną centrę, w „szesnastkę”, a tam z kolei Dawid Kownacki dobrze przyłożył głowę do piłki i zrobiło się 0:2. „Główkowanie” w poszukiwaniu sposobu na rywala zaowocowało sensacyjnym otwarciem.

„Drugi miecz” Jagiełły

„2:0 to bardzo niebezpieczny wynik” – wypadało w tym momencie mieć z tyłu głowy zdanie Michniewicza, które przeszło już do klasyki polskich cytatów futbolowych w XXI wieku. Zresztą Joao Felix – ten sam, którego Benfica wyceniła na 180 mln euro – w 18 min posłał nam sygnał ostrzegawczy: był już za plecami naszych obrońców, ale z ostrego kąta nie trafił w światło bramki. Tym samym jednak mocno potrząsnął Polakami.

Wszystko zaczęło się od dobrego odbioru Bartosza Kapustki w środku pola, który – po wymianie podań z Filipem Jagiełłą – zacentrował w „szesnastkę”! – To mądry chłopak, z reguły wie, co zrobić z piłką – przypomniały nam się, wypowiedziane mimochodem w „Arsenalu”, słowa selekcjonera. Całą akcję zaś – tym razem płaskim strzałem – wykończył Sebastian Szymański, dość szczęśliwie mieszcząc piłkę między nogami golkipera gospodarzy. Ponad sześćset lat temu Jagiełło powiódł siły polskie do wygranej nad Krzyżakami, we wtorek inny Jagiełło położył podwaliny pod klęskę nacji z niebieskim krzyżem w herbowej tarczy…

„Żurek” blisko pieczęci

Tak jak my – po stracie bramki na Arenie Zabrze – sprawialiśmy wrażenie zamroczonych, tak i Portugalczycy z wielkim trudem w tej odsłonie podnosili się z klęczek. Widać było, że brak dobrego wyniku – czyli to, co napędzało ich od 30 minuty w Polsce – jest dla nich jak kula u nogi. Cieniem zawodnika sprzed czterech dni był wspomniany już Joao Felix, choć na swojej prawej stronie przeciwnicy wciąż byli groźni.

Diogo Goncalves swe najlepsze chwile w tym meczu miał jednak dopiero przed sobą; może zresztą i nie doszłoby do nich, gdyby tuż przed przerwą Joelowi Pereirze „wypsnęła” się z rąk piłka uderzana z dystansu przez Szymona Żurkowskiego. „Zatańczyła” mu na rękawicach, ale ją utrzymał; limit szczęścia Polaków jednak miał tego dnia swoje granice…

Kamil w „realu”

Miejscowi na II połowę wyszli z mocnym postanowieniem poprawy – i bardzo szybko; jakieś pięć minut przed Polakami. I szybciej też zaczęli grać, dzięki czemu Kamil Grabara został błyskawicznie rozgrzany. Intuicyjnie sparował strzał Andre Horty z 10 metrów, 60 sekund później skutecznie odbił też piłkę uderzaną przez Diogo Goncalvesa z rzutu wolnego. W końcu jednak skapitulował, gdy tenże dorzucił piłkę na 6-7. metr, a Diogo Jota skorzystał z zamiany w słup soli Bielika i głową uprzedził golkipera Liverpoolu.

Gdyby w 60 min „asystent” przy tejże bramce sam trafił w jej światło – a nie w słupek, pewnie zrobiłoby się gorąco. I tak zresztą było, choć tym razem raczej za sprawą Roberta Gumnego, który zaczął „kręcić” Rafael Leao, niż krytykowanego po Zabrzu Kamila Pestki. Grabara jednak pokazywał, że mocny jest nie tylko – jak zarzucają mu niektórzy – w rzeczywistości wirtualnej, czyli na Twitterze, ale też w „realu”. Kiedy na kwadrans przed końcem – po kontrze uruchomionej przez bramkarza portugalskiego – zatrzymał w sytuacji „jeden na jeden” Diogo Jotę, z naszych rywali ostatecznie „zeszło powietrze”.

Polacy co prawda walczyli ze skurczami i czasem po prostu wybijali piłkę na oślep, ale dowieźli rewelacyjny – i sensacyjny w każdym wymiarze – wynik do końca. W ten sposób – mimo bolesnych (dosłownie) chwil – wpisali się w historię polskiego futbolu: po raz pierwszy biało-czerwoni prawo gry w finałach mistrzostw Europy U-21 wywalczyli sobie na murawie! Wielkie gratulacje dla Czesława Michniewicza i jego drużyny!

 

Portugalia – Polska 1:3 (0:3)

0:1 – Bielik, 5 min, 0:2 – Kownacki, 8 min, 0:3 – Szymański, 24 min, 1:3 – Jota, 52 min

PORTUGALIA: Joel Pereira – Diogo Goncalves, Jorge Fernandes, Diogo Leite, Yuri Ribeiro – Andre Horta (77. Tavares), Eustaquio, Joao Carvalho (38. Rafael Leao), Gedson Fernandes (70. Bruno Xadas) – Joao Felix, Diogo Jota. Trener Rui JORGE.

POLSKA: Grabara – Gumny, Wieteska, Bielik, Pestka – Dziczek, Żurkowski – Kapustka, Jagiełło (53. Michalak), Szymański (69. Jóźwiak) – Kownacki (90+4. Świderski). Trener Czesław MICHNIEWICZ.

Sędziował Davide Massa (Włochy). Żółte kartki: Jorge Fernandes (42. faul), Eustaquio (56. faul) – Jagiełło (34. faul), Kapustka (39. faul), Dziczek (78. niesp. zach.).