Babskim okiem. Medale z odzysku

Ale czy zawsze? Bo czy jeszcze komuś w ogóle można wierzyć? I czy każdy mistrz jest naprawdę mistrzem? Przecież coraz częściej okazuje się, że tytuł ten jest jedynie tymczasowy, a medal to trofeum… przechodnie. Oszustwo – niestety – stało się bowiem w sporcie prawie codziennością. Świat obiegła właśnie wiadomość, że za stosowanie dopingu zawieszona została kolejna grupa rosyjskich lekkoatletów. Wśród nich młociarka Tatiana Łysenko, zresztą ukarana za to przewinienie po raz drugi. Tym razem Łysenko pozbawiona została tytułu mistrzyni świata z roku 2013, a to złoto należy się naszej Anicie Włodarczyk. Wcześniej – też złapana na stosowaniu dopingu – musiała oddać Polce olimpijskie złoto z Londynu. Klasyczna recydywa… Pani Anita może więc mieć satysfakcję, chociaż przyszło jej na to długo czekać. Ta, która z nią wygrywała, nie grała fair.

Medale i tytuły należą się naszej reprezentantce. Tylko jaka z tego radość? To takie medale z… odzysku. Przecież wygrana to nie tylko ten złoty krążek. To podium, hymn i cała ta ceremonia prawdziwym mistrzom należna. Tego nie zwróci jej już nikt. A jeśli o bardziej przyziemne sprawy idzie, to także i finansowe premie. Więc oddanie medali to jedynie część kary. I w tym miejscu chciałoby się dodać, że wszyscy degradowani za doping pseudomistrzowie, ponosić powinni także wszelkie finansowe obciążenia z tym związane. Mądrzy ludzie nie bez powodu twierdzą, że właśnie przez kieszeń najłatwiej trafić do rozumu. Może zatem stosowane do tej pory kary są zbyt łagodne? Albo ci ukarani czują jednak za plecami poparcie swych wyżej postawionych mocodawców?

Bo przecież plaga dopingu w sporcie przypomina prawdziwe tsunami, a rosyjscy sportowcy, mimo że hurtowo dyskwalifikowani, nadal się koksują. Ręce opadają. Może więc naprawdę rację mają ci, którzy coraz częściej – i coraz głośniej – mówią o tym, aby wyzerować wszystkie rekordy, a notowanie najlepszych światowych – czystych! – wyników zacząć w ogóle od nowa? Zewsząd słychać antydopingowe gromy. Wszyscy wypowiadają „koksiarzom” bezwzględną walkę. Ale czy naprawdę? Czy rzeczywiście możemy mieć pewność, że medale zdobywa się w czystej, sportowej walce? Czy może jest to tylko taka zabawa w policjantów i złodziei? I czy za lat parę – kiedy laboratoria dysponować będą lepszymi, bardziej nowoczesnymi środkami – nie okaże się, że oni też „brali”, tylko wcześniej nie udało się ich na tym złapać?

Kiedyś napisałam, że najskuteczniejszym sprawdzianem tego, czy ktoś nie korzysta z niedozwolonego wspomagania, wnikliwszym od najlepszego nawet laboratorium, może być w tym przypadku jedynie własne sumienie i zwykła, ludzka uczciwość. I chyba nic innego w tej sprawie dodać nie potrafię.

 

Na zdjęciu: Anita Włodarczyk zapisać może na swym koncie kolejny tytuł mistrzyni świata. Tatiana Łysenko znów nie walczyła fair.