Bez rozgrzewki. Warto być z piłką za pan brat?

Stacji telewizyjnych transmitujących wydarzenia sportowe przybywa. A każda z tych stacji wciąż tworzy nowe kanały, chcąc obsłużyć jak największą liczbę tych wydarzeń. Mistrzostwo świata w tej dziedzinie osiągnął bodaj Polsat, stwarzając możliwość obejrzenia dowolnie wybranego meczu bieżącej edycji Ligi Mistrzów; trzeba przyznać od razu, że bez dodatkowych opłat. Choć – jak długo?

Tak czy owak kibic w papciach może dostać oczopląsu i… drgawek portfela. Chcesz oglądać polską ekstraklasę piłkarską – zapłać za takie kanały, wolisz polską I ligę – zapłać za inne. Śmieszy cię rodzimy futbol? Sięgaj do kieszeni wciąż głębiej i głębiej, by zyskać możliwość oglądania ligi niemieckiej, włoskiej, francuskiej, hiszpańskiej, angielskiej… Jakiejkolwiek. Zawsze oczywiście pozostaje i ten – pozafinansowy – problem: kiedy to wszystko oglądać? Nawet jeśliś samotny (kawaler-panna, niechby z odzysku), i nawet jeśli kilkadziesiąt złotych wte i wewte nie robi ci żadnej różnicy, to i tak wszystkiego nie dasz rady obskoczyć. I w weekend czasu ci nie starczy, i przesyt musi się pojawić, i oczy zaczną łzawić. Co dopiero jeśli masz żonę (męża), dzieci… Trzeba i wypada poświęcić im choć parę chwil w ciągu dnia.

Te wszystkie skojarzenia przyszły mi do głowy w związku z informacją, że TVP przymierza się do przystąpienia do przetargu telewizyjnego na prawa do transmisji polskiej ekstraklasy od sezonu 2019/20. Z punktu widzenia zwyczajnego, a na dodatek niezbyt zamożnego (oszczędnego?) i niezbyt wymagającego kibica idea zapewne miła. Nie każdy przecież ma w pobliżu drużynę ekstraklasową, nie każdy też chce się fatygować w mniejszy czy większy tłum towarzyszący takim meczom, by o innych niedogodnościach z tym związanych już nie wspominać, wreszcie nie każdy jest skłonny wydawać dodatkowe pieniądze, by raz czy dwa razy w tygodniu zasiąść w fotelu przed telewizorem. Za to łatwa dostępność – właśnie za pośrednictwem TVP – może sprawić, że z tą naszą ekstraklasą będzie bardziej za pan brat.

Tu oczywiście pojawia się inny problem, a sprowadzający się do odpowiedzi na pytanie: czy warto być z nią za pan brat. Czy przypadkiem to, co widzi się w telewizji publicznej – z oczywistych przyczyn bardzo sporadycznie, na przykład przy okazji europejskich pucharów – nie jest wystarczająco zniechęcające i demobilizujące w związku z poziomem prezentowanym przez polskie drużyny? Czasem poziomem wręcz wstydliwym. A skoro najlepsi z polskiej ekstraklasy grają tak, jak grają, to co sobą reprezentują pozostałe drużyny, te niby gorsze? I czy w istocie dla TVP będzie to wzbogacenie oferty programowej, czy też tylko kolejne brzemię finansowe (przecież za te prawa trzeba słono płacić), choć i tak ostatecznie unieść je będzie musiał podatnik, niezależnie od tego, czy jest zainteresowany sportem, czy też nie.

Ale, paradoksalnie, ekstraklasa w TVP – z jej niczym nieograniczoną dostępnością – byłaby też wyzwaniem dla samych klubów. Być może bowiem musiałyby się one liczyć z częściowym odpływem bywalców stadionów, bo wybiorą fotel przed telewizorem. Być może trzeba byłoby podjąć bardziej zdecydowane działania celem ucywilizowania lub po prostu wyeliminowania tych, którzy pojawiają się na stadionach „dla draki”. Być może też zmniejszyłyby się profity płynące z samego faktu zawarcia kontraktu (za pośrednictwem Ekstraklasy SA) z TVP, która – ewentualnie – zapłaci mniej niż inni kontrahenci, ale jednocześnie stworzy klubom wielkie pole do popisu przy pozyskiwaniu reklam i w rozmaitych działaniach marketingowych.

Ale, co najważniejsze, trzeba byłoby naprawdę zacząć się starać, by unikać sportowego obciachu, już takiego ewidentnego, niczym nieograniczonego w odbiorze, na cały kraj; i nie tylko. Co akurat miałoby swoje dobre strony… Przy spełnieniu tego warunku, liczba obrażonych na polską piłkę, lub ją wyśmiewających, systematycznie by spadała. A TVP? No! Ta by mogła mówić o wypełnianiu swojej misji.