Bielsko-krakowskie bajania

Garbarnia Kraków to trzeci klub ze stolicy Małopolski, z którym Podbeskidzie Bielsko-Biała zmierzy się na szczeblu centralnym. Nigdy wcześniej „górale” z tym rywalem się nie skonfrontowali. Dość powiedzieć, że kiedy w 2011 roku bielszczanie awansowali do ekstraklasy, Garbarnia również świętowała swój sukces, a mianowicie promocję na trzeci stopień rozgrywkowy. Spędziła tam trzy sezony, a następnie spadła do III ligi. Bielszczanie pięć lat grali w elicie, czyli oba kluby całkiem niedawno, bo dwa lata temu, dzieliły aż trzy klasy rozgrywkowe. A już w sobotę, na Stadion Miejski, zawita właśnie krakowski klub. Ostatnią ekipą z tego miasta, która zagrała przy ul. Rychlińskiego, była Wisła. Nie było to dla kibiców Podbeskidzia zbyt miłe wydarzenie, bo wówczas po raz ostatni obejrzeli oni swój zespół w ekstraklasie. „Biała gwiazda”, po szalonym meczu, wygrała 4:3. I był to jeden z wielu bielsko-krakowskich meczów ze… „smaczkiem”.

„Jak „górale” bili krakowskiego mistrza…”

W 2011 roku, kiedy Podbeskidzie grało jeszcze w I lidze, miała miejsce historyczna konfrontacja z Wisłą w ćwierćfinale Pucharu Polski. „Górale” sensacyjnie pokonali zmierzającą po ostatnie swoje mistrzostwo Polski drużynę „Białej gwiazdy”, a niekwestionowanym bohaterem tamtych dni był Piotr Malinowski, autor bramki na stadionie przy ul. Reymonta, która okazała się kluczowa w kontekście awansu do półfinału. Pamiętać należy, że naczelnym architektem tamtego sukcesu był człowiek, a jakże, z… Krakowa! Robert Kasperczyk, który dziś pełni rolę szefa skautingu w innym tamtejszym klubie, czyli Cracovii.

Niesamowite było to, że wkrótce historia się powtórzyła. W październiku 2011 roku, już w ekstraklasie, Podbeskidzie pojechało na Wisłę, ponownie z trenerem Kasperczykiem i z zamiarem uniknięcia kompromitacji. Wisła była mistrzem Polski, a chwilę wcześniej znajdowała się o włos od awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Ale to „górale”, których jeszcze nie wszyscy w ekstraklasie traktowali poważnie, wygrali 1:0 po bramce Juraja Danczika. – W drugiej połowie piłkarze wycisnęli spod wątroby. Dziękuję im z całego serducha – mówił po meczu Kasperczyk. Ten mecz był jednym z tych, który kształtował słynny góralski charakter. Którego dziś kibicom „górali” tak bardzo brakuje…

Zwolnienia i… „centrostrzał”

W sumie przy Reymonta w Krakowie, Podbeskidzie wygrało w ekstraklasie aż trzy razy. W sezonie 2013/14 dzięki bramce Damiana Chmiela strzelonej w… 12 sekundzie spotkania. To najszybszy gol w historii rozgrywek ekstraklasy od kiedy notuje się takie statystyki. Mało tego. W następnej kolejce bielszczanie pokonali Cracovię, również na jej terenie. To po tym spotkaniu ówczesny trener „górali”, Leszek Ojrzyński, powiedział, że może nadal grać spotkania w grodzie Kraka. Istotnie w ekstraklasie „góralom” szło w stolicy Małopolski bardzo dobrze, bo wygrali pięć z dziesięciu spotkań. Ale jutro zagrają z Garbarnią u siebie i pod tym względem jest… zdecydowanie gorzej. Krakowskie kluby gościły pod Klimczokiem 11-krotnie i przegrały tylko raz.

Wisła nigdy Podbeskidziu na wyjeździe nie uległa, a jedno z tych spotkań było dla bielskich kibiców bardzo bolesne. 0:6 przegrali bielszczanie jesienią 2015 roku, a po tym meczu pracę stracił Dariusz Kubicki. To zresztą niejedyny trener Podbeskidzia, który pożegnał się z posadą po porażce z krakowskim klubem. Jesienią 2013 roku na Cracovii 2:4 przegrał Czesław Michniewicz i został zwolniony ze stanowiska. Z „Pasami” wiąże się też historia… słowotwórcza. To po golu strzelonym przy ul. Kałuży, Marek Sokołowski wymyślił swoje słynne określenie, czyli „centrostrzał” po zdobytym przez siebie golu, chociaż jego zespół przegrał. Jak zatem widać wspólne bielsko-krakowskie bajania są bardzo bogate. Czy po sobotnim meczu z Garbarnią wzbogacą się o koleją przypowiastkę?

 

Na zdjęciu: Kadr z ostatniej wizyty krakowskiego klubu pod Klimczokiem. Marek Sokołowski (z lewej) innym razem dał się innej krakowskiej drużynie we znaki…