Ciepliński: To już przypomina bal na Titanicu

Tomasz MUCHA: Dziś w Warszawie Związek Piłki Ręcznej w Polsce hucznie obchodzi stulecie, tymczasem powodów do świętowania nie widać – reprezentacja mężczyzn nie zakwalifikowała się na mistrzostwa Europy i świata, kadra kobiet odgrywa w nich marginalne role, o drużynach juniorskich nawet nie ma co wspominać, a zespoły klubowe – poza Vive Kielce – zbierają cięgi od rywali z Niemiec czy Danii kilkunastoma bramkami…

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Vive to zupełnie inna historia, klub bazujący na graczach światowego formatu z innych krajów. Tymczasem poziom piłki ręcznej w Polsce regularnie się obniża, nie tylko u kobiet, u mężczyzn również. Można już mówić o zapaści. Trzeba w środowisku sprowokować jakieś działania. Związek je podjął, ale one się mijają z celem…

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus

Dlaczego?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Bo wzięli się za to ludzie, którzy faktycznie odpowiadają za obecny dramatyczny stan rzeczy, mieli na niego zdecydowany wpływ. Oni tworzyli aktualną sytuację, a teraz znowu narzucają swoje poglądy, które się nie sprawdziły.

Niedawno posadę stracił dyrektor sportowy federacji Jerzy Eliasz, mający wcześniej mocną pozycję w związku. Oczywiście zarząd nie podał powodów tej decyzji – jakie jest jej tło?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Tego się nie dowiemy, ale możemy się domyślać. Pan Eliasz był dyrektorem sportowym ZPRP, czyli odpowiadał za szkolenie, a więc za aktualny stan piłki ręcznej w naszym kraju. W jego miejsce pełniącym obowiązki został Damian Drobik, ale i tak będzie musiał podporządkować się grupie weteranów. Podjęto próbę sondażu w środowisku w celu jakiegoś programu naprawczego, ale wygląda na to, że nieważne dokąd płyniemy, byle ster był w naszych rękach. Tymczasem tu trzeba ludzi nowych, z pomysłem, którzy merytorycznie mogą coś twórczego wnieść, a nie powielają stare grzechy…

Pan widzi takich ludzi w środowisku?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Nie chciałbym wychodzić przed szereg i rzucać konkretnymi nazwiskami, ale zapewniam, że są tacy i chętnie podejmą współpracę, być może w swoim czasie się ujawnią. Ale warunkują to tym, żeby ustąpili ludzie, którzy wszystko zniszczyli…

Na czym polegał wspomniany przez pana sondaż środowiska?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Zaproszono grupę około dziesięciu osób, by porozmawiać o sposobach wyjścia z kryzysu. W pierwszej „turze” byłem i ja. Każdy z nas wypowiadał się negatywnie – o centralnych ośrodkach szkolenia, o szkołach sportowych, o lidze… Powiedziałem wprost, że za naprawę nie powinni zabierać się ludzie, którzy robili to dotychczas. Tymczasem moderujący dyskusję profesor Janusz Czerwiński (prezes ZPRP w latach 1988-96, wspólnie ze Stanisławem Majorkiem trener brązowej drużyny mężczyzn igrzysk olimpijskich 1976 – przyp. red.) zauważył – owszem – że system szkolenia nie funkcjonuje, de facto nie mamy go w Polsce, ale on, Janusz Czerwiński, o tym nie wiedział… A przecież on od tylu lat widział i wiedział wszystko! A teraz zasłania się niewiedzą…

Kozłem ofiarnym został więc jeden dyrektor sportowy – reszta nagle się obudziła, że jest źle?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Eliaszowi należała się dymisja, bo wiele zepsuł – jeżeli nie ma wyników w kategoriach młodzieżowych, zarówno żeńskich jak i męskich, to znaczy, że gdzieś jest błąd, który trzeba zweryfikować i poprawić. Wprowadzić takie zasady naboru i szkolenia, które będą skuteczne. Proste.

A więc błąd tkwi u podstaw?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Czegokolwiek pan dotknie, znajdzie pan argumenty, żeby aktualny stan rzeczy jak najszybciej zmieniać. Ale wyrywkowe dotknięcie jednego problemu nic nie daje. Trzeba przewrócić cały system. Podam jeden przykład: jeżeli będzie zły nabór dzieci, bez potencjału, to oczywiście – one mogą sobie biegać, grać, być szkolone, ale z tego i tak nie będzie zadowalających sportowych efektów. Z drugiej strony – źle wykształcony trener, nawet jeżeli otrzyma dobry „materiał”, to również nie będzie w stanie osiągnąć wyników na wysokim poziomie.

Może trzeba sięgnąć do gotowych i sprawdzonych wzorców systemu szkolenia – jak w siatkówce?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – To jest kolejne uproszczenie. To inna gra, inne zasady, dyscyplina inaczej funkcjonuje. To samo z zagranicą. Jeżeli odtworzy pan u nas podobny model do francuskiego czy niemieckiego, ale wrzuci w to źle wyszkolonych zawodników i nieprzygotowanych trenerów, to system i tak nie będzie funkcjonował. I odwrotnie – nawet jeżeli świetnie przygotowany trener obejmie reprezentację młodzieżową, ale otrzyma kiepski materiał ludzki, to nie będzie mógł się wykazać swoimi umiejętnościami i nie osiągnie znaczącego wyniku. Trzeba stworzyć system, który będzie efektywny u nas, w Polsce.

Ale przecież związek chwali się, że w całym kraju jak grzyby po deszczu powstały szkolne ośrodki szkolenia piłki ręcznej…

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Organizacyjnie to dobry pomysł, niestety merytorycznie do niczego dobrego nie prowadzi. Praktyka bowiem wygląda tak: trener organizuje klasę sportową, do której nadaje się ledwie trzech-czterech chłopców, ale regulaminy oświatowe nakazują, by w klasie było 12-15. Więc dobiera się dziesięciu innych, którzy może i chcą, ale nie mają predyspozycji. Powstaje więc fikcja wymuszona przez bzdurne przepisy – za siedem i pół miliona złotych rocznie…

Ale może jeżeli z każdej takiej klasy wybije się choć jedna utalentowana „perełka”, to już coś?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Też nie. Bo jeżeli znajdzie się w klasie, w której szkolenie będzie ukierunkowane pod słabszą większość, która jest w niej przypadkowo, to przechodząc do kategorii starszej, ten talent już będzie miał podstawowe braki i w konsekwencji „zginie”. Oczywiście, mocne jednostki zawsze gdzieś się przebiją, ale to za mało. To są błędy widoczne jak na tacy.

Jak więc to zmienić?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Jednym zdaniem nie da się problemu rozwiązać. Na pewno trzeba usiąść, rozwinąć temat, zastanowić się w gronie fachowców, ale nie tylko tych, którzy pracowali dotąd źle. Takich tematów jest z dziesięć, piętnaście – począwszy od naboru i selekcji, przez szkolenie, edukację trenerów, system rozgrywek, i tak dalej.

A może po prostu młodzież nie chce grać w piłkę ręczną – woli nożną, siatkówkę, tenis…?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Może w takich ośrodkach, jak Katowice czy Gdańsk, gdzie konkurencja innych dyscyplin jest duża, to faktycznie problem. Ale jest wiele takich środowisk w Polsce, gdzie sportu w ogóle nie ma i można zaszczepić i wyłonić duże talenty. Można podać wiele przykładów z historii – najwybitniejsi polscy piłkarze ręczni, jak Bogdan Wenta, Karol Bielecki, Sławek Szmal, bracia Jureccy, Marek Panas pochodziło z małych klubów i środowisk. Poprzez skauting, penetrację można ich wyszukać. Ale trzeba do tego sprawnie funkcjonującego systemu. Tymczasem pojawia się kolejne niebezpieczeństwo…

Może być jeszcze gorzej?!

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Chcę powiedzieć, że brak wizji, programu naprawczego i szybkich efektów może sprawić, że związek straci umowy sponsorskie, m.in. z PGNiG, i telewizyjne. Dotychczasowy zarząd odejdzie po kolejnych wyborach, a nowi ludzie zostaną z pustką szkoleniową i finansową.

A tutaj huczne obchody stulecia – bal na Titanicu?

Jerzy CIEPLIŃSKI: – Dosłownie! Będąc szefem związku, chyba tak hucznie bym tego jubileuszu nie obchodził, bo naprawdę nie ma powodów do świętowania.

 

 

ONI NADAJĄ TON – PIERWSI DO ORDERÓW

Andrzej Kraśnicki – prezes ZPRP (od stycznia 2006 r.), także prezes PKOl.

Henryk Szczepański – I wiceprezes ds. finansowych i organizacyjnych

Zygfryd Kuchta – wiceprezes ds. szkolenia sportowego

Bogdan Sojkin – wiceprezes ds. marketingu i komunikacji

Grzegorz Budziosz – wiceprezes ds. organizacji rozgrywek

 

Na zdjęciu: Polska piłka ręczna „leży”: reprezentacja mężczyzn – czwarta drużyna igrzysk w Rio de Janeiro – nie zagrała w ostatnich mistrzostwach Europy, w styczniu zabraknie jej też w mistrzostwach świata…