Tarasiewicz czasu by nie cofnął

Czy dobro jednostki powinno stać wyżej niż interesy klubu z dużego miasta, mającego swoje aspiracje, grającego na pięknym stadionie? Trudne pytanie, na które najłatwiej odpowiedzieć: zależy. „Zawsze warto być człowiekiem” – śpiewał Ryszard Riedel i z podobnego założenia wyszedł też Ryszard Tarasiewicz, który w ostatnich chwilach okienka transferowego wyraził zgodę na transfer Kamila Zapolnika do Górnika Zabrze.

GKS wygenerował sobie jednak poniekąd problem na własne życzenie. Nie miał już czasu na ściągnięcie godnego następcy „Zapola” i został bez rasowego napastnika. Tyszanie od tamtej pory wygrali tylko jeden mecz – ten pierwszy, 1 września z Wartą Poznań…

Spójrz mu w oczy

Szkoleniowiec drużyny z ul. Edukacji zgadza się, że z Zapolnikiem w składzie, drużyna odniosłaby zwycięstwo w którymś z dziesięciu ostatnich spotkań. – Prawdopodobnie tak by było. Gdybym jednak drugi raz miał podejmować decyzję, to postąpiłbym drugi raz tak samo, pozwalając Kamilowi na odejście do Zabrza. Proszę mi wierzyć, że trudno odmówić, gdy widzi się oczy zawodnika, otrzymującego propozycję z ekstraklasy w tym wieku. To nie 19- czy 20-latek, a zawodnik już nieco starszy.

Dla niego to mógł być ostatni moment na taki transfer. Prawda jest taka, że zawodnicy, których w jakiś sposób się zablokuje, żyją już przyszłością. Nie są w zespole na dobre i na złe. Taka jest psychika człowieka. Pamiętajmy też, że „Zapol” rozegrał w poprzednim sezonie 34 mecze i strzelił 8 goli. Z całym szacunkiem dla niego, nie jest tak, że walnął ich 14 czy 16 – zwraca uwagę trener Tarasiewicz, który w ataku wciąż nie znalazł optymalnego ustawienia.

Trzy, cztery bramki…

Notorycznie oczekiwań nie spełnia Jakub Vojusz. Słowak od kilku tygodni mecze zaczyna na ławce rezerwowych.
– „Zapol” w spotkaniu bardzo szybko potrafił przejść z fazy niewykorzystania sytuacji do skoncentrowania się na następnych. Jego „mental” był lepszy od Kuby Vojtusza, który nigdy nie był wybitnym strzelcem, zdobywającym bramki seryjnie. Teraz nie marnuje sytuacji, bo tak naprawdę… do nich nie dochodzi. Daliśmy mu szansę w kilku meczach, teraz musimy szukać rozwiązań. Za dużego pola manewru w ofensywie nie mamy. Wszyscy w klubie liczyliśmy, że jesienią Vojtusz pomoże nam, zdobywając 3-4 bramki, ale do tej pory ich nie ma – przyznaje Tarasiewicz.

Efekt tego „poszukiwania rozwiązań” to wystawianie w roli „dziewiątki” 17-letniego Michała Staniuchy, a nawet nominalnych pomocników: Sebastiana Stebleckiego i Łukasza Grzeszczyka. Z „Grzeszczem” na ataku GKS przystępował do dwóch ostatnich spotkań (1:1 w Jastrzębiu i 0:1 z Chojniczanką).

– Na dziś nie mamy napastnika. Myślę tu nie o stronie fizycznej, bo z tym akurat nie ma problemu, a o takiej aktywności. Niezależnie od tego, czy Jakub Vojtusz gra od początku, czy wchodzi z ławki, ma problem ze stworzeniem sobie sytuacji bramkowej, z wygraniem pojedynku. Dlatego też zdecydowaliśmy się na grę bez napastnika, a zawodnikami ze środka pola, którzy są bardziej kreatywni w ofensywie, potrafią wygrywać pojedynki. Mecz z Chojniczanką potwierdził, że umiemy stwarzać sytuacje – przekonuje trener zespołu z Tychów.

Z kibicami się nie droczy

Niektórzy kibice są zdania, że skoro i tak idzie jak po grudzie, to jak najwięcej minut mógłby łapać Staniucha. 17-latek, który strzelał masowo gole w rozgrywkach juniorskich, wybiegł od pierwszej minuty na mecz z Rakowem Częstochowa (0:0, 20 października), ale od tamtej pory na boisku już się nie pojawił.

– Nie jestem sabotażystą – zastrzega Ryszard Tarasiewicz. – GKS to nie jest pierwszy zespół seniorski, który prowadzę. Nie jest tak, że mam lepszego napastnika od Vojtusza, który może więcej wnieść, a specjalnie nie wpuszczam go, żeby droczyć się z kibicami. No przepraszam bardzo! Staniucha to młody chłopak. Znam jego charakter, mentalność. Na pewno dysponuje większą szybkością niż Vojtusz, ale ma jeszcze kilka braków. Przede wszystkim – w grze głową czy utrzymaniu się przy piłce.

Klimat boiskowy od kilku meczów nie jest najlepszy. Kuba Piątek też potrzebował trochę czasu, ogrania, wpuszczenia w dobrym momencie, by nabrał pewności. Patrząc na nasz skład, jesteśmy w pewnym sensie wyjątkowi. Grają chłopaki z 1998, 1999 rocznika, sporo młodzieżowców jest też na ławce rezerwowych. Chyba żaden inny zespół nie zabiera do „osiemnastki” tylu młodych chłopaków. Z jednej strony – to optymistyczne, a z drugiej – czeka ich naprawdę dużo pracy. Proszę mi wierzyć… – dodaje Tarasiewicz.

Na zdjęciu: Ryszard Tarasiewicz zapewne liczył, że Jakub Vojtusz zdobędzie tej jesieni co najmniej 3-4 gole. Na razie jednak licznik nie drgnął…