Konarski: Turcy po meczu idą na papierosa

Jakub KUBIELAS: Po rocznym pobycie w Turcji zdecydował się pan na powrót do PlusLigi. Co się w niej zmieniło pod pańską nieobecność?
Dawid KONARSKI
: – Po pierwszych kolejkach trudno to obiektywnie ocenić, ale wróciłem do ligi ciekawszej. Zanim odszedłem do Turcji, do Szczecina na przykład jechało się po pewne trzy punkty. Niedawno na własnej skórze przekonaliśmy się, że akurat ten zespół mocno się zmienił. PlusLiga jest nadal bardzo atrakcyjna. Na trybunach pełno ludzi, a w telewizji mnóstwo transmisji. Więcej niż w poprzednich latach. Rozwijamy się i mam nadzieję, że poziom sportowy będzie coraz wyższy.

Nie jest problemem fakt, że dołączył pan do zespołu Jastrzębskiego Węgla tak późno?
Dawid KONARSKI
: – W innych zespołach było podobnie. Mam nadzieję, że moja gra z meczu na mecz będzie wyglądać coraz lepiej. Już w ostatnim spotkaniu czułem się dobrze. Wiadomo, że rozgrywającemu z atakującym potrzeba trochę czasu na zgranie. Większość piłek musi wystawiać przez plecy. To nieco trudniejsze niż gra do przodu, bo rozgrywający mnie nie widzi.

Staramy się grać bardzo szybko, a to wymaga precyzji. Lukas Kampa jest jednak na tyle dobrym zawodnikiem, że niedługo będzie to wyglądało tak, jakbyśmy trenowali ze sobą lata. Teraz mamy trochę więcej czasu, aby potrenować. Na razie nie jest źle, ale może być lepiej.

Nie ma pan przesytu siatkówki? Przecież od mistrzostw świata nie minął nawet miesiąc, a za sobą macie już trzy mecze ligowe.

Dawid KONARSKI: – W pierwszych tygodniach podczas kadry miałem dużo odpoczynku. To było niezwykle ważne, bo wypoczęła przede wszystkim głowa. Trener Vital Heynen dał większości zawodników dużo wolnego, co w przeszłości nie miało miejsca. Po mistrzostwach świata miałem… jeden dzień wolnego przed powrotem do klubu. Ale wcześniejsze wakacje zrekompensowały wszystko. Teraz liga pędzi jak szalona, baterie trzeba było naładować wcześniej. Wiadomo, że podczas mundialu nie robiliśmy już siły, bo byliśmy w rytmie meczowym. Teraz siłę trzeba trochę odbudować.

Jastrzębski Węgiel ma w tym sezonie jeden cel – zdobyć medal. Pańskim zdaniem to wykonalne?
Dawid KONARSKI
: – Oczywiście, że tak. Po to budowany jest taki zespół i takie są aspiracje klubu, prezesa, sztabu szkoleniowego i nas – zawodników. My w to wierzymy i będziemy do tego dążyć. Nikt nie przyszedł do Jastrzębia po to, aby ładnie sobie pograć i może awansować do play offu, a potem „się zobaczy”. Mówimy otwarcie o walce o najwyższe cele. Nawet ten przegrany mecz ze Stocznią pokazał, że mamy argumenty po swojej stronie. Przegraliśmy go trochę na własne życzenie.

Nie sposób nie wrócić myślami do mistrzostw świata. To były długie trzy tygodnie…
Dawid KONARSKI
: – Przede wszystkim zdawaliśmy sobie sprawę z tego, w jakiej jesteśmy grupie i razem z trenerem doszliśmy do wniosku, że jest ona do wygrania z kompletem punktów, bo to miało nam pomóc w walce o szóstkę. Tak też się stało, nie traciliśmy punktów i byliśmy w bardzo uprzywilejowanej sytuacji. Nie najlepiej zaczęliśmy drugą fazę rywalizacji. Na pewno jakiś wpływ na to miał brak Michała Kubiaka. Ale nie taki, by nie móc poradzić sobie poradzić z Argentyną. Powinniśmy byli go wygrać i zamknąć sprawę awansu. Tak się nie stało.

Francuzi z kolei grali cały czas o życie i byli od nas lepsi. My robiliśmy zmiany, szukaliśmy innych rozwiązań… Nie udało się. Dopiero wygrana nad Serbią dała nam awans. Cóż, nie chcieliśmy i nie mogliśmy zostać największym i frajerami tego turnieju. Gdyby tak się stało, to byłaby katastrofa.

Po pierwszym zwycięstwie nad Serbią w drużynę jakby wstąpiły nowe moce.
Dawid KONARSKI
: – Kiedy znaleźliśmy się w szóstce, wzięliśmy głęboki oddech i przypomnieliśmy sobie, że chcemy grać o medale. Czuliśmy, że jesteśmy wysoko, a do końca turnieju pozostał tydzień. Z meczu na mecz graliśmy coraz lepiej i musieliśmy dać z siebie maksimum.

Trochę pomogła nam przeprowadzka do Włoch. Bo złotych bułgarskich piasków mieliśmy po tych dwóch tygodniach trochę dosyć. Sędziego z Dominikany również. W meczu z Argentyną się zagotował i zaczął gwizdać różne dziwne rzeczy. Nie dość, że poziom sportowy tego spotkania był różny, to jeszcze sędziowanie pozostawiało wiele do życzenia. Cóż, takie spotkanie też trzeba przeżyć.

Na takim turnieju każdy zespół ma słabszy moment. Wam przytrafił się w… najlepszym możliwym momencie.
Dawid KONARSKI
: – Zgadza się, jeżeli w którymś momencie tego turnieju można było słabiej grać, to właśnie wtedy, kiedy nam się przytrafił nieco słabszy czas. Trener Vital powtarzał nam, że trzeba zachować to, co najlepsze na decydujący fragment rywalizacji. Nie można było wszystkiego zostawić w początkowej fazie rywalizacji i do finału gasnąć. Trzeba było zrobić na odwrót i to wypaliło. Na początku nie graliśmy tak, jak graliśmy później. Z tego trzeba się cieszyć, trener powiedział, że tak właśnie ma być. Mówił, że najlepszą siatkówkę mamy zagrać 30 września i faktycznie tak się stało.

Niesamowity mecz rozegraliście przeciwko Stanom Zjednoczonym. W opinii wielu właśnie wtedy zostaliście mistrzami świata.
Dawid KONARSKI
: – Było bardzo ciężko. Przegrywaliśmy, ale udało się nam wrócić do meczu i odwrócić jego losy. Chyba każdy z nas powiedział już, że po tym meczu poczuliśmy się bardzo pewnie. Wiedzieliśmy, że jak wejdziemy do finału, to go wygramy.

Pan jest jednym z pięciu zawodników, który ma na koncie dwa tytuły mistrza świata. Gdyby dziś miały zmierzyć się drużyna Stephane’a Antigi z 2014 roku i zespół Vitala Heynena z 2018 roku, to kto wygrałby to spotkanie?
Dawid KONARSKI
: – Byłoby to z pewnością szalenie zacięte starcie mistrzów świata i nie sposób wytypować, który z zespołów wygrałby ten mecz. Oba były wspaniałe, bo zdobyły mistrzostwo świata. Można z przymrużeniem oka stwierdzić, że zespół z tego roku był ciut lepszy, bo pokonał w finale Brazylię 3:0, a tamten wygrał 3:1.

Ja, Fabian Drzyzga czy Paweł Zatorski mieliśmy wówczas po 23-24 lata. Graliśmy wprawdzie w kadrze wcześniej, ale to był nasz pierwszy wielki turniej. Grany na dodatek przed własną publicznością. Wspierali nas doświadczeni zawodnicy, jak Paweł Zagumny, Michał Winiarski czy Mariusz Wlazły.

Teraz to my jechaliśmy na turniej w podobnej roli, jako starsi zawodnicy, wsparci grupą młodszych kolegów. Ale tak to jest. Mistrzostwa są raz na cztery lata i trudno, aby na dwóch imprezach z rzędu grał ten sam skład. Wątpię, abyśmy za cztery lata spotkali się w takim samym zestawieniu, chociaż cyferki pokazują, że jest to możliwe.

Teraz czeka nas dłuższa przerwa od reprezentacyjnej siatkówki. W przyszłym roku nasza drużyna narodowa rozpoczyna plan dwuletni, którego celem jest medal na IO w Tokio. Najpierw jednak trzeba się na igrzyska zakwalifikować.

Dawid KONARSKI: – To cel nadrzędny. Cztery lata temu osobiście przeżywałem tę męczarnię, aby dostać się do Rio de Janeiro. Mam nadzieję, że teraz pójdzie nam lepiej i załatwimy to szybciej, żeby nie jeździć w styczniu na jakieś dodatkowe turnieje, tylko skoncentrować się już na samych przygotowaniach do igrzysk. W przyszłym roku kalendarz będzie niesamowicie wypełniony. Znając jednak trenera Vitala, to wszystko dobrze przemyśli i poukłada. Nie będzie nas zarzynał i na pewno coś odpuści. Mamy Ligę Narodów, kwalifikacje olimpijskie, mistrzostwa Europy, a następnie Puchar Świata. Widziałem, że ten ostatni turniej ma zacząć się dzień po… finale ME. Nie mam pojęcia, kto to wszystko układa. Dla zawodników taka liczba meczów jest katorgą. To jest chore. Trzeba ten system zmienić.

Mam nadzieję, że ktoś usiądzie i to przemyśli. Puchar Świata nie daje teraz kwalifikacji olimpijskiej. Daje parę złotówek więcej, ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Nie jeździmy tam po to, aby zarabiać pieniądze, ale zdobywać medale i osiągać cele z tym związane. Ten turniej miał prestiż i wszyscy chcieli tam jechać, bo można było awansować na IO. To bardzo trudne zmagania. W dwa tygodnie gra się 11 spotkań. Być może, jeżeli rzeczywiście pojawią się jakieś astronomiczne kwoty, to ktoś będzie chciał się wypruwać. Ale znając realia w FIVB, nie wierzę, aby tak się stało.

O to, że wystarczy nam sił i zawodników możemy być raczej spokojni, bo nasza reprezentacja, to nie tylko 14 mistrzów świata z Turynu.
Dawid KONARSKI
: – Kadrę mamy szeroką i jeżeli FIVB nie wymyśli jakiejś zasady, że musi grać określona liczba zawodników z poprzedniego turnieju – a tak potrafią robić, a nawet… karać – to jestem przekonany, że trener mocno pomiesza składem. To będzie dobre dla całej naszej kadry, bo wszyscy pograją z mocnymi rywalami. Każdy dostanie swoją szansę. Przetarcie w reprezentacji jest niezwykle ważne i będziemy mieli więcej ogranych zawodników.

Ostatni sezon spędził pan w lidze tureckiej. Jak tam było? Słyszy się różne dziwne rzeczy…
Dawid KONARSKI
: – Siatkówka jest wszędzie taka sama, ale Turcja jest specyficznym krajem. Starają się robić wszystko profesjonalnie, naśladować innych, ale różnie to wychodzi. Przykładem jest challenge, a w zasadzie jego obsługa, która pozostawia wiele do życzenia. Sędziowie nieraz bardzo dziwnie interpretują różne sytuacje. Ja grałem w klubie (Ziraat Baknasi Ankara – dop. red.) poukładanym pod względem organizacyjnym. Ale są kluby, gdzie zawodnicy muszą sami szukać sobie mieszkań i sami dojeżdżać na treningi, bo nie mają klubowych samochodów. Pojawiają się też opóźnienia w wypłatach, więc nie jest kolorowo.

https://sportdziennik.pl/jastrzebski-wegiel-bez-szans/

Bywa tam często, że w jednej drużynie grają wielkie gwiazdy, ale też zawodnicy, którzy mieliby problem z grą w… naszej I lidze.
Dawid KONARSKI
: – Aby poziom ligi tureckiej poszedł w górę, trzeba zatrudniać zagranicznych trenerów. Oni są w stanie poprowadzić to organizacyjnie i szkoleniowo, aby wszystko miało ręce i nogi. Przykładem jest Halkbank Ankara, gdzie pracują szkoleniowcy z zagranicy.

Trzymają zawodników tureckich krótko. Oni są bardzo rozpieszczeni. Nie jest ich zbyt dużo i jeżeli któryś z nich prezentuje średni poziom, to może grać w każdym klubie, w którym chce. I trudno mu o motywację. Taka jest mentalność Turków. Są leniwi, kiedy nie czują bata nad sobą. Nasz trener pozwolił na zbyt wiele luzu. Treningi i gra schodzą na drugi plan. Grają sobie od sezonu do sezonu. Nie ma w nich ambicji sportowych, aby nie przegrywać. Jak się uda, to się uda i jest fajnie. A jak nie, to się nic złego nie dzieje – idziemy „na papieroska” i tyle.

Minutę po zakończeniu spotkania trzy czwarte zawodników jest już w szatni „na dymku”, a rozciąga się może trzech obcokrajowców, którzy przygotowują się do następnych zajęć. Reszta idzie później do samochodu, aby jak najszybciej dotrzeć do domu.

Można powiedzieć, że w ciągu sezonu poznał pan sporo nowych zwyczajów.
Dawid KONARSKI
: – To była ciekawa przygoda i nowe doświadczenie. Po raz pierwszy grałem w zagranicznym klubie. Gdyby pojawiła się kolejna okazja wyjazdu do Turcji, to na pewno bym ją przemyślał. Ale na pewno bliżej końca kariery i pod warunkiem angażu w klubie z dobrym trenerem.

Na pewno liga turecka nie jest dla młodych chłopaków, którzy zaczynają poważną przygodę z siatkówka. Tam się jedzie, kiedy już się wie, jak utrzymać swój poziom i mając wypracowane pewne schematy. Jeżeli ktoś się chce rozwijać, a – nie daj Boże trafi na trenera Turka – to żadnego progresu tam nie zrobi.

Siłą ligi tureckiej są przede wszystkim duże pieniądze, za którymi jednak nic nie idzie.
Dawid KONARSKI:
– Wiadomo, że Turcja przyciąga dużymi pieniędzmi, bo w przeciwnym wypadku żaden ambitny dobry sportowiec nigdy by tam nie trafił. Oni na tym bazują, chociaż akurat przed tym sezonem żadnego wielkiego transferu nie dokonano. Zanosi się zatem na to, że pojawił się pewien kryzys. Turcy muszą zacząć od wprowadzenia profesjonalnej myśli szkoleniowej. Fajnie byłoby, gdyby w Europie funkcjonowała kolejna silna liga, ale nie od nas to zależy.

 

Na zdjęciu: Dawid Konarski… Jak się jest dwukrotnym mistrzem świata, to trudno nie mierzyć wysoko.