Ebi, Bronek, Żuraw… Gdzie są chłopcy z tamtych lat?

Najłatwiej odpowiedzieć na to pytanie w przypadku Jakuba Błaszczykowskiego, jedynego, który był w reprezentacji 12 lat temu i który jest w niej też dzisiaj. Jak wszyscy doskonale wiemy, skrzydłowy kontynuuje piłkarską karierę w Bundeslidze, gdzie na razie nie ma łatwego życia w Wolfsburgu.

W tym sezonie zagrał tylko 12 minut w meczu ligowym, lecz selekcjoner Jerzy Brzęczek docenił jego doświadczenie i waleczność, wysyłając mu powołanie. Kubie brakuje tylko jednego występu, aby przeskoczyć Michała Żewłakowa i stać się samodzielnym rekordzistą pod względem liczby występów w reprezentacji.

Portugalia i Stadion Śląski to pewnego rodzaju klamra dla Błaszczykowskiego, bo w czwartek będzie mógł zagrać w kadrze po raz 103. Natomiast 12 lat temu notował dopiero… swój 5. występ z orłem na piersi.

Z Moskwy do Chorzowa

W tym historycznym meczu bramki reprezentacji strzegł ten, który długiej historii z kadrą nie miał. Wojciech Kowalewski w biało-czerwonych barwach wystąpił raptem 11 razy, ale w 2006 roku przeżywał złoty okres swojej kariery, występując w Spartaku Moskwa, gdzie do teraz wspominają go bardzo ciepło.

Po tamtym meczu w drużynie narodowej wystąpił jeszcze tylko dwukrotnie, a karierę oficjalnie zakończył w 2012 roku, z powodu poważnych problemów z kręgosłupem. Mówił jednak wtedy, że być może zostanie trenerem bramkarzy i… tak też zrobił. Pracował chociażby w Legii Warszawa, natomiast obecnie pełni tę samą funkcję w sztabie szkoleniowym reprezentacji U-20, prowadzonej przez Jacka Magierę.

Najpierw boisko, potem ławka

Ale nie tylko Kowalewski zajmuje się przekazywaniem swojej wiedzy następcom. W trenerkę poszli także twardziele ze środka pola, którzy utrudniali wtedy życie takim tuzom jak Deco, Petit czy Costinha. Mowa o Mariuszu Lewandowskim i Radosławie Sobolewskim.

Ten pierwszy jest szkoleniowcem Zagłębia Lubin, chociaż jego posada jest mocno zagrożona.W przypadku zwolnienia raczej narzekać nie będzie. Do Lubina przeprowadził się z… Dubaju, gdzie mieszkał. Czym się zajmował? Nie chce o tym opowiadać, ale swego czasu na Instagrama wrzucał zdjęcia np. na treningu Guardioli, gdy ten jeszcze pracował w Bayernie Monachium, z trybun Grand Prix Abu Dhabi w Formule 1. Spotykał się z byłymi kolegami z drużyny, dziś gwiazdami światowego formatu m.in. z Willianem. Piłkarz Chelsea wrzucił do social-mediów wspólne zdjęcie z Polakiem i humorystycznym podpisem „Szef Dubaju”.

Sobolewski jako asystent trenera pracuje tam, gdzie spędził większość kariery, czyli w krakowskiej Wiśle. Dwukrotnie zdarzyło się także, że były pomocnik był pierwszym szkoleniowcem „Białej Gwiazdy”, lecz funkcję tę pełnił tymczasowo, razem z Kazimierzem Kmiecikiem. Niewykluczone więc, że być może Sobolewski obejmie kiedyś jakąś drużynę na dłużej.

Panowie z akademii

– Tamten mecz można wspominać tylko z uśmiechem. Wygraliśmy 2:1 po bardzo dobrym spotkaniu i myślę, że przeszło ono do historii polskiej piłki, a ja stałem się częścią tej historii – mówił Paweł Golański, który od roku pozostaje na piłkarskiej emeryturze.

Nie oznacza to jednak, że były prawy obrońca się nudzi, bo zajęć ma co nie miara. Jak sami mówi, jego oczkiem w głowie jest szkółka piłkarska Gol Academy, choć zajmuje się też innymi rzeczami. – Współpracuję z firmą Ergo, oprócz tego jestem ekspertem w Polsacie Sport i działam na rynku menedżerskim – dodaje Golański.

Swoją akademię ma również Arkadiusz Radomski. – Sami, wraz z Andrzejem Niedzielanem, prowadzimy treningi, więc pracy mamy dużo. Piłka to pasja, która u mnie cały czas jest na pierwszym miejscu – podkreśla były pomocnik, któremu praca w akademii wypełnia praktycznie cały czas.

(Nie)tajni agenci

Duża część piłkarzy po zakończeniu kariery decyduje się przejść na „drugą stronę” i działać w futbolu, ale pozostając w cieniu. Mowa o pracy w roli agenta czy menedżera, czym na życie zarabia chociażby człowiek, który w meczu z Portugalią zanotował asystę, Grzegorz Rasiak.

Urodzony w Szczecinie napastnik przez wiele lat występował w klubach angielskich, ale obecnie zdecydował się na zupełnie inny klimat i od dłuższego czasu mieszka we Włoszech w okolicach Sieny. Tam też prowadzi swoją agencję, GR Sport.

Śląski „drapacz chmur”

Podobnie jest z tym, który dobił prawie do setki spotkań w reprezentacji. Jacek Bąk w kwestiach menedżerskich współpracuje z synem i miał udział w transferach m.in. Rafała Wolskiego, Pawła Wszołka czy Łukasza Szukały. Były stoper reprezentacji Polski zajmował się także nieruchomościami. – Sprzedawałem to i tamto – mówi, a swoim eksperckim okiem spojrzał także na jedną z największych nieruchomości na Śląsku, czyli Stadion Śląski.

– Teraz Stadion Narodowy jest w Warszawie, ale Chorzów ma swoją magię. Fajnie, że teraz jest odnowiony. Żałuję trochę, że słynna wieża została rozebrana. Ten „drapacz chmur” nadawał temu obiektowi charakteru. Szczerze mówiąc, nie byłem jeszcze na nowym Stadionie Śląskim, ale na mecz z Portugalią się wybieram – zapowiada Bąk, który nawiązuje także mecz z 2006 roku.

– Wtedy Portugalia była bardzo mocna, naszpikowana gwiazdami. Miło się to wspomina i wydaje mi się, że był to jeden z najlepszych meczów reprezentacji Polski jako całości, w jakim grałem.

„Wyłącznik” Cristiano Ronaldo

Podobnie jak większość tamtej drużyny, mecz z Portugalią w wyjątkowy sposób wspomina Grzegorz Bronowicki. Chociaż – jak sam niegdyś przyznał – o tym spotkaniu najczęściej przypomina mu… jego syn, który jest wielkim fanem Cristiano Ronaldo. Słynny Portugalczyk, wówczas 21-letni, nie może wspominać tamtego meczu dobrze, bo nie tylko jego zespół przegrał, ale on sam miał nie lada kłopoty z Bronowickim! Ba, nasz lewy obrońca założył mu nawet „siatkę”!

Kariera 14-krotnego reprezentanta kraju nie potoczyła się jednak tak, jak sam zawodnik by tego oczekiwał. Urazy, złe leczenie i nieudany transfer do Crvenej Zvezdy Belgrad spowodowały, że dziś o Bronowickim nie jest tak głośno, jak mogłoby być. 38-latek jest dziś tam, gdzie zaczynał futbolową przygodę, czyli w Górniku Łęczna i pracuje jako skaut.

Wino i polityka

Oprócz Rasiaka, w meczu z Portugalią wystąpiło także dwóch innych napastników: kapitan Maciej Żurawski oraz rezerwowy Radosław Matusiak. Ten pierwszy po zakończeniu kariery próbował różnych rzeczy. W Polsce jest kojarzony przede wszystkim z Wisłą Kraków i właśnie tam rozpoczął swoją „pracę na emeryturze” – jako skaut, choć pierwotnie… nie chciał nim być.

Spośród tych, którzy pamiętają mecz sprzed 12 lat i dziś udzielają się na dziennikarsko-eksperckiej niwie, jest Maciej Żurawski (z lewej). Fot. Grzegorz Radtke/400mm

Po krótkim czasie stwierdził jednak, że ma dość bezczynności i sam zgłosił się do klubu. Został jego ambasadorem i skautem jednocześnie, którym był przez trzy lata. W międzyczasie na krótko wznowił karierę, grając w III-ligowym Porońcu Poronin, ale oprócz tego… startował w wyborach do Parlamentu Europejskiego, jako kandydat SLD, lecz nie otrzymał mandatu. Obecnie Żurawski jest cenionym ekspertem telewizyjnym.

Nieco inaczej potoczyły się Matusiaka, który nie może pochwalić się tak udaną karierą. Były napastnik jest świadomy, że sporą jej część przebalował, że nie wykorzystał swojego potencjału. Sportowym szczytem był sezon 2006/07 i wicemistrzostwo z GKS Bełchatów. A później odbijał się o ściany w Palermo, Heerenveen, Wiśle Kraków, Cracovii (aczkolwiek dla niej strzelił 8 goli), na Cyprze… Dlatego jeszcze rok temu pomagał ojcu, dyrektorowi łódzkiej Szkole Mistrzostwa Sportowego, gdzie opowiadał adeptom, co piłkarz powinien robić, a czego nie.

A swoje w życiu przeżył, był celebrytą, grał na giełdzie, gustował w dobrych winach, a w jednym z wywiadów przyznał nawet, że marzy mu się własna winiarnia.

Cichy bohater

Jacek Krzynówek jest legendą reprezentacji Polski, choć z Portugalią w 2006 wszedł na boisko z ławki rezerwowych. Gdy był młody, zanim został piłkarzem, zdarzyło mu się pracować u stolarza, lecz gdy zakończył karierę czynnego sportowca, wybrał nieco inne zajęcia. Przez rok był chociażby dyrektorem sportowym GKS-u Bełchatów, a teraz głośno zrobiło się o nim z powodu jego inicjatywy budowy dwóch boisk w Radomsku, czyli miejscowości obok której się wychował.

Co natomiast dzieje się z bohaterem, który strzelił Portugalczykom dwa gole i poprowadził Polaków do wygranej? Euzebiusz Smolarek żyje w Holandii, jego żona jest Holenderką, jego dzieci mówią po holendersku. Ale za to coraz częściej przyjeżdża do Polski. Jak opowiadał niedawno na łamach „Super Expressu”, przynajmniej raz w miesiącu odwiedza Uniejów, gdzie funkcjonuje akademia, której jest patronem. Jest doradcą Polskiego Związku Piłkarzy, współpracuje z jedną z łódzkich agencji menedżerskich, szuka kupca na ziemię, w którą kiedyś zainwestował… Ebi nie czuje jednak potrzeby bycia w blasku fleszy i jest zadowolony ze swojego obecnego życia.

Piotr Tubacki