Fornalik: Sam krzyk nie wystarczy

Rok w piłce, a zwłaszcza w ekstraklasie to mówiąc kolokwialnie „szmat czasu”, czego najlepszym przykładem jest właśnie Piast. Jak pan może kibicom wytłumaczyć przemianę, jaka zaszła w drużynie, która rok temu walczyła o utrzymanie, a teraz jest rewelacją tego sezonu?
Waldemar FORNALIK: – Wiele z tych rzeczy, który się zmieniły, da się zrozumieć i można znaleźć racjonalne wytłumaczenie. Jeżeli ktoś myśli, że to tylko – może nie przypadek – ale zbieg okoliczności i szczęścia, to nie jest to prawda. To jest proces i można by długo o nim opowiadać. Teraz jesteśmy w takim miejscu, że możemy być zadowoleni z gry, z wyników i z lokaty jaką zajmujemy. To długotrwały proces, setki treningów i tyleż samo godzin pracy i wielu podjętych decyzji, czasami nawet niepopularnych. Służyły one temu, aby drużyna, ale także i klub się rozwijał. Nowe wyzwania powodują, że ludzie muszą sprostać pewnym wymaganiom.

Trenera czasem można porównać do mechanika, który dostaje samochód do naprawy, wymieni kilka elementów i każdy oczekuje, że auto będzie inaczej funkcjonowało. Pan dokonał kilku zmian, gra poprawiła się już wiosną poprzedniego sezonu, ale o utrzymanie walczyliście do ostatniej kolejki…
Waldemar FORNALIK: – Życie pokazuje, że czas w wielu wypadkach działa na korzyść drużyn i trenerów. U nas to rzeczywiście trwało długo. Spodziewałem się, że uzdrowienie drużyny Piasta potrwa o wiele krócej.

Liczyłem, że po jesieni, gdy objąłem zespół i widziałem jaka jest to drużyna, po solidnie przepracowanej zimie i po pierwszym okienku transferowym, na który mieliśmy wpływ jako sztab, ta drużyna bez większych kłopotów się utrzyma. I początek wiosny był bardzo obiecujący, wygraliśmy z Lechią, była też seria meczów bez porażki, prezentowaliśmy solidną piłkę i ciekawą grę. Myślę, że kluczowym momentem były pamiętne derby z Górnikiem. Prowadziliśmy i walkower zachwiał naszą pewnością. To nie mogło pozostać bez wpływu. Co prawda tuż po derbach wygraliśmy z Sandecją, ale gdybyśmy mieli 6 punktów w 2 meczach, to sytuacja byłaby inna. W fazie finałowej gra głowa i to, że nie byliśmy wysoko miało też wpływ. Do tego doszły kontuzje ważnych zawodników, jak Sedlar, Mak czy Bukata.

Był u pana moment zwątpienia, że robi pan co w swojej mocy, a drużyna wciąż nie odpaliła? Możemy zaobserwować, jaka presja i krytyka spada obecnie na trenera Adama Nawałkę w Lechu, bo poznański klub nie gra na miarę oczekiwań kibiców.
Waldemar FORNALIK: – Różnie to wygląda. Są sytuację, że przychodzi trener i drużyna z marszu zaczyna punktować, lepiej funkcjonować. Są sytuacje, że to trwa długo. W poprzednich klubach też tak czasem bywało. Samo wejście do klubu nie oznaczało diametralnej zmiany. Nie ukrywam, że sposób prowadzenia drużyny, który preferuję, też może mieć wpływ, że czas oddaje wykonaną pracę. Mam choćby na myśli kilku zawodników, którzy na początku wyglądali „różnie”, ale z czasem ich postawa, forma rosła.

Tym najtrudniejszym momentem dla pana i drużyny były właśnie wspomniane przerwane derby z Górnikiem?
Waldemar FORNALIK: – Tak. Już wtedy zdawałem sobie z tego sprawę. Po serii dobrych meczów chcieliśmy postawić pieczątkę i nie miało być na nas mocnych. Pierwsze dni po meczu, to było oczekiwanie, nasłuchiwanie, czytanie medialnych doniesień. Głowy nie były przy piłce, lecz przy decyzjach jakie mogły zapaść. To musiało mieć wpływ na przygotowanie do kolejnych spotkań.

Praca z reprezentacją była cennym i trudnym czasem – mówi Waldemar Fornalik.
Fot. Piotr Kucza/400mm.pl

A ostatni mecz poprzedniego sezonu z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza? Przed pierwszym gwizdkiem byliście w I lidze…
Waldemar FORNALIK: – Plus był taki, że wszystko zależało od nas, że nie musieliśmy nasłuchiwać wyników z innych spotkań. Musieliśmy wygrać i to był temat przewodni. Zawodnicy stanęli na wysokości zadania.

W naszej rozmowie przewija się właśnie słowo czas i cierpliwość. Sprawdzając pana statystyki dotarłem do danych, że średni pana czas pracy w jednym klubie to ok. 1,36 roku, co jest bardzo dobrym wynikiem. Czy widzi pan zmianę postawy i tego „kredytu zaufania” wśród właścicieli czy władz klubów wobec szkoleniowców?
Waldemar FORNALIK: – Wydaje mi się, że to się zmienia. Przynajmniej w tym sezonie. Liczba dokonanych zmian jest mniejsza i być może więcej osób patrzy z boku i widzi, jak to działa i co procentuje.

Nie tylko nasz przykład, ale np. Cracovii z Michałem Probierzem, Pogoni z Kostą Runjaiciem czy postawienie na Piotra Stokowca w Lechii. Być może ludzie zarządzający klubami pójdą w tym kierunku. Jeśli zatrudniam trenera, to muszę być zorientowany na kogo stawiam. Dokładnie tak, jak trener stawia na danego piłkarza i wie na co go stać, jakie ma atuty, jakie ma wady. Tak i powinno też być ze szkoleniowcami. Powinno się mieć rozeznanie, a nie, że po pół roku czy kilku miesiącach ta wiedza się zmienia lub przestaje się liczyć. Jeżeli podpisuję z kimś kontrakt to jestem w pełni świadomy, co dana osoba sobą prezentuje. Oczywiście jest to praca z ludźmi i relacje mogą pójść w różnych kierunkach, więc nie możemy wykluczyć sytuacji wyjątkowych.

Ma pan już za sobą 57 oficjalnych meczów w roli trenera Piasta i jest to najdłuższy okres poza oczywiście pracą w Ruchu. Z pana perspektywy „szybko zleciało”?
Waldemar FORNALIK: – Tak. Wie pan, obecnie liga jest bardzo dynamiczna, meczów jest zdecydowanie więcej. Teraz mamy ligową przerwę, która dla nas potrwa 12 dni i bardziej myślimy co przed nami, niż co za nami. Nie zastanawiam się ile już pracuję czy ile chciałbym pracować. Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli chce się dobrze pracować w klubie, to trzeba mieć wizję, jakby miało się pracować w danym miejscu przez kilka lat. Ochota jak najdłuższej pracy w danym klubie jest bardzo ważna.

Pan ją ma w stosunku do Piasta, bo wiemy, że obecna umowa wygasa po zakończeniu sezonu?
Waldemar FORNALIK: – O zapisach kontraktowych nie chciałbym mówić, ale mogę powiedzieć, że bardzo dobrze pracuje mi się w Gliwicach. Po tych wszystkich trudnych sytuacjach, które finalnie nas wzmocniły, jesteśmy w innym miejscu. Komfort pracy też jest inny i o wiele większy niż gdy się walczy o utrzymanie. Praca w gliwickim klubie sprawia mi olbrzymią satysfakcję.

Wróćmy do sytuacji bieżącej, a ta jest bardzo komfortowa. Seria pięciu wygranych z rzędu robi wrażenie, nawet na pana zawodnikach, bo niektórzy nigdy w życiu nie mieli takiej passy. Na co według pana stać tę drużynę?
Waldemar FORNALIK: – Stać nas na dużo, bo pokazują to mecze, które już za nami. Trudno dziś określić czy jest to pierwsze, drugie, trzecie, czwarte czy piąte miejsce. Na pewno jeżeli będziemy dalej grać tak solidnie i skutecznie, to jesteśmy w stanie pokrzyżować szyki każdemu. Nie powiem panu o co walczymy, mogę powiedzieć, że walczymy o zwycięstwo w każdym kolejnym meczu, a jaki będzie finalny efekt, to się okaże na koniec rozgrywek. Skończy się runda zasadnicza, usiądziemy, przeanalizujemy z kim zagramy itd. Na pewno apetyty rosną, ale podoba mi się postawa zawodników, którzy skupiają się na najbliższych spotkaniach.

Imponować może pewność siebie, którą ma teraz drużyna Piasta. Nawet jak nie idzie, to pana piłkarze wierzą, że w końcu padnie bramka. Tak było choćby w ostatnich meczach z Górnikiem czy Miedzią.
Waldemar FORNALIK: – Dokładnie tak to wygląda. Mecz z Miedzią był spotkaniem, w którym musieliśmy być cierpliwymi. Nie jest tak, że w każdym meczu będziemy stwarzali sobie 10 sytuacji do strzelenia gola. W tym ostatnim meczu mieliśmy 4-5 okazji i to nie był zły wynik. Drużyna nabrała pewności i chciałbym, żeby to było kontynuowane.

Zimą mówił pan, że drużyna potrzebuje świeżej krwi. Ruchów kadrowych jednak prawie nie było i okazuje się, że dajecie sobie świetnie radę. Rozumiem jednak, że jest to krótkotrwały efekt?
Waldemar FORNALIK: – Tak. Na tę chwilę jest tak, jak pan mówi. Po każdej rundzie siadamy ze sztabem, dyrektorem sportowym, prezesami i analizujemy. Zimą rozłożyliśmy piłkarzy na czynniki pierwsze i uznaliśmy, że drużynie potrzebna jest kosmetyka. W związku z tym, że nie było na rynku zawodników lepszych na konkretne pozycje, a jeżeli już się pojawiali, to mówiliśmy o bardzo dużych pieniądzach. Uznaliśmy, że to nie będą dobre inwestycje. Dlatego pracujemy z zespołem w tym kształcie i życie pokazuje, że była to dobra decyzja.

Wasza dobra postawa jednak nikomu nie umknie. Im lepiej i wyżej zakończycie ten sezon, tym latem może być więcej ofert za piłkarzy Piasta…
Waldemar FORNALIK: – Zdecydowanie. Idealnie by było, gdybyśmy mogli dziś wszystko zaplanować na sto procent. Tego bierzemy za tego, a ten zostaje itd. Okienko letnie jest inne niż te zimowe. Większej liczbie piłkarzy kończą się kontrakty, pojawiają się lepsze oferty. Wiemy, że gdzieś pojawiają się tematy i zainteresowanie dwoma, trzema naszymi piłkarzami. Szykujemy się na lato, z każdym tygodniem pojawiają się nowe tematy i sprawdzamy wszystkie możliwości.

Strata, powiedzmy 3-4 piłkarzy będzie dla pana do zaakceptowania i nie trzeba będzie budować drużyny od nowa?
Waldemar FORNALIK: – Być może, ale zależy o jakich piłkarzach mówimy. Jeżeli „wyjmiemy” zawodników kluczowych dla każdej formacji, no to robi się już na wpół nowa drużyna. Czasami da się dokonać wymiany jeden do jednego, a czasami jest o to trudniej.

O jedno konkretne nazwisko muszę spytać, chodzi o Patryka Dziczka. Rozwija się z każdą rundą, gra w młodzieżowej reprezentacji Polski i latem czekają go mistrzostwa Europy, które mogą być oknem wystawowym. Nadchodzi moment na sprzedaż?
Waldemar FORNALIK: – Każdy klub, który ma zawodnika w polskiej młodzieżówce musi się z tym liczyć. Ci piłkarze zagrają na wielkiej imprezie, a już wcześniej byli i nadal są obserwowani, co pokazuje przykład transferu Szymona Żurkowskiego. To są zawodnicy w bardzo dobrym wieku, o dużych umiejętnościach i którzy mają perspektywy rozwoju. Poza tym nasi zawodnicy grający zagranicą, np. ci we Włoszech robią pozostałym dużą renomę.

Gdy pracował pan w Ruchu miał pan do dyspozycji drużynę na wskroś polską, z kilkoma obcokrajowcami, najczęściej Słowakami. W Piaście jest inaczej, ale potwierdzi pan, że asymilacja zagranicznych zawodników przebiega w Gliwicach bardzo dobrze?
Waldemar FORNALIK: – Kwestia języka to jedno, ale kwestia mentalności to drugie. Ważne jest, jak zawodnik wkomponowuje się w drużynę. Mamy przykład Aleksa Sedlara, który jest tutaj kilka lat, który pokazuje na każdym kroku, że jest blisko kolegów, blisko drużyny, jest z nią zżyty. Inne przykłady to również Joel Valencia, Tom Hateley, Mikkel Kirkeskov, Jorge Felix czy Frantiszek Plach, którzy nie są długo, a zachowują się jakby mieszkali i grali tu od dawna. Oni mają inne paszporty, ale głowami i mentalnością są nam bardzo bliscy. Natomiast Gerarda Badię czy Michala Papadopulosa nikt nie traktuje jako obcokrajowców.

Od dawna pojawiały się opinie, że w Piaście brakuje jeszcze piłkarza, który w trudnym momencie byłby w stanie, jak to się mówi „złapać drużynę za pysk”. Zgadza się pan z taką teorią?
Waldemar FORNALIK: – Wiele lat słyszę coś podobnego. Często się mówi, że jak drużyna źle funkcjonuje, to jest ktoś taki potrzebny. To tak nie działa. Drużyna przede wszystkim musi dojść do tego, że prezentuje odpowiedni poziom i wartość jako całość. Wtedy w zespole pojawia się kilku piłkarzy, którzy się odezwą, zwrócą uwagę. Jeden piłkarz tego nie zrobi. Sam krzyk czy sama mobilizacja nie wystarczy.

Porozmawiajmy trochę o panu. W ekstraklasie, w roli szkoleniowca debiutował pan w maju 2001 prowadząc Górnika. Wychodzi na to, że to już 18 lat. Jak wiele się zmieniło przez ten czas?
Waldemar FORNALIK: – Na pewno wszystko idzie w stronę większego profesjonalizmu. Zanim zaczynałem były sytuacje, że klub nie miał nawet trenera bramkarzy, nie mówiąc o trenerze przygotowania fizycznego. Analityk? Też nie. Technologia poszła do przodu, możemy mieć taką liczbę informacji o zawodnikach, przeciwnikach, że dwóch ludzi nie jest w stanie tego ogarnąć. Wymogi licencyjne spowodowały, że kluby funkcjonują na zdrowszych zasadach. To, że ktoś komuś zalega pieniądze na poziomie ekstraklasy jest już zjawiskiem rzadkim, a w dalszej perspektywie nie ma szans funkcjonowania na tym poziomie. Infrastruktura się zmieniła. Proszę popatrzeć jakie 10 lat temu mieliśmy stadiony? W mojej ocenie rozwój musi jeszcze nastąpić w obszarze baz i boisk treningowych. Licencje tworzą wymogi i niech tak będzie. Innej drogi nie ma.

A pan jako trener bardzo się zmienił? Ma pan obecnie inne podejście do piłkarzy?
Waldemar FORNALIK: – Nie mnie to oceniać. Musiałaby tego dokonać osoba, która widziała moją pracę wtedy i dziś. Na pewno człowiek z każdym rokiem dorośleje, a w „trenerce” nabiera większego doświadczenia. Czasy też się zmieniają, powiedzmy 15 lat temu a dziś to inna epoka. Piłka się zmienia, jej dynamika czy taktyka. To nie jest tak, że raz coś się uda i potem wystarczy przykładać kalkę i będzie tak samo. Wszystko jest zmienne i trzeba reagować.

Wiele osób widzi pana jako spokojnego, zamyślonego trenera, także na ławce rezerwowych w trakcie spotkań…
Waldemar FORNALIK: – Wiele razy podkreślałem, że to nie jest tak, że gdy któryś trener biega przy linii to znaczy, że żyje z drużyną, a ten drugi, który tak nie robi, to nie żyje. Jak ktoś stoi i analizuje to znaczy, ze nie przeżywa tego co się dzieje na boisku? No nie. Człowiek musi być przygotowany, żeby w przerwie być gotowym do przekazania konkretnych wskazówek. Natomiast reagując zbyt żywiołowo można pewnych rzeczy po prostu nie zauważyć.

Wspomniał pan o „zdrowszych zasadach”. Patrząc na dwa udziały w europejskich pucharach z Ruchem, który niemal ciągle targany był różnego rodzaju problemami, a teraz jest w II lidze i próbuje wstać na nogi, wydaje się że dokonał pan niemalże cudu…
Waldemar FORNALIK: – Klub to nie tylko pieniądze czy infrastruktura – choć to ważne – ale ludzie. Pracowaliśmy w określonych warunkach, ale stworzyła się grupa, która mimo tego mogła rywalizować z najlepszymi. To też pokazuje, że przez dłuższy czas człowiek będzie na pierwszym miejscu.

Puchary z „Niebieskimi” to pana najmilsze trenerskie wspomnienie do tej pory i największe osiągnięcie?
Waldemar FORNALIK: – Na pewno. Było to przyjemne i czułem satysfakcję doprowadzając drużynę na podium ekstraklasy Nie ukrywam, że to było już wiele lat temu i marzy mi się, żeby to powtórzyć.

Okres pana pracy w roli selekcjonera reprezentacji Polski był zarazem bezcenny i bardzo trudny?
Waldemar FORNALIK: – Przede wszystkim cenny, bo do dziś korzystam z tamtych doświadczeń. Na pewno był to też trudny okres dla polskiej piłki i reprezentacji. Drużyna wymagała przebudowy i to w trakcie rozpoczynających się i trwających eliminacji. Dlatego nie było to łatwe zadanie. Zostawiłem podwaliny pod reprezentację, która w kolejnych latach mogła skutecznie walczyć o udział w najważniejszych imprezach.

 

Na zdjęciu: Drużyna Piasta funkcjonuje bez zarzutów. „Myślimy tylko o kolejnych zwycięstwach” – mówi trener