Herbstmeister już znany. Bayern żegna się z mistrzostwem?

Jeśli w Niemczech ktoś zgarnia tytuł herbstmeistra, czyli jest najlepszą drużyną na półmetku rozgrywek, bardzo prawdopodobne jest, że to właśnie jego piłkarze sięgną na wiosnę po mistrzowską paterę. Ostatnia sytuacja, kiedy było inaczej, to sezon 2011/12, gdy po 17 kolejkach liderem był Bayern Monachium, mając 3 punkty przewagi nad Borussią Dortmund – ligę wygrali jednak właśnie dortmundczycy. Rok wcześniej na czele była natomiast właśnie BVB, mająca aż 10 „oczek” więcej niż drugie FSV Mainz. Tytułu ze swoich rąk nie wypuściła i na tę chwilę trudno sobie wyobrażać, aby tym razem było inaczej.

Kolejny rywal do kolekcji

– Nie sądzę, by ktokolwiek się tego spodziewał, ale od pierwszego dnia i pierwszego treningu z Lucienem Favrem było jasne, że to pójdzie w tym kierunku – stwierdził po przegranym meczu pomocnik Werderu Nuri Sahin, który pod koniec okienka transferowego zamienił Dortmund na Bremę. Jego były klub może być spokojny, ponieważ po 15 rozegranych spotkaniach ma aż 9 punktów przewagi nad goniącymi go imienniczką z Moenchengladbach oraz Bayernem Monachium. Sobotnie zwycięstwo BVB było w pełni zasłużone, choć wcale nie efektowne, bo przewagą tylko jednej bramki. A te zdobywali dla lidera będący w życiowej formie Marco Reus oraz niezawodny Paco Alcacer. Honor Werderu uratował ich lider, Max Kruse.

Lewy show i „antyshow”

Borussia nie może jednak spoczywać na laurach, bo choć jej największy rywal, ten z Bawarii, ma naprawdę dużą stratę, to oczywiste jest, że na wiosnę ruszy z szalonym pościgiem. – To był nasz najlepszy mecz w tym sezonie. Wynik 4:0 to wciąż mało, ponieważ mieliśmy jeszcze 3-4 stuprocentowe sytuacje. Chciałbym pochwalić chłopaków za dobrą dyspozycję – cieszył się po pokonaniu Hannoveru trener Bayernu Niko Kovac. Monachijczycy nie zostawili cienia złudzeń co do tego, kto w tym spotkaniu był zespołem lepszym i zmietli gospodarzy z powierzchni ziemi. Trzeba jednak przyznać, że H96 prawie w ogóle nie postawił się aktualnemu mistrzowi, więc jeszcze nie można stwierdzić, że kryzys w Bayernie skończył się już na dobre.

Swoją cegiełkę do wygranej dorzucił Robert Lewandowski, który po strzale głową dobił Hannover, zdobywając swoją 10. bramkę w Bundeslidze w tym sezonie. Ogółem Bawarczycy oddali aż 33 uderzenia, z czego 9 było autorstwa Polaka. 30-latek powinien był strzelić więcej goli, to oczywiste, ale w kilku sytuacjach zdecydowanie się nie popisał. Pod sam koniec meczu stanął chociażby przed zupełnie pustą bramką, lecz w trudny do wyobrażenia sposób spudłował. Nawet jeśli piłka podskoczyła niefortunnie na jakiejś kępce trawy, to snajper pokroju Lewandowskiego powinien wykorzystywać takie sytuacje.

Pechowcy kolejki

Gdyby istniał plebiscyt, w którym wybierałoby się pechowca kolejki, tytuł ten na pewno trafiłby do zawodników Hoffenheim. W jednym z najciekawszych, jeśli nie najciekawszym meczu tego weekendu w Niemczech ekipa TSG podejmowała u siebie wicelidera z Moenchengladbach. Pojedynek zapowiadał się pasjonująco i taki też był, ponieważ obie drużyny słyną z ofensywnej i przyjemnej dla oka gry. W sobotę „do przodu” grało jednak tylko Hoffenheim, które całkowicie zdominowało Borussię. Oddało aż 27 strzałów, zdobyło dwa nieuznane gole (spalone), obijało obramowanie bramki i nie trafiało do niej, gdy ta była pusta. W dodatku gospodarze ostatnie minuty grali w przewadze, ponieważ w zespole Gladbach z powodu kontuzji boisko opuścić musiał Raffael, a „Źrebaki” wykorzystały już limit zmian. 11 piłkarzy Hoffenheim oddawało w tym meczu strzały, jednak bramkarz Yann Sommer pozostał niepokonany, a spotkanie skończyło się bezbramkowym remisem. Jakim cudem? Tego piłkarze Juliana Nagelsmanna nie wiedzą chyba do tej pory.

Piotr Tubacki