Wojciech Kędziora: Nie możemy ciągle krytykować

Dwie porażki i remis. Jak zapatruje się pan na start wiosny w wykonaniu Ruchu?
Wojciech KĘDZIORA: – Początek z pewnością mamy nie najlepszy. Nasz dorobek punktowy jest bardzo mały, ale po ostatnim meczu naprawdę można mieć nadzieję, że będzie lepiej. Mimo że Olimpia jest nisko w tabeli, to Elbląg jest ciężkim terenem. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy się pokusić o trzy punkty i byłoby nam łatwiej. Skończyło się bezbramkowym remisem, po którym został niedosyt. Tak, jak to powiedział nam trener – lepiej mieć niedosyt niż smutek i żal. Trzeba to przekuć na najbliższy mecz z Rozwojem Katowice. Wygrać go i już!

Gdy patrzy pan w tabelę, to…
Wojciech KĘDZIORA: – To na pewno do głowy pchają się złe myśli, ale staram się je blokować, odganiać. I patrzeć do góry! Ja naprawdę nie wyobrażam sobie, byśmy nie byli w stanie utrzymać się w drugiej lidze.

Oj, optymista z pana.
Wojciech KĘDZIORA: – Trzeba być optymistą; wierzyć w zespół, w którym się gra i we własne umiejętności. Okres przygotowawczy, seryjnie wygrywane sparingi pokazały przecież, że potrafimy grać. Owszem, nie byli to przeciwnicy z wysokiej półki, bo głównie trzecioligowcy, ale to też dość wymagający rywale. Byliśmy w stanie dobrze grać, zwyciężać, strzelać gole. Teraz trzeba złapać rytm w lidze. Myślę, że będzie dobrze.

Gdy latem trafił pan na Cichą, kibice mówili o awansie. Teraz niektórzy wręcz marzą o uniknięciu degradacji.
Wojciech KĘDZIORA: – W Chorzowie powstała przed sezonem nowa drużyna, w której nie było wielu chłopaków mających duże doświadczenie. Chcieliśmy, by zatrybiło to jak najszybciej. Jesienią myślałem sobie: „To w końcu musi zapalić!”. Nie brakowało dobrych meczów w naszym wykonaniu, w których brakowało odrobiny szczęścia, a popełnione błędy przekładały się na wynik. W prosty sposób uciekło nam 7-8 punktów. Gdybyśmy je dziś mieli, bylibyśmy w zupełnie innych nastrojach. Sport jednak nie wybacza błędów. Teraz trzeba to odwrócić.

Jak to uczynić, skoro drużyna jest słabsza niż jesienią?
Wojciech KĘDZIORA: – Personalnie tak. Kolej rzeczy jest taka, że jedni odchodzą, a inni przychodzą. Takie zapadły decyzje, taki był pomysł na budowę zespołu. Zresztą, ta budowa ciągle trwa. Dziś nie oceniajmy, co było dobre, a co złe. Musimy skupić się na tym, w jakim jesteśmy składzie i wyciągnąć z tego maksymalnie dobry wynik. Po sezonie przyjdzie czas na weryfikację. Obyśmy mogli powiedzieć sobie, że wykonaliśmy dobrą robotę. Jesienią było nadto remisowych meczów, które powinniśmy wygrać – i przegranych, które powinniśmy zremisować. Konsekwencją jest to, że po pierwszej rundzie nasza sytuacja nie była taka, jakiej byśmy chcieli. Ale to już przeszłość. Teraz jest wiosna. Dwa mecze nam nie wyszły, w trzecim wykonaliśmy mały kroczek. Mam nadzieję, że dzięki temu nabierzemy tempa, a zespół okrzepnie i uwierzy, że potrafi wygrywać.

Jaka jest w tym pańska rola, jako najbardziej doświadczonego zawodnika?
Wojciech KĘDZIORA: – Staram się chłopaków wspierać; absolutnie nie dawać takiego poczucia, że jesteśmy w przegranej sytuacji. Musimy wzajemnie się wspierać, wierzyć w siebie. Krytyka – swoją drogą, ale szukajmy również dobrych stron tego wszystkiego. Bo gdyby kogoś tylko i wyłącznie krytykować, to przecież się nie podniesie. Mówimy sobie również złe rzeczy, ale zapewniam, że możemy na siebie w szatni liczyć.

Zastanawia się pan, jak po sezonie potoczą się pańskie losy?
Wojciech KĘDZIORA: – Kontrakt kończy mi się 30 czerwca. To trzy miesiące z hakiem. Najważniejsze jest dla mnie to, byśmy stanęli na wysokości zadania jako zespół. Czas pokaże, czy zasłużę sobie na to, by usiąść do rozmów i móc dalej grać w Ruchu. Nie ma co o tym mówić – trzeba dać sygnał na boisku, by dostać do ręki jakieś atuty.

W tym roku skończy pan 39 lat. Zadeklaruje pan, że niezależnie od tego, czy Ruch się utrzyma, nie zawiesi pan butów na kołku?
Wojciech KĘDZIORA: – Na tyle dobrze się czuję, że jeśli tylko zdrowie pozwoli, to będę grał w dalej. Paliwa w baku nie brakuje. Piłka wciąż sprawia mi tyle radości, że trzeba to ciągnąć. Robię przecież to, co zawsze w życiu chciałem robić. Gdy wstaję rano i chce mi się iść na trening, to wiem, że jest dobrze.

Ma pan własną receptę na długowieczność?
Wojciech KĘDZIORA: – Trudno powiedzieć. Kiedy byłem młodszy, sam zastanawiałem się, w jakim wieku jeszcze będę grał. Dobre prowadzenie się jest oczywiście kluczowe. Miałem to szczęście, że zwykle trafiałem też na odpowiednich ludzi. W Chorzowie mamy zapewnioną taką opiekę medyczną, takich fizjoterapeutów, że nie można powiedzieć złego słowa.

Tyle że jakby coraz bardziej oddalał się pan na boisku od bramki rywali.
Wojciech KĘDZIORA: – Już w niektórych sparingach grałem w środku pomocy. Trener próbuje systemu z jedną „dziewiątką” i dwiema „ósemkami”, przemieszczającymi się za napastnikiem w środkowej strefie i pomagającymi w defensywie „szóstce”. Cokolwiek się dzieje, niech pomoże nam zdobywać punkty – a będzie dobrze. Ten środek pomocy to nie jest dla mnie nowość, już swego czasu zdarzało mi się grać na „dziesiątce”.

Ale Rozwój, z którym zmierzycie się w niedzielę, w 2015 roku chciał pana pozyskać jako napastnika.
Wojciech KĘDZIORA: – Był taki temat! Szukałem wtedy klubu, bo skończył mi się kontrakt z Piastem Gliwice. Poukładało się dobrze, bo trafiłem do Niecieczy i rozegrałem swój najlepszy pod względem liczb sezon w ekstraklasie. W życiu trzeba mieć trochę szczęścia. Wtedy rękę podał mi trener Piotr Mandrysz, a ja starałem mu się odwdzięczyć na boisku. Byłem zadowolony, że mogę nadal grać w ekstraklasie.

Utrzymanie się z Ruchem w drugiej lidze będzie trudniejsze niż wtedy z Niecieczą w ekstraklasie?
Wojciech KĘDZIORA: – Trudno powiedzieć, bo to dwie różne historie. Najważniejszy jest dla nas najbliższy mecz, w którym zmierzymy się z sąsiadem z tabeli. Musimy się właściwie do niego przygotować pod względem taktycznym i motorycznym. Oby dopisało też trochę szczęścia, bo niekiedy go brakuje. Zrobimy wszystko, by w niedzielne popołudnie kibice mogli się cieszyć.

 

Na zdjęciu: 38-letni Wojciech Kędziora zdobył w tym sezonie 3 bramki na boiskach drugiej ligi.