Krebok: To jest reprezentacja na lata…

Włodzimierz SOWIŃSKI: Ciekawe skąd siatkarze wiedzieli, że w niedzielę pan obchodzi 75. urodziny?

Wiktor KREBOK: – (śmiech). Pewnie nie wiedzieli, ale zrobili mi wspaniały prezent i teraz ten dzień będę świętować podwójnie. Miniona niedziela dla mnie oraz wszystkich fanów sportu była fantastyczna.

Rozmawialiśmy przed mistrzostwami świata i stwierdził pan, że boi się naszego szalonego trenera. Chyba jednak się pan pomylił?

Wiktor KREBOK: – Nie do końca, bo przecież od początku żywiołowo reagował nie tylko na grę, ale również decyzje sędziów. Chyba ktoś mu szepnął, by jednak trochę stonował, bo w decydujących meczach był już spokojniejszy. Niemniej wykonał swoją robotę wraz ze swoimi współpracownikami perfekcyjnie, bo przecież stworzył świetnie funkcjonujący zespół, zwłaszcza w kluczowych momentach. Ta ekipa z meczu na mecz rosła w siłę, zaś w potyczkach o medale przeszła wszelkie oczekiwania. Może w tym szaleństwie trenera jest metoda? Pewnie coś w tym jest!

Czy potrafi pan wytłumaczyć renesans formy Bartosza Kurka?

Wiktor KREBOK: – Podczas turnieju wiele spraw mnie zaskakiwało i dziwiło. Odrodzenie Bartka Kurka to niewątpliwie największa niespodzianka. Miał niezwykle trudne momenty, bo przecież pamiętamy jak Stephane Antiga przed mistrzostwami w Polsce zrezygnował z niego. Po tej decyzji miał prawo czuć się zawiedziony i pewnie poczuł się odrzucony. Teraz, gdy Heynen stawiał na niego trochę kręciłem nosem dlaczego ma takie fory. A tymczasem Belg wiedział co robi, bo Kurek w kluczowych meczach stanął na wysokości zadania. Może pracował z psychologiem, bo im trudniejsza była sytuacja tym grał lepiej. Stał się dojrzałym oraz niezwykle stabilnym siatkarzem i oby tylko wytrzymał do igrzysk olimpijskich w Tokio.

Kto lub co jeszcze pana zaskoczyło?

Wiktor KREBOK: – Heynen i jego ludzie stworzyli zespół kompletny i każdy z zawodników spełniał określoną rolę. Nie było przypadku. Każdy z trenerów marzy o takim zawodniku jakim jest Michał Kubiak, bo przecież wszystkich trzymał za gardło i nikt mu nie podskoczył. Gdy zaszła potrzeba zaciskał pięści i był gotów walczyć. To wódz nad wodzami. Czy widział pan kiedykolwiek tak grającego Fabiana Drzyzgę? Odpowiem: nie! To był jego najlepszy turniej i oby go powtórzył w kolejnej ważnej imprezie.

Teraz już głośno może pan powiedzieć: stawiał pan na medal?

Wiktor KREBOK: – Ależ skąd! Mówiłem głośno, że gdyby reprezentacja awansowała do czołowej „6” wówczas to będzie sukces. A tymczasem wcześniej odpadła Francja, potem Rosja oraz gospodarze Włosi. Któż myślał, że dwa razy pokonamy Serbów, wygramy z Amerykanami.

Miał pan chwilę zwątpienia po przegranej z Argentyną?

Wiktor KREBOK: – Absolutnie nie! Naszym zdarzył się słabszy dzień, zaś rywale zaprezentowali się więcej niż poprawnie. I tyle. W naszej mentalności jest szukanie dziury w całym. Irytowały mnie głosy, że Serbowie specjalnie nam podarowali zwycięstwo, by wyeliminować Francję. To był bzdurne słowa i siatkarze pokazali swoją siłę w kolejnej potyczce z Serbami.

Przed siatkówką świetlana przyszłość?

Wiktor KREBOK: – Śmiem twierdzi, że mamy reprezentacje na lata, może nawet na dekadę. Przecież mamy świetne zaplecze, bo juniorzy zdobyli również mistrzostwo świata. Jakub Kochanowski już na dobre zadomowił się w reprezentacji, a przecież jego koledzy grają w ligowych zespołach i powoli będą pukali do reprezentacji. Naszej siatkówce do pełni szczęścia brakuje tylko medalu olimpijskiego.

Czy regulamin mistrzostw świata należy poprawić?

Wiktor KREBOK: – Zdecydowanie tak, bo im prostszy tym lepszy. Wydaje się, że formuła turnieju olimpijskiego powinna obowiązywać w każdej imprezie mistrzowskiej. 3-tygodniowy turniej jest za długi i na dodatek z zawiłościami regulaminowymi. Proszę przeanalizować, że kto kombinował ten przepadł. Serbowie chcieli grać z nami drugi raz, Włosi również pragnęli trafić na „słabą” Polskę i odpadli. Amerykanie również przegrali.