Krótka piłka. Mechanizm, który został wyregulowany

Jeśli trzynasty zespół poprzedniego sezonu, który nad pierwszym ze zdegradowanych rywali uzyskał – na dystansie 37 kolejek – raptem trzy punkty przewagi obecnie prowadzi w tabeli, to jego skok jakościowy wykonany w ostatnich miesiącach trzeba oceniać w superlatywach.

Nawet jeśli Piotr Stokowiec nie od razu znalazł pomysł na Lechię, a w każdym razie – nie wdrożył idei naprawy momentalnie. Nie obyło się też bez strat, po drodze skreślił przecież Marco Paixao, strzelającego – statystycznie – gola dla biało-zielonych częściej niż co drugi mecz. Zaś całkiem niedawno wystawił poza nawias Sławomira Peszkę, który także miał istotny wpływ na grę zespołu z Trójmiasta.

Wspomniane, niełatwe, decyzje dotyczące doświadczonych zawodników wywołały sporo kontrowersji, ale z perspektywy czasu trudno zarzucić szkoleniowcowi, iż nie miał racji. Potrafił bowiem koncepcję prowadzenia zespołu twardą ręką obronić na boisku.

Styl Lechii nie jest może szczególnie spektakularny, ale trudno odmówić Stokowcowi, że zespół jest dobrze poukładany i starannie zbalansowany. Dotąd tylko Wisła Kraków zdobyła przecież więcej goli w rozgrywkach, natomiast nikt w Lotto Ekstraklasie nie dał sobie wbić mniej bramek niż gdańska drużyna.

Kalendarz ligowych gier tak się ułożył, że do półmetka sezonu zasadniczego klub z Wybrzeża gościł u wszystkich czterech tegorocznych pucharowiczów i z każdej z tych delegacji wrócił z czystym kontem po stronie strat! Zresztą tylko Legia potrafiła w Warszawie zremisować z biało-zielonymi, Jagiellonia, Górnik i Lech w komplecie dostały lanie przed własną publicznością.

Robotę 46-letniego trenera widać w każdym aspekcie, również w zakresie umiejętnego wprowadzania młodych zawodników. Zanim Stokowiec pojawił się w Gdańsku, Karol Fila miał na koncie 6 (słownie: sześć) minut rozegranych w ekstraklasie. Natomiast w tym sezonie 20-latek nie tylko gra regularnie, ale został ważnym punktem w strategii trenera.

Nieoczywista wymiana wypromowanego już w ligowej rzeczywistości Pawła Stolarskiego na Konrada Michalaka z Legii, na którego przy Łazienkowskiej nikt nie miał pomysłu, także – jak wszystko wskazuje – została gruntownie przemyślana przez szkoleniowca. Podobnie jak wszystkie inne zastosowane rozwiązania.

W efekcie – po ośmiu miesiącach pracy Stokowca mechanizm, który do połowy roku funkcjonował na krawędzi degradacji, jest w tej chwili świetnie wyregulowany. A nawet jeśli do doskonałości jeszcze sporo brakuje, to i tak nikt w lidze nie może pochwalić się solidnością dorównującą biało-zielonym.

Piotr Stokowiec po wygranym meczu z Lechem Poznań:

Mowa oczywiście o sportowej stronie działalności Lechii, bowiem gdański klub nie jest wzorcowo zorganizowany i zarządzany. Uwagi można mieć nie tylko do regularności wypłat zawodników, bo dziwić może także fakt, że odpowiedzialność za niepowodzenia z ubiegłego sezonu w pierwszej kolejności poniósł… dział medialny klubu.

Tyle że zarysowane okoliczności, z którymi dodatkowo musi zmagać się w Gdańsku Stokowiec, jeszcze podwyższają ocenę pracy tego – jednego z najlepszych obecnie – polskich szkoleniowców.