Kszczot: Mój największy sukces to tacierzyństwo!

Adam Kszczot otrzymał Laur Królowej Sportu dla Zawodnika Roku 2018 podczas gali, która odbyła się w Bydgoszczy. Dla 800-metrowca RKS Łódź był to sezon spełnionych marzeń. Po wieloletnich próbach został wreszcie mistrzem świata – do brązu z Dauhy i srebra z Sopotu dołożył złoto halowych MŚ w Birmingham! Latem natomiast skompletował imponujący hat trick, zdobywając w Berlinie trzeci z rzędu tytuł mistrza Europy na stadionie (w hali też jest trzykrotnym mistrzem kontynentu). W tak intensywnym sezonie znajdował również czas na bycie świeżo upieczonym ojcem maleńkiego Ignacego.

Jarosław S. KAŹMIERCZAK: To był rok wielkich sukcesów dla ciebie, ale i dla całej polskiej lekkiej atletyki. Laur Zawodnika Roku, zdobyty w tak silnej stawce, ma zapewne szczególny smak i walor?
Adam KSZCZOT: – Tak, to zawsze jest trudna nagroda do przyznania. Jesteśmy drugą drużyną mistrzostw Europy i Pucharu Świata, a to znaczy że mamy tak wielu zdolnych zawodników i ciekawych osobowości. Wybranie spośród nich dwójki jako Zawodniczki i Zawodnika Roku jest szalenie trudne. Bardzo mi miło, że to ja zostałem laureatem tej nagrody, ale to jest naprawdę sukces całej drużyny. To wynik atmosfery, jaką w tej chwili mamy zbudowaną w kadrze Polski, wynik tego, jak możemy współpracować z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki i tego, jak ja mogę współpracować z moją żoną.

Ten ostatni aspekt ma niebagatelne znaczenie, bo przecież rok temu zostaliście rodzicami…
Adam KSZCZOT: – Dlatego był to dla mnie bardzo specjalny rok. Życiowo, bo wychowywaliśmy – choć jeszcze ciężko nazwać to wychowaniem – naszego syna Ignacego, który we wtorek obchodził pierwsze urodziny. A w wydaniu sportowym to był naprawdę wyjątkowy rok. Dużo ciężkiej pracy włożone, szukanie rozwiązań, bardzo ciężka analiza, kolejne weryfikacje treningowe. Fantastyczne przygotowania halowe i potem jeszcze trudniejszy sezon otwarty. Naprawdę był to dla mnie genialny rok!

Nie byłby tak genialny, gdybyś nie wystartował w Birmingham, gdzie bogatą kolekcję tytułów mistrza Europy zwieńczyłeś nareszcie koroną mistrza świata. To prawda, że do występu w halowych MŚ namówiła cię żona?
Adam KSZCZOT: – Żona mi kazała! Ja się bardzo długo wahałem, czy po tak intensywnym sezonie halowym startować jeszcze w mistrzostwach świata? Moja żona, która zna mnie jak mało kto, użyła bardzo trafnych argumentów. Powiedziała mi: „następne mistrzostwa świata w hali nie będą dla ciebie, bo to będzie rok igrzysk olimpijskich i na pewno nie pojedziesz!” I to był argument, który przeważył.

Co w takim razie uważasz za swój największy sukces w tym roku?
Adam KSZCZOT: – (po namyśle) Czas spędzony z synem! Udało się go bardzo dużo wygospodarować, tak naprawdę tylko na dwóch zgrupowaniach nie byłem w tym roku z rodziną: w RPA i na ostatnim przed mistrzostwami Europy. Nawet do Portugalii pojechaliśmy samochodem, 3430 km z Łodzi, bo Ignacy miał zaledwie 5 tygodni. Tak, to jest zdecydowanie mój największy sukces. Tacierzyństwo sprawia ogromną radość! Jakie to jest wielkie wyzwanie i błogosławieństwo, że można przez tyle lat mieć wpływ na młodego człowieka, kształtować go! To również wielka odpowiedzialność, ale ja podejmuję tę rękawicę i bardzo się z tego cieszę.

Jesteś już dojrzałym, bardzo doświadczonym sportowcem i świetnie wykorzystujesz to na bieżni. Biegasz już nie tylko siłą swoich mięśni, ale z każdym rokiem biegasz coraz bardziej taktyką?
Adam KSZCZOT: – Mentalnie wygrywam doświadczeniem i to jest duży plus. Dużo łatwiej jest mi rozkładać siły w biegach, dużo łatwiej też je kreować, co przekłada się później na same finały, w których zazwyczaj to ja mam więcej siły. Przekłada się to również na treningi. To jest piękne, że każdego roku rozpoczynamy przygotowania do nowego sezonu, będąc nowymi ludźmi, z nowymi problemami, z troszeczkę zmienionym treningiem, bo na miarę potrzeb ten trening zmienia się, rośnie albo kurczy. I to są świetne wyzwania, które są naprawdę warte wielu wieczorów spędzonych przy herbacie i nad tabelą Excel, opracowując plany przygotowań.

Pewien niepokój wzbudziły informacje o twoich bolących Achillesach, z ich powodu zrezygnowałeś na początku września z Pucharu Kontynentalnego w Ostrawie. Czy to coś poważnego?
Adam KSZCZOT: – Achillesy pobolewały mnie już od kwietnia, tylko że to nie była informacja dla szerszego grona, bo przygotowania do mistrzostw Europy musiały iść pełną parą. W Berlinie trzy biegi dzień po dniu dokończyły dzieła. Nic się poważnego nie stało, Achillesy są całe, nie ma żadnych naderwań czy blizn, natomiast były na tyle sfatygowane, że uniemożliwiały mi bieg ekonomiczny. A jeżeli coś takiego się dzieje, to głupotą byłoby naciskanie organizmu na kolejne starty, bo to mogłoby się naprawdę źle skończyć. Teraz mamy przygotowany plan rehabilitacyjny, wszystko jest ułożone tak, żeby spokojnie się przygotować do igrzysk olimpijskich, bo te przygotowania zajmują aż dwa lata.

I dlatego nie zobaczymy cię w przyszłym roku w hali?
Adam KSZCZOT: – Nie wystartuję w kolejnym sezonie halowym właśnie po to, żeby się zregenerować. Przez 11 lat co roku miałem sezon halowy i sezon otwarty, obydwa ze startami i z przygotowaniami na pełny gwizdek. To naprawdę bardzo trudny kawałek chleba. Wszyscy koledzy po fachu, zawodnicy i trenerzy, pytają jak to robimy, że co roku startujemy w dwóch sezonach i mamy dwa szczyty formy, które pozwalają walczyć o medale? I to jest naprawdę wielki sekret naszych przygotowań, wszystko jest skrzętnie zaplanowane, skrojone na miarę, trening pod konkretnego człowieka i pod konkretny organizm. To pozwala osiągać wspaniałe rezultaty.

Rok temu zostałeś wybrany do Komisji Zawodniczej IAAF. Zdradzisz nam coś z zakresu waszych prac?
Adam KSZCZOT: – W kolejnych latach nastąpi w lekkiej atletyce wiele zmian, niektóre będą bardzo ciekawe. M.in. będziemy starali się promować coś, co również z mojej perspektywy jest warte uwagi, czyli biegi przełajowe, które będą naprawdę świetnie organizowane, kompletnie odświeżone, z zupełnie inną oprawą. Ma to być dla widzów naprawdę szalenie ciekawe widowisko.

Jesteś już nie tylko sportowcem, dojrzewasz do kolejnych ról i wyzwań. Komisja Zawodnicza, ojcostwo, ale także zaczynasz wchodzić do świata szkoleń motywacyjnych i biznesu…
Adam KSZCZOT: – Tak, rozwijam się bardzo mocno w kierunku mów motywacyjnych i to mi sprawia ogromną radość. Przekazywanie mojego doświadczenia, już nie tylko w formie opowieści o tym, jak stałem się sportowcem, ale również ubranego troszeczkę w definicje naukowe. Zaczynam się również rozwijać w biznesie i to są ciekawe wyzwania, które małymi krokami zaczynam podejmować. Ale oczywiście lekkoatletyka jest to w dalszym ciągu mój numer jeden. I pamiętajcie, że ja na bieżni jeszcze będę szalał!

 

Na zdjęciu: Adam Kszczot w pełni zasłużył na nagrodę, to aktualny mistrz Europy na 800 m.