Łukasz Burliga: Nie przegrywać już w derbach

Mateusz Miga: Nie dokończył pan meczu z Koroną Kielce. Zagra pan w niedzielnych derbach z Cracovią?
Łukasz Burliga: – Jestem gotowy do grania, ale nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. W Kielcach noga mi podjechała, coś się odzywało, ale wszystko jest dobrze.

W ostatnich derbach z pańskim udziałem Wisła przegrała na własnym stadionie z Cracovią 1:2. W ekstraklasie po raz pierwszy od 56 lat. Bolesne pożegnanie.
Łukasz Burliga: – Wspominaliśmy w szatni ten mecz niedawno. Początek nam się nie ułożył, ale potem mieliśmy sporo sytuacji, Paweł Brożek miał kilka okazji. Wcześniej te mecze były głównie wygrywane albo remisowane. Pamiętam jeszcze jedne derby przegrane 0:1, gdy straciliśmy gola w ostatniej minucie. Mam nadzieję, że teraz będą już tylko wygrane.

Wtedy mówił pan, że znaczek Cracovii pana pobudza. Nadal tak jest?
Łukasz Burliga: – W Krakowie wszyscy reagują na te symbole, jedni są za Wisłą drudzy za Cracovią. To naturalne. Jestem już jednak nieco dojrzalszym zawodnikiem i wiem, że w takim meczu bardzo ważna jest chłodna głowa. Musi być ambicja i determinacja, ale na zdrowych zasadach.

Jak grał pan przeciwko Cracovii w barwach Jagiellonii to też było szybsze bicie serca?
Łukasz Burliga: – Na pewno był to dla mnie jeden z ważniejszych meczów, ale to nie było to samo, bo brakowało derbowej atmosfery. Chodziło po prostu o zdobywanie punktów, a nazwa rywala była dla mnie dodatkowym smaczkiem. Czułem wewnętrzna satysfakcję jeśli udało się te mecze wygrywać.

Kibice Cracovii rozpoznawali pana w barwach Jagiellonii?
Łukasz Burliga: – Kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć trochę wyzwisk szczególnie z trybuny od ulicy Focha. Jeszcze za czasów gry w Wiśle przeleciało obok mnie kilka petard hukowych, spadł też kubek z jakimś napojem. Kibice Cracovii widzą, że jestem walecznym zawodnikiem, więc często mi się od nich obrywało.

Waleczność to cecha, którą ceni u pana trener Michał Probierz? Lata wstecz pracowaliście razem w Wiśle, potem ściągnął pana do Jagiellonii.
Łukasz Burliga: – Nie wiem, czy nadal mnie ceni. W Wiśle byłem jednym z nielicznych młodych zawodników, którzy u niego zaczęli grać, więc coś musiał we mnie widzieć. Tym bardziej, że potem wziął mnie do Jagiellonii, grałem często i zdobyliśmy tytuł wicemistrzowski. Teraz jesteśmy po drugiej stronie barykady i każdy będzie chciał wygrać.

Trener Radosław Sobolewski nie podaje mu ręki.
Łukasz Burliga: – Nie chcę wnikać w ich sprawy. Ja z jednym i drugim żyję w porządku. Z trenerem Sobolewskim znam się trochę dłużej, bo wiele lat graliśmy razem. Dbam o swoje życie, o swoje relacje i wierzę, że są pozytywne.

Probierz użył w środę określenia, że Wisła gra agresywnie. Uczulał też sędziego na grę Wasilewskiego i Sadloka.
Łukasz Burliga: – Słyszałem tą wypowiedź, jest to element gry trenera Probierza. Nie wiem nawet na kim trener chce wywrzeć tę presję. Ja odcinam się od tego, mam tylko nadzieję, że w niedzielę po 20 będziemy zwycięzcami i tyle.

Gra Cracovii imponuje panu? Seria siedmiu meczów z rzędu robiła wrażenie.
Łukasz Burliga: – Na pewno wszystkim imponowała ta seria Cracovii, tym bardziej, że była poparta całkiem dobrą grą. Grają solidna piłkę. Trochę inaczej niż my, bo my staramy się dłużej utrzymać przy piłce, więcej gramy w strefie. Cracovia nastawiona jest agresywny doskok, ale aż tak wysoko jak my nie pressują. Prezentujemy nieco odmienne style, co powinno sprawić, że mecz będzie jeszcze ciekawszy. Zobaczymy, która filozofia okaże się lepsza.

Na kim w zespole Cracovii lubi pan powiesić oko?
Łukasz Burliga: – Cały zespół mają solidny, ale są też indywidualności. Cabrerę pamiętam z pierwszego pobytu w Polsce i uważam go za bardzo dobrego piłkarza. Wdowiak jest bardzo szybki, środek pola mają mocny. Jest tam dużo dobrych zawodników, solidni obrońcy. W bramce mój kolega z Ruchu Chorzów, Michal Pesković, razem zdobywaliśmy wicemistrzostwo Polski. Zawsze dziwiłem się, że tak mało gra, bo uważam go za bardzo dobrego bramkarza, teraz ma jednak świetny okres. Znamy się i lubimy, więc kibicuję mu, ale w niedzielę będzie inaczej.

Z Jagiellonią dwukrotnie przegraliście tytuł mistrzowski w końcówce sezonu. Który przypadek był bardziej bolesny?
Łukasz Burliga: – Chyba bardziej pamiętam ten ostatni sezon. Miałem ważniejszą rolę w zespole, byłem w lepszej dyspozycji, szczególnie w drugiej rundzie. W sezonie 2016/17 mieliśmy przewagę, którą straciliśmy w końcówce. Fascynujące było to, że gdyby piłka po strzale Piotrka Tomasika nie poleciała 30 cm od bramki a wpadłby gol, bylibyśmy mistrzem. Mam przekonanie, że w drugim sezonie zaważył mecz… z Wisłą. Przegraliśmy u siebie 0:1. Wisła zrobiła praktycznie jedną akcję, my nawet zmarnowaliśmy rzut karny. Teraz jestem w Wiśle ale wtedy to ona – po części – zabrała mi tytuł mistrzowski. Oczywiście były jeszcze inne przegrane, ale ten mecz zapadł mi w pamięci.

Rozwiązując kontrakt z Jagiellonią wiedział pan już, że trafi do Wisły?
Łukasz Burliga: – Nie. Pod koniec sezonu rozmawiałem z prezesem na temat tego, że mój czas tutaj dobiega końca. Jagiellonia chciała ściągnąć młodego prawego obrońcę, a Jakub Wójcicki miał dłuższy kontrakt. W ten sposób było nas dwóch ponad trzydziestoletnich, a ja znam politykę kadrową Jagiellonii, mój kontrakt też był całkiem przyzwoity. Dogadaliśmy się z prezesem, że chcę spróbować czegoś nowego. Wkrótce potem podjąłem treningi z Wisłą, w klubie zaczęło dziać się lepiej, pojawił się Jakub Błaszczykowski, wiele rzeczy się poprawiło. Miałem oferty zagraniczne, z ligi rumuńskiej, jedną z jeszcze bardziej egzotycznej ligi. Finansowo niespecjalnie mnie przekonywały, a wiedziałem też już, że wielkiej kariery zagranicą nie zrobię. Stwierdziłem, że półroczny pobyt w Wiśle to dobry pomysł, bo ja pomogę klubowi, a klub mi, bo tu zawsze czułem się dobrze. Latem powinno być łatwiej o transfer. A może będziemy wszyscy zadowoleni i zostanę na dłużej?

Jest pan przykładem tego, że czasem warto pójść do dentysty.
Łukasz Burliga: – Tak. To była zabawna historia. Wychodzę z gabinetu, a w poczekalni siedzi Marcin Wasilewski. Świtało mi w głowie, żeby przyjść potrenować z Wisłą, bo mieli mało ludzi. Mówię Marcinowi, że mam oferty, ale nie jestem przekonany, by jechać na jakieś testy do drugiej ligi tureckiej więc pewnie zacznę sam trenować. Marcin powiedział, żebym przyszedł do nich. Zadzwoniłem do Arka Głowackiego, on się ucieszył, trener chyba też.

Wasilewski, Błaszczykowski, pan, Brożek, Boguski, Sadlok… Uważa pan, że ta szatnia tu duży atut Wisły?
Łukasz Burliga: – Uważam, że tak. Mimo, że mamy kilku starszych zawodników to jesteśmy w czołówce statystyk biegowych. Przed meczem z Koroną sam się nad tym zastanawiałem. Nie zaczęliśmy wiosny dobrze, ale patrząc na skład można powiedzieć, że jest bardzo mocny. Tylu reprezentantów, doświadczonych ligowców… Może nie ma bardzo szerokiej ławki, ale wrócą po kontuzjach choćby Paweł i Rafał. Personalnie wygląda to dobrze, a do tego my się lubimy, potrafimy grać, walczyć jeden za drugiego i podnosić się w trudnych momentach. Wierzę, że to pójdzie w tym kierunku. Wiadomo, że było bardzo wiele zmian w klubie i pewnie stąd ten słabszy początek rundy wiosennej. Ten nieudany start to pewnie kwestia kilku czynników, ale atmosferę i skład mamy przyzwoity. I do tego trener, który potrafi ciekawie się wypowiedzieć i fajnie prowadzi zespół.

Nie nudzicie się z nim. Na konferencji ostatnio powiedział, że Brożek ma rękę orangutana.
Łukasz Burliga: – Potrafi walnąć takim tekstem, że wszyscy kłada się ze śmiechu. Bardzo charyzmatyczny trener, który sprawia, że jest bardzo ciekawie. Każdy z nas uśmiechnął się, gdy przeczytał o ręce orangutana, ale w szatni codziennie padają fajne teksty.

W Wiśle złapał pan już 3 żółte kartki. Z czego to się bierze?
Łukasz Burliga: – Pierwsza w meczu ze Śląskiem to był efekt mojego błędu technicznego. Było 0:0, chciałem pomóc drużynie, źle przyjąłem piłkę i musiałem uciec się do akcji ratunkowej. W spotkaniu z Pogonią rozruszaliśmy grę, a im więcej chcesz, tym więcej ryzykujesz i znów kartka.. W Kielcach straciłem piłkę i potem musiałem naprawić błąd, by przerwać kontrę. Wierzę, że kartek będzie mniej, gdy to wszystko się ustabilizuje, będę grał regularnie i złapię więcej pewności siebie.

Uważa pan, że u sędziów ma opinię boiskowego rozrabiaki?
Łukasz Burliga: – Na pewno tak jest, bo często dostaję kartkę za pierwszy faul. Ja zazwyczaj gram wyraziście, mocno doskakuję, ale nie robię rywalom krzywdy. Może dostaję za to, że jestem nastawiony na zdecydowany odbiór i sędziowie dają mi kartki za sam zamiar. Nie chcę jednak narzekać. Przepisy się zmieniły, chronią zdrowie zawodników i trzeba grać bardzo rozważnie.

Przed wyjazdem do Białegostoku mieszkał pan w Myślenicach, a teraz?
Łukasz Burliga: – Mieszkam pod Suchą Beskidzką, w rodzinnych stronach.