Komenda: Jestem częścią projektu Heynena

Włodzimierz SOWIŃSKI: Bardzo się pan denerwował się podczas mistrzostw świata? A uściślając: przed telewizorem jest trudniej niż na parkiecie?

Marcin KOMENDA: – Bardzo zaciskałem kciuki, a co najważniejsze skutecznie (śmiech), bo przecież nasza reprezentacja sięgnęła po złoto. Jak najbardziej zasłużenie; co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Ale mało kto oczekiwał, że będzie medal, a stanęło na złocie. Mam w nim niewielki ułamek procenta zasług, bo przecież w trybie awaryjnym pojechałem na Memoriał Huberta Wagnera do Krakowa, zastępując Fabiana Drzyzgę, który ze względów rodzinnych wyjechał do domu. Wprawdzie nie wyszedłem na parkiet, ale przez chwilę byłem członkiem tego zespołu i jestem z tego powodu dumny. Co nie zmienia faktu, że wszystkie splendory spadają na ekipę, która tak dzielnie walczyła w mistrzostwach.

Co pana najbardziej zaskoczyło podczas tego turnieju?

Marcin KOMENDA: – Przede wszystkim niedoróbki organizacyjne i sprawy związane z regulaminem gry. Chociażby interpretacja zagrań sprowadzających się do obijania piłki o blok, czy też przepychania jej na siatce. Wszystko to było nieczytelne i nieprecyzyjne. Na dodatek prostowano to już w trakcie turnieju. A w ogóle cała formuła mistrzostw powinna być odrzucona i przemyślana na nowo. Z kolei ze sportowego punktu widzenia jestem zaskoczony relatywnie słabą postawą Francuzów i – mimo wszystko – Rosjan. Oba zespoły chyba nie sprzedały swoich umiejętności podczas tej imprezy i mają prawo być rozczarowane. Brazylia to również nie jest ta drużyna sprzed kilku lat. To jednak problemy rywali, które sami muszą rozwiązać.

A patrząc na rozgrywających: czy dostrzegł pan w ich grze jakieś nieznane dotąd sztuczki?

Marcin KOMENDA: – W tym elemencie gry wszystko już zostało wymyślone, co najwyżej można poprawić szybkość rozgrywania akcji. Czołowe drużyny mają na tej pozycji doświadczonych perfekcjonistów. Moim zdaniem, niezwykle udany turniej zaliczył Fabian Drzyzga. Jestem pełen uznania dla jego gry. Obserwatorzy kręcili trochę nosem na postawę Bruna Rezende, ale ja lubię patrzeć, jak kombinuje na parkiecie. Może jest bardziej przewidywalny niż przed laty, ale to nadal najwyższa półka na tej pozycji.

Panie Marcinie, nie czarujmy się, teraz już panu bije „kadrowy dzwon”. Czy właśnie nadchodzi ten przełomowy moment w karierze?

Marcin KOMENDA: – Dzwonu jeszcze nie słyszałem (śmiech), a tylko bardzo się cieszę, że jestem częścią większego projektu trenera Vitala Heynena. W ubiegłym roku też byłem w kadrze, ale potem grałem w mistrzostwach świata U-23. Ponadto miałem już okazję wystąpić w Lidze Narodów, trenuję z bardziej doświadczonymi kolegami i ciągle się uczę. Przede wszystkim potrzeba cierpliwości, bo przecież rozgrywającym takiej drużyny, jak nasza, nie zostaje się z dnia na dzień. Warto pamiętać również o tym, że na każdego zawodnika, bez względu na pozycję, trzeba patrzeć przez pryzmat drużyny. Generalnie – nie zamierzam wybiegać daleko w przyszłość, pragnę jednak każdego dnia być coraz bliżej reprezentacji. A czy ten sezon ligowy będzie dla mnie przełomowy? Nie wiem…

Przejdźmy więc do sezonu ligowego. Czego możemy się spodziewać po GKS-ie Katowice?

Marcin KOMENDA: – W porównaniu z poprzednim cyklem rozgrywek dokonano niewielkich zmian w składzie, ale moim zdaniem drużyna jest silniejsza niż w dwóch poprzednich sezonach. Choć oczywiście wszystko okaże się na parkiecie, bo teoria swoje, a praktyka swoje. Wykonaliśmy dużą pracę. Nie oszczędzał nas trener przygotowania fizycznego, Andrzej Zahorski, swoje dołożyli Piotr Gruszka i Grzegorz Słaby.

Tak więc jestem optymistą, acz trzeba pamiętać, że na końcowy rezultat składa się kilka elementów, również drobnych. Często bywa tak, że gra jest wyrównana, ale przez dwa potknięcia przegrywa się seta, a potem kolejnego. Ważny będzie początek sezonu – gramy z Olsztynem, Gdańskiem, Rzeszowem oraz Lubinem – a wiadomo, że dobry start ma duży wpływ na postawę drużyny. Dla nas planem minimum jest zdobycie lepszego miejsca niż w poprzednich sezonach (10. i 11. – przyp. red.). Ale najbardziej ucieszyłoby mnie znalezienie się w czołowej „8”. No a moją grę będzie można oceniać w kontekście postawy i osiągnięć zespołu.

Pańskie prognozy przed inauguracją ligi?

Marcin KOMENDA: – Większość drużyn ma wysokie aspiracje. Faworytami są te o największych budżetach: Bełchatów, Rzeszów, Jastrzębie, Szczecin czy Kędzierzyn-Koźle. Dla GieKSy rezerwuję rolę „czarnego konia”, który będzie utrudniał zadanie najlepszym. I… tego się trzymam. Jedno jest pewne: będzie się wiele działo!