Miga komentuje: Odarta z godności

Nie wiem, gdzie jest granica. Już się pogubiłem.
Kiedyś myślałem, że z Wisłą źle się dzieje, gdy nie udało jej się obronić tytułu mistrzowskiego.
Potem wydawało mi się, że to wtedy, gdy zaczęło brakować kasy i nagle musiała bić się o utrzymanie.
Później ta granica pędziła cały czas, dalej i dalej.
Afera z Jakubem Meresińskim przesunęła ją bardzo daleko.
Ale potem pojawiła się Marzena Sarapata i powiedziała: Sprawdzam.

Kolejną granicę ujrzałem wtedy, gdy Wisła była o krok od wyprowadzki ze swojego własnego stadionu. Uratowała ją wtedy pomoc z zewnątrz.

Dzięki materiałowi Szymona Jadczaka dowiedzieliśmy się, że kilka tych granic pokonano po cichu, gdy dobrymi imieniem Wisły wycierano twarz przestępczym mordom. I gdy uczyniono sobie z klubu wartkie źródełko. I gdy wręczono go, niemal na poduszkach, ludziom z przestępczego półświatka.

I granica kolejna – gdy Sarapata ze swoją świtą pojechała do Zurichu i oddała klub zabawnym osobom, którym potem nie chciało się nawet zapłacić 1 zł.

Niesłychane. Sarapata znalazła ludzi, którym nie chciało się dać za Wisłę nawet 1 zł. A potem wróciła do kraju i rzuciła papierami.

Ech, już nie było szans na hotele za 1500 złotych za dobę. Na wygodne życie i pięciocyfrowe wypłaty, które pobierałaś tylko dlatego, bo jak twierdziłaś, Wisłę miałaś w sercu.

Gdzie tam w sercu. W teczce ją miałaś. Do teczki włożyłaś. Wyssałaś tę Wisłę, wykręciłaś do ostatniej kropli i porzuciłaś w najtrudniejszym momencie w całej jej historii, dokąd sama ją doprowadziłaś. Założyłaś jej opaskę na oczy, zaprowadziłaś za rękę na skraj krawędzi i tam pozostawiłaś, odchodząc cichutko, na palcach, wraz ze swoimi szemranymi kolesiami.

Chciałaś odejść niezauważona, ale mam nadzieję, że ktoś będzie ci jednak towarzyszyć, najlepiej ktoś w todze prokuratorskiej. A potem – wystraszona – wszystko wyśpiewasz mu, jak na spowiedzi. I Damian Dukat też.