Mikułowski: koszykówka to najpiękniejszy sport

„Dla mnie jest Koszykówką przez duże K. Wszystkie inne sporty bardzo szanuję, podobają mi się, często oglądam, ale uważam, że koszykówka jest wśród nich najlepsza. Z tego względu, że wymaga nie tylko umiejętności technicznych, ale inteligencji i szalonej koncentracji. Wszystko się zaczyna od treningu. Jeżeli prowadzący go potrafi wpoić zawodnikom dyscyplinę, umie ich zainteresować, to spełnia swoje zadanie” – podkreślił mieszkający od 1981 roku w Szwecji wciąż aktywny 87-letni szkoleniowiec.

„Koszykówka, w której istotne są wszystkie elementy przygotowania atletycznego: szybkość, skoczność, wytrzymałość, równowaga, to – jak mówią Amerykanie – sport akademicki. Liczą się w nim nie tylko umiejętności fizyczne, ale także głowa” – dodał.

Mikułowski, wieloletni pracownik krakowskiej AWF, jest współautorem, wraz z doktor Heleną Oszast, wydanej w 1976 roku książki „Koszykówka”, z której korzystały całe pokolenia studentów, zawodników i trenerów tej dyscypliny.

„Na tamte czasy to była bardzo nowoczesna pozycja, bo oparta na literaturze amerykańskiej. Bywałem w USA i miałem okazję obserwować najlepszych trenerów na świecie, jak John Wooden czy Red Auerbach. Pracując na AWF miałem też dostęp do tamtejszej literatury. Uczelnie dostawały pulę dewiz na zakup zagranicznych pozycji fachowych. Sprowadzaliśmy m.in. miesięcznik +Athletic Journal+” – zauważył.

Do USA, jako znający język angielski, pojechał dzięki praktykowanej w latach 60. wymianie trenerów, finansowanej przez Departament Stanu. Na takich wyjazdach byli wcześniej słynni polscy szkoleniowcy Walenty Kłyszejko i Witold Zagórski.

„To naprawdę było coś niesamowitego. Na przełomie lat 1965-66 byłem w Stanach Zjednoczonych przez trzy i pół miesiąca. W jednym miejscu około dwóch tygodni. Miałem szczęście, że trafiłem na wspaniały program. Najpierw uniwersytety: w Kalifornii były to San Jose i Berkeley, gdzie pracował Pete Newell, trener reprezentacji USA na olimpiadzie w Rzymie, potem UCLA, gdzie zajęcia z uczelnianym zespołem prowadził słynny John Wooden. Odwiedziłem też szkoły średnie na wschodzie Ameryki – w Indianie i okolicach. Dużo się tam nauczyłem. Do dziś mam zeszyt z zapiskami z tamtego pobytu. Tam się ukształtował mój pogląd na koszykówkę. To był zwrotny punkt w mojej karierze” – wspominał.

Mikułowski urodził się 2 lipca 1931 roku w Krakowie. W młodości był koszykarzem Wisły, z którą zdobył złoty (1954), dwa srebrne (1952, 1956) i brązowy (1957) medal mistrzostw Polski. Właśnie wtedy nauczył się angielskiego.

„W Krakowie moim pierwszym trenerem był Jerzy Groyecki, który miał wiele anglojęzycznych publikacji. Pożyczył mi m.in. jedną z pierwszych książek o koszykówce autorstwa Claira Bee, wydaną w 1942 roku w USA. Zacząłem czytać. Nie bardzo rozumiałem, więc posiłkowałem się słownikiem. Zaraz też zacząłem chodzić na lekcje angielskiego. To dzięki koszykówce nauczyłem się tego języka. Robiłem z tego potem dobry użytek, gdy wyjeżdżaliśmy z drużyną Wisły na Zachód” – zauważył.

Gdy Groyecki przeniósł się do Warszawy i nie miał kto prowadzić zespołu, Mikułowski usłyszał od kolegów: +skończyłeś AWF, więc spróbuj+”

„To nie było łatwe zadanie. Mieliśmy bardzo dobrą drużynę: Dąbrowski, Pacuła, Wójcik, Bętkowski – wszyscy reprezentanci Polski, a ja byłem raczej kiepskim zawodnikiem. Mogłem grać w obronie, ale nie miałem odpowiedniej masy. Na treningach zacząłem wprowadzać to, co przeczytałem w książkach. Chłopaki się godzili na moje nowinki i jakoś poszło” – opowiadał.

Prowadzona przez niego „Biała Gwiazda” sięgnęła po mistrzostwo Polski w 1964 roku, cztery razy (1959, 1962, 1965-66) zdobyła srebrny medal MP i dwukrotnie (1958, 1963) brązowy.

Z Zagórskim, który w 1961 roku został szkoleniowcem kadry narodowej, znali się jeszcze z czasów zawodniczych. Grali przeciwko sobie w latach 50., gdy Wisła spotykała się w lidze z Polonią Warszawa.

„Szybko nawiązała się między nami nić sympatii. Gdy Witek otrzymał nominację na selekcjonera, wielu uważało, że to taktyczna zagrywka doświadczonych repów z PZKosz. +Wystawili jelenia, licząc na jego porażkę+ – komentowano. Dużo z Witkiem rozmawialiśmy. +Pomogę ci+ – powiedziałem. Miałem te amerykańskie książki, on też wiedział, co się dzieje w koszykówce. Całe przygotowania do mistrzostw Europy we Wrocławiu szykowaliśmy u mnie w domu na Krupniczej. Witek przyjeżdżał do Krakowa na dwa, trzy dni. Siedzieliśmy godzinami i opracowywaliśmy system gry” – przypomniał Mikułowski.

Wyniki przeszły wszelkie oczekiwania. W październiku 1963 roku w stolicy Dolnego Śląska reprezentacja sięgnęła po największy sukces w historii polskiej męskiej koszykówki, zdobywając srebrny medal. W półfinale pokonała ówczesnego wicemistrza świata – Jugosławię 83:72.

„Pamiętam tamten mecz. W jednej z przygotowanych zagrywek kończącym akcję był Staszek Olejniczak. Oglądając spotkanie z góry wiedziałem, gdzie on pobiegnie, w którym miejscu boiska i w jakiej pozycji dostanie piłkę. I dokładnie tak się działo: otrzymywał podanie, bum! – trafiał. Trudno o lepszą satysfakcję dla trenerów” – podkreślił.

Z Zagórskim współpracował 10 lat. Kontakty nie urwały się nawet wtedy, gdy obydwaj wyjechali za granicę: „To był mój najlepszy koszykarski przyjaciel. Gdy osiadł w Austrii, a ja w Szwecji, to na każde wakacje jeździłem do niego do Gmunden. Byliśmy tam z moją rodziną w sumie… 27 razy. Chodziliśmy po górach, każde wakacje tam spędzaliśmy”.

Mikułowski wyjechał z Polski w 1981 roku.

„Jak by to powiedzieć – uciekłem. Wiedziałem, jakie jest życie na Zachodzie i w Ameryce, dzięki temu, że tam jeździłem. Nie widziałem dla moich dzieci możliwości rozwoju i normalnego życia w kraju. Spakowaliśmy do samochodu, co mogliśmy. Ponieważ miałem wcześniej kontakty w Szwecji, ludzie mi pomogli. Dostałem pozwolenie na pracę, a po dwóch tygodniach od przyjazdu już byłem zatrudniony w klubie w Malmoe” – tłumaczył.

Prowadził także ekipy z Helsinborga czy Linkoeping. Przez 22 lata w różnych rolach – od reprezentacji seniorów poprzez juniorów czy zespoły młodzieżowe, jako główny trener bądź asystent – pracował dla szwedzkiej federacji koszykówki. W 1994 roku został wybrany Trenerem Roku w tym kraju. „W tamtym czasie pracowało tam wielu szkoleniowców z USA. Byłem bardzo dumny, bo wyprzedziłem markowych Amerykanów” – zaznaczył.

W Malmoe, gdzie mieszka, do dziś pracuje w Basket Gimnasium. Dwa, trzy razy w tygodniu prowadzi zajęcia z młodymi adeptami koszykówki.

„Najważniejszą rzeczą w szkoleniu jest dbałość o szczegóły. Wielu trenerów jest zadowolonych, gdy zadane ćwiczenie – taktyczne czy techniczne – zawodnicy wykonują płynnie, dobrze zmieniają miejsca, wszystko szybko idzie, ale często nie zwracają uwagi, jak to jest wykonywane: że ręce muszą być wyprostowane, technika nienaganna. To szalenie wymagające dla trenera, bo musi cały czas uważać i korygować. Nie wszyscy mają na to ochotę, a wielu w ogóle nie dostrzega, czy zawodnik właściwie podał, czy ręka albo noga były prawidłowo ustawione. A detale decydują” – wskazał.

Mikułowski przywołał przykład swojego dobrego znajomego, trenera Boba McKillopa z Davidson College, wychowawcy m.in. Stephena Curry’ego.

„Kilka lat z rzędu jeździliśmy na tę uczelnię z moją szkołą, oglądaliśmy ich treningi. Po jednym ze sparingów McKillop miał odprawę z zawodnikami. Główna krytyka skupiła się na obrońcy, który krył skrzydłowego. Defensor miał źle ustawione nogi, w momencie gdy rywal otrzymywał piłkę. Chodziło o odległość między stopami, jakieś 25 cm, i kąt między nimi. +Jak ty, inteligentny człowiek studiujący na uniwersytecie, nie możesz zrozumieć, w jaki sposób powinieneś ustawiać nogi? Przy takiej pozycji przeciwnik łatwo może cię minąć, a przy prawidłowym ustawieniu popełni faul ofensywny+ – tłumaczył swojemu podopiecznemu” – relacjonował Mikułowski.

Miał on także okazję do rozmowy z inną trenerską sławą zza oceanu, legendarnym coachem Boston Celtics Redem Auerbachem, gdy ten gościł z drużyną All Stars w Polsce.

„W tym czasie akurat był draft do NBA, odbywający się na innych zasadach niż teraz. Po prostu trenerzy przyjeżdżali i oglądali z trybun grających kandydatów do ligi. I Auerbach mówi tak: +Siadam zawsze na ławce tuż przy linii bocznej, bo patrzę przede wszystkim, jak technicznie jest ustawiony dany koszykarz. Jeśli ma dobrą technikę i jest szybki, staje się moim wyborem+. Dlatego wziął do zespołu Billa Russella i dlatego zdobywał rok po roku tytuły z +Celtami+. Doceniał czystość techniczną” – podsumował.