Mnóstwo dobrych znajomych

– Zagraliśmy katastrofalnie w pierwszej połowie. Nie możemy więcej do czegoś podobnego dopuścić – powiedział po przegranej 1:3 z Macedonią Północną inauguracji eliminacji Euro 2020 Slavisza Stojanović, selekcjoner reprezentacji Łotwy. Istotnie, szczególnie przed przerwą, jego drużyna zaprezentowała się fatalnie. Popełniała proste błędy, a macedoński weteran, 36-letni Goran Pandev, robił na boisku co chciał. Wynik wydaje się najmniejszym wymiarem kary i zasługą Pavelsa Szteinborsa. Bramkarz Arki Gdynia, który jeszcze w pierwszej połowie zastąpił kontuzjowanego Andrisa Vaninsa, kilka razy uchronił swój zespół przed stratą gola.

Wilki z teatru lalek

Po meczu w łotewskim obozie zapanowała nieciekawa atmosfera. Napastnik Roberts Uldrikis, który w 80. minucie zastąpił na placu gry zawodnika Podbeskidzia Bielsko-Biała, Valerisja Szabalę, nie ukrywał frustracji. Nawiązał do loga i maskotki reprezentacji Łotwy, którą jest wilk. – Nie możemy grać jak wilki, skoro myślimy, jak psy chihuahua. Tak powiedział nam po meczu trener i miał zupełną rację. Ten cały wilk bardziej pasuje do teatru lalek – podkreślił 21-letni napastnik szwajcarskiego FC Sionu. W łotewskich mediach, choć futbol w tym kraju wyraźnie ustępuje hokejowi na lodzie i koszykówce, zawrzało. Dziennikarze wytykają drużynie, że od trzech lat nie potrafi rozegrać dobrego meczu.

Trener Stojanović dość powściągliwie pochwalił swój zespół za drugą połowę, ale występ w tej odsłonie spotkania nie zmazał plamy, jaką dali Łotysze przed przerwą. Przed meczem z Polską trudno o optymizm, chociaż uwadze nie umknął fakt, że ponad połowa z powołanych piłkarzy gra, albo grała w naszych ligach. Obecnie takich zawodników jest czterech. Oprócz wspomnianych Szteinborsa i Szabali graczem Śląska Wrocław jest Igors Tarasovs, a barw Bruk-Betu Termaliki Nieciecza broni Vladislavs Gutkovskis. Pierwszy z wymienionych czwartkowy mecz zaczął… na prawej pomocy, a później grał jako defensywny pomocnik. Przypomnijmy, że w klubie 31-letni zawodnik występuje na środku obrony.

Z Wysp na wyspę

To wystarczy za cały komentarz. Skoro zawodnik z bardzo przeciętnej drużyny ekstraklasy występuje w pierwszym składzie reprezentacji Łotwy, na dodatek nie na swojej nominalnej pozycji, to jakość tej drużyny narodowej musi pozostawiać wiele do życzenia. Podobnie, jak w przypadku Kasparsa Dubry. Piłkarz ten, pod koniec sezonu 2011/12, rozegrał cztery spotkania w pierwszoligowej Polonii Bytom i dziś niewielu o nim pamięta. Tymczasem warto przypomnieć, że po krótkiej przygodzie przy Olimpijskiej wrócił do kraju. A następnie trafił do BATE Borysów, z którym dwa razy wywalczył mistrzostwo Białorusi. Od niedawna jest graczem kazachskiego Irtyszu Pawłodar.

Podobnie potoczyły się losy Marcisa Ossa, innego ze środkowych obrońców. Łotysz, wiosną 2016 roku, rozegrał 9 meczów dla Górnika Zabrze i podobnie, jak Dubra, wrócił do kraju. W obecnym sezonie gra w lidze szwajcarskiej, w barwach Neuchatel Xamax i jest jednym z nielicznych zawodników reprezentacji Łotwy, który występuje na przyzwoitym poziomie, w przyzwoitej lidze.

Prawdziwym weteranem gry na polskich boiskach jest inny z piłkarzy trenera Stojanovicia, Deniss Rakels. Zawodnik największą furorę zrobił grając w Cracovii, dla której w ekstraklasie strzelił 27 bramek. Zimą 2016 roku angielskie Reading zapłaciło za niego pół miliona euro. Na Wyspach Brytyjskich wielkiej kariery jednak nie zrobił. Na krótko wrócił do Polski, a obecnie też cieszy się urokami pewnej wyspy. Gra dla cypryjskiego Pafos FC.

 

Na zdjęciu: Denisa Rakelssa sympatycy ekstraklasy, szczególnie Cracovii, pamiętają doskonale.