Mucha: Bądźmy zdziwieni

Otóż wszyscy, którzy liczą na to, że bez piłkarza Juventusu reprezentacja Portugalii będzie łatwym łupem dla kadry Jerzego Brzęczka mogą się mocno zdziwić. Fernando Santos to trenerski lis, który potrafi poukładać drużynę bez swojego największego asa.

Przekonali się już o tym Włosi. Może pokonanie Italii nie jest dziś wielkim wyczynem, ale biało-czerwonym, pomimo zebranych pochwał, jednak się ta sztuka nie udała.

Jasne, nie będzie może w talii Santosa zawodnika, który jednym genialnym kopnięciem potrafi załatwić sprawę, ale z drugiej strony rozszyfrować mistrzów Europy będzie trudniej. Mówi o tym ciekawie na stronie 7 portugalski dziennikarz Sergio Krithinas – już każda akcja nie musi przejść przez jednego piłkarza, wszyscy harują w obronie, nigdy nie wiadomo, kto wykona stały fragment gry, słowem – jest równowaga, harmonia.

Wyobraźmy sobie teraz, jak gra reprezentacja Polski bez Roberta Lewandowskiego. Mieliśmy tego obraz w ostatnim spotkaniu, towarzyskim we wrześniu z Irlandią, gdzie od patrzenia na grę w ataku bolały zęby. Co prawda nawet z „Lewym” Polska dostała na mundialu w Rosji tęgie baty, ale wciąż nie mamy innego takiego grajka, który w ostatnich latach odcisnąłby na kadrze porównywalne piętno.

Dziś na Stadionie Śląskim napastnik Bayernu przeżyje szczególny moment – wyjdzie na murawę w reprezentacyjnym stroju po raz setny. Byłoby oczywiście wspaniale, gdyby Lewandowski uczcił ten okazały jubileusz wspaniałą bramką (dwoma, trzema?), a Polska wygrała. Ale pamiętajmy też, że choć to Liga Narodów, a nie zwykły sparing, to najważniejsze wyzwanie zespół pod kierunkiem Jerzego Brzęczka czeka dopiero wiosną przyszłego roku, gdy ruszą eliminacje mistrzostw Europy.

Dziś jednak warto by się przekonać, że następca Adama Nawałki trafił do swoich podopiecznych, a ta kadra rokuje na przyszłość. Że Lewandowski to wciąż marka, a jego akcje z Piotrem Zielińskim to już znak firmowy. Że Krzysztof Piątek pokaże choć cząstkę potencjału, którym tak zadziwia Półwysep Apeniński. Wreszcie że osierocona przez Michała Pazdana obrona to coraz twardsze zasieki, nawet jeżeli jeszcze nie monolit; i że w bramce zamiast fajerwerków mamy pewność i ostoję.

Bądźmy więc zdziwieni pozytywnie. Życzmy sobie po prostu kunsztownej futbolowej bitwy na sportowe argumenty, choć elementów przypadku nie sposób wykluczyć. Odrzućmy natomiast całą magię Śląskiego i zbieżność szczęśliwej dla polskiej reprezentacji październikowej daty.

Zostawmy pobożne życzenia „telewizyjnej propagandy”, że po wielkim sukcesie siatkarzy, kibice czekają na sukces piłkarzy – od tego meczu naprawdę nic jeszcze nie zależy i nic za niego ta drużyna nie dostanie. Być może poza powrotem nadszarpniętego kredytu zaufania.