Nie można szufladkować graczy

Czasem objawia się to przestawianiem graczy na nowe pozycje, czasem – przydzielaniem im zadań, pozornie dalekich od dotychczasowej roli w zespole. To zresztą nic nowego w teamie z Roosevelta. Przypomnieć wypada choćby ub. wiosnę. Po przyjściu Pawła Bochniewicza, Górnik miał trzech solidnych stoperów. By nie trafić piłkarskiej jakości, jednego z nich sztab szkoleniowy przekwalifikował więc na prawego obrońcę. – Właściwie nigdy nie grałem na tej pozycji i – prawdę mówiąc – w środku defensywy czuję się dużo lepiej – relacjonował swoje wrażenia z „nowego przydziału” Mateusz Wieteska. Potem jednak „ogarnął temat” na tyle, że nie tylko został (prawie) najskuteczniejszym obrońcą sezonu, zdobywając aż 7 goli, ale i zapracował na swój powrót do Legii!

Ważny dla… komunikacji

U progu tego sezonu trener zabrzan przez chwilę próbował… rozwiązania odwrotnego. W sparingu z GKS-em Katowice w roli stopera sprawdzany był Adam Wolniewicz, do tej pory – „żelazny” prawy obrońca. – To wszechstronny chłopak, grywał czasami w tej roli, a chwilami także jako defensywny pomocnik – przypominał Marcin Brosz po tamtej potyczce. Przy okazji – kompletmentował tego zawodnika z nieco innej niż wyłącznie piłkarska perspektywy. – Adam jest graczem ważnym, jeśli chodzi o zarządzanie zespołem. I pod tym względem – czyli komunikacji – swoją rolę wypełnił, choć inne elementy… może nie do końca funkcjonowały dobrze – podsumowywał tamten eksperyment szkoleniowiec zabrzański.

W pierwszych meczach nowego sezonu przesunięty z lewej strony obrony na jej środek grywał też Michał Koj. Tu już jednak trudno mówić o niespodziance; rolę stopera powierzali mu przecież trenerzy i w Szczecinie, i w Chorzowie. Zresztą – po powrocie Bochniewicza do Zabrza – potrzeby „eksperymentowania” w środku obrony już nie będzie. Będzie za to solidna rywalizacja w tercecie Bochniewicz – Suarez – Wiśniewski.

W poszukiwaniu rozwiązań optymalnych

Sporo roszad staje się też udziałem zawodników ofensywnych. Daniel Smuga i Marcin Urynowicz w liczbie rozegranych minut co prawda ustępują Igorowi Angulo, ale nie jest już tak – przynajmniej na razie – że od Hiszpana zaczyna się układanie wyjściowej jedenastki Górnika na każdy mecz. Dwa z dotychczasowym siedmiu (ekstraklasa + Liga Europy) oficjalnych spotkań zaczynał on bowiem na ławce, wchodząc na murawę w drugiej połowie. A młodsi od niego o ponad dekadę koledzy – przyzwyczajeni na wcześniejszych etapach ich przygód z piłką do roli klasycznych łowców goli – przy Roosevelta dostają zadania dalece wykraczające poza dotychczasowe doświadczenia.

– Nie możemy szufladkować graczy. Oczywiście każdy ma swoją ulubioną pozycję, w której czuje się najbardziej komfortowo. Ale szukamy rozwiązań, w których mogą być najbardziej optymalnie wykorzystani dla zespołu – tłumaczy owe roszady opiekun Górnika. I – przynajmniej w odniesieniu do tego ofensywnego duetu – przypomina epizod z ubiegłego sezonu. – Pamiętam mecz w Poznaniu, w którym – pod nieobecność Igora – Daniel grał z Marcinem w wyjściowym składzie. I wygraliśmy z Lechem 4:2.

Jedyne wyjście

Czy w ten sposób skutecznie uda się znajdować lekarstwo na wszystkie bolączki Górnika? Pokażą to kolejne mecze, w najbliższych tygodniach. W każdym razie – nie mając wielkich szans na uzupełnienia kadry zewnętrznymi transferami (mówiło się na przykład ostatnio o możliwości wypożyczenia Konrada Michala, ale sprawa nie ma swego „ciągu dalszego”) – zabrzański sztab takich „transferów” poszukiwać musi wewnątrz szatni…

 

Na zdjęciu: Daniel Smuga odnajduje się i na skrzydle, i „na szpicy”. Wszechstronność to bezcenna cecha zawodnika.