Nie zapomnieli, jak się skacze. Stoch i spółka wznowili treningi na skoczni

Kamil, możemy zdjęcie?! – krzyczeli wczoraj w kierunku Kamila Stocha kibice zgromadzeni pod kompleksem skoczni Skalite w Szczyrku podczas zgrupowania reprezentacji Polski. „Na oko” było ich pięćdziesięciu, więc przez chwilę można było odnieść wrażenie, że to wcale nie jest obóz treningowy biało-czerwonych, a zawody. Oczywiście mistrz olimpijski znalazł czas, by spełnić ich zachcianki.

Stoch ustala priorytety

Każda okazja na spotkanie swoich idoli jest dobra. Zwłaszcza że wszyscy byli ciekawi, jak dwa miesiące po zakończeniu poprzedniego sezonu spisują się na skoczni bohaterowie igrzysk w Pjongczangu. To były zresztą ich pierwsze skoki po marcowych zawodach w Planicy. Polacy przez ostatnie cztery dni trenowali nie tylko na mniejszych obiektach w Szczyrku, ale także większym w Wiśle Malince, co było pewnym zaskoczeniem. Jak zwykle jednak w takich przypadkach nie chodziło wcale o jak najdłuższe latanie, a o złapanie czucia i skupienie się na technice. Choć patrząc wczoraj na wyczyny niektórych z naszych reprezentantów, można wysnuć wniosek, że nie zapomnieli, jak się skacze daleko.

– Fizycznie czuję się bardzo dobrze, mentalnie też powoli dochodzę do siebie – przyznał Stoch, który jak nikt inny miał prawo być wyczerpany po ciężkim, ale kosmicznym pod względem sukcesów sezonie, w którym zgarnął niemal wszystko, co było do zdobycia. Jego powtórzenie nie będzie zresztą łatwe. – Trzeba sobie ustalić pewne priorytety. To lato będzie dla mnie trudne pod takim względem, że ciężko z poziomu, który osiągnąłem, zrobić coś więcej. Jestem jednak świadom tego, że muszę włożyć w przygotowania jeszcze więcej energii i wszystkiego innego, co się z tym wiąże. W dalszym ciągu widzę w sobie możliwości rozwoju – tłumaczył.

Dziwny pierwszy skok

Niektórzy kadrowicze podczas dwóch ostatnich miesięcy nie tęsknili zbytnio za skokami, ale powrót do latania to miła odmiana, skoro podopieczni Stefana Horngachera do tej pory trenowali tylko w siłowni. – Byliśmy trochę zaskoczeni, kiedy trener oznajmił nam, że już w środę po Planicy rozpoczynamy treningi, ale każdy z nas musiał się z tym liczyć. Nie jesteśmy tu po to, żeby odpoczywać, ale ciężko pracować – podkreślił Dawid Kubacki, który wczoraj nie pojawił się na skoczni. – Trener uznał, że moja forma jest na tyle dobra, że nie ma potrzeby dokładać kolejnych skoków. Choć trzeba przyznać, że ten pierwszy po przerwie był trochę… dziwny – dodał w rozmowie ze „Sportem” zawodnik z Szaflar. We wczorajszych zajęciach nie brał udziału również Maciej Kot, który w trakcie zgrupowania się rozchorował.

– Chcieliśmy zacząć te przygotowania z jeszcze większego poziomu niż zazwyczaj i to nam się udało – stwierdził Stefan Horngacher. Efektem ciężkiej pracy mają być medale na przyszłorocznych mistrzostwach świata w austriackim Seefeld. Biało-czerwoni będą bronić tam tytułu najlepszej drużyny globu. Nic więc dziwnego, że „Steff” chce wykrzesać ze swoich zawodników jak najwięcej właśnie teraz.

Kubacki nie celuje w lato

Zanim nadejdzie zima, pierwszym poważnym wyzwaniem dla polskich skoczków będzie cykl Letniej Grand Prix, który w drugiej połowie lipca (20-22) rozpocznie się w Wiśle. W zeszłym roku zawody te zdominował Dawid Kubacki. – Czy szykuję się na lato? W zeszłym roku w ogóle się nie „napalałem”, a i tak wygrałem wszystkie konkursy – podkreślił nasz zawodnik.

Jednak to właśnie udane lato było preludium do życiowego sezonu 28-latka, w którym trzykrotnie stał na podium zawodów Pucharu Świata i zdobył brązowy medal olimpijski w konkursie drużynowym. Co ciekawe, Kubacki nie celebrował zbytnio tego wyczynu. – Nawet nie zrobiłem gabloty, w której mógłbym schować ten medal – uśmiechał się skoczek. – Zresztą tamte zawody to już przeszłość, koniec pewnego etapu. Przed nami kolejne, w których, mam nadzieję, będziemy odnosić jeszcze więcej sukcesów – zakończył nasz reprezentant.