Pindera: Wstrzymajmy się z fanfarami

To były bardzo ważne walki dla Krzysztofa Włodarczyka i Michała Cieślaka (na zdjęciu), bo ewentualne porażki mogły znacznie zredukować ich szanse na prestiżowe występy w przyszłości. Obaj jednak pokonali w niezłym stylu swoich rywali – „Diablo” mocno bijącego Olanrewaju Durodolę, a Cieślak Siergieja Radczenkę, który niedawno stawił mocny opór Krzysztofowi Głowackiemu.

Nie zlekceważył rywala

Efektowniej zaprezentował się ten drugi, który miał swego rywala trzy razy na deskach, ale trzeba też uczciwie przyznać, że notowania Durodoli stoją znacznie wyżej niż Radczenki. Ukrainiec nic wielkiego na zawodowych ringach nie osiągnął, ale o tym że nie można go lekceważyć boleśnie przekonał się w lutym wspomniany Głowacki, nasz ostatni mistrz świata. „Główka” leżał w Nysie na deskach i niewiele brakowało, by doszło wtedy do sensacji. 29-letni Cieślak takiego błędu nie popełnił. Z nowym (Andrzej Liczik) trenerem w narożniku pokazał dobry lewy prosty, kilka prawych bezpośrednich i znacznie lepszą niż dotychczas pracę nóg. Pojedynek wieczoru w Legionowie mógł się zakończyć już w drugim starciu, bo Radczenko dwukrotnie padał na deski i prawdopodobnie gdyby pięściarz z Radomia miał trochę więcej czasu, to Ukrainiec nie wyszedłby z opresji. Ale pokazał charakter i serce do walki.
– Najważniejsze, że nie wyszedł tylko po kasę – skomentował ten występ Tomasz Babiloński, organizator tej gali.
Cieślak nie zapisze wprawdzie kolejnego nokautu na koncie, ale zanotował cenne zwycięstwo i pokazał się z dobrej strony. Myślę, że polska waga junior ciężka będzie mieć z niego pociechę. A może nie tylko polska. Na razie jednak wstrzymałbym się z fanfarami, przed nim długa droga na szczyt, bo wiem że się tam wybiera. Ale widać, że nie brakuje mu chęci do ciężkiej pracy z nowym trenerem. Argumenty ma solidne, by coś znaczącego osiągnąć, ale wyzwań przed nim co niemiara.

„Diablo” nie zawiódł

Sporo starszy od niego, blisko już 37-letni Krzysztof Włodarczyk najlepsze czasy ma chyba za sobą, ale chciałby choć raz jeszcze powalczyć o mistrzowski pas. „Diablo” był mistrzem IBF i WBC, ostatnio w turnieju World Boxing Super Series znów bił się o pas IBF z Muratem Gassijewem, ale przegrał przez nokaut.

Jego pojedynek w Rzeszowie z Durodolą, nigeryjskim królem nokautu miał odpowiedzieć na pytanie, czy takie marzenia mają rację bytu. Durodola jest większy od Włodarczyka, bije jeszcze mocniej niż Polak, o czym boleśnie przekonał się w ich pierwszej walce inny siłacz, Dmitrij Kudriaszow. Ale w rewanżu górą był Rosjanin nokautując Durodolę. Z Nigeryjczykiem przed czasem wygrał też były mistrz WBC, Łotysz Mairis Briedis, ale nie był to dla niego spacerek.

Nic dziwnego więc, że obawy o Włodarczyka były zasadne, ale „Diablo” szybko je rozwiał. Walczył bardzo rozsądnie, choć niezbyt widowiskowo. Zaproponował Nigeryjczykowi bokserską partię szachów, w której od początku do końca kontrolował przebieg wypadków. Durodola był zbyt wolny i statyczny, by mu realnie zagrozić, choć próbował. Wygrana naszego byłego mistrza nie podlegała dyskusji, ale nie sądzę, by „Diablo” dał nią sygnał, że wraca do czołówki światowej. Z pewnością ułatwi jednak zadanie swojemu promotorowi Andrzejowi Wasilewskiemu, który jak znam życie zrobi wszystko, by umożliwić mu stoczenie dobrzej płatnej walki. Kto wie, może nawet o tytuł, bo w tym biznesie wszystko jest możliwe. Jedno jest pewne, wcześniej czy później czeka nas pojedynek z dużą zawartością złej krwi, pomiędzy „Diablo” i Arturem Szpilką. Walczą wprawdzie w różnych kategoriach ( junior ciężka i ciężka), ale to nie powinno być przeszkodą.

Nasi górą!

W Rzeszowie niespodzianek nie było, wygrywali faworyci, czyli nasi. Paweł Stępień i Fiodor Czerkaszyn (chce być Polakiem) nokautowali przeciwników szybko i efektownie, ale wciąż nie wiemy jakie są ich możliwości, bo te poznamy dopiero wtedy, gdy zmierzą się z solidnymi rywalami. Obaj mają talent, ale dzień próby kiedyś przyjdzie i wtedy się przekonamy ile są warci. Stępnia widziałem kilka razy w akcji i zdania nie zmieniam; z czołówką kategorii półciężkiej będzie miał problemy, ale może się mylę. Co do Czerkaszyna (waga średnia), to poczekajmy z ocenami. Na Ukrainie znają się na boksie i raczej nikt nie wypuściłby kogoś, kto ma papiery na mistrza. Być może jednak młody Ukrainiec zada kłam tym opiniom i pokaże wszystkim niedowiarkom, że wielkie sukcesy w jego przypadku, to jedynie kwestia czasu.

Nie brakuje głosów, że szanse na wielkie sukcesy ma też były reprezentant i mistrz Polski, Mateusz Tryc, który w Legionowie znokautował przeciętnego Walentyna Zbrożka, rodaka Czerkaszyna.
Tryc, dwukrotny ćwierćfinalista mistrzostw Europy amatorów, wygrał szósty zawodowy pojedynek, kolejny przed czasem i najwyższy czas, by zmierzył się z kimś, kto stawi mu opór. Obserwuję jego karierę od lat, pamiętam jego słabsze i lepsze walki, jak też występy w WSB (World Series of Boxing), gdzie nie odnosił większych sukcesów, ale moim zdaniem robi postępy. Nie sądzę jednak, by stać go było kiedykolwiek na wielkie zwycięstwa z czołówką światową.
Podobnie jak Rafał Grabowski, młody ambitny chłopak z Pionek, który na gali Tomka Babilońskiego wygrał z Ukraińcem Jurim Czumakiem. Dziś jednak znacznie wyżej notowany jest w wadze lekkiej Marek Jędrzejewski, który znokautował w Legionowie Bato Berkatsaszwiliego. Inna sprawa, ze Gruzin przyjechał tylko po skromną wypłatę i szybko się poddał, a Jędrzejewskiego chętnie zobaczyłbym chociażby w starciu z Damianem Wrzesińskim. I wcale nie jestem pewny, czy dałby radę.

A wracając jeszcze na chwilę do Michała Cieślaka, który po krótkim epizodzie w wadze ciężkiej wrócił w dobrym stylu do swojej kategorii, junior ciężkiej, wygrywając z Siergiejem Radczenką: wkrótce, bo już 16 czerwca pokaże się na Torwarze, podczas gali na której Andrzej Fonfara, wierny kibic warszawskiej Legii, zmierzy się z Ukraińcem Ismaiłem Siłlachem. Mieszkającego w Chicago Fonfary nie trzeba przedstawiać, dwukrotnie walczył o mistrzostwo świata wagi półciężkiej z Adonisem Stevensonem i choć dwukrotnie przegrał, to należał do czołówki tej kategorii. Teraz spróbuje swych sił w junior ciężkiej w starciu ze znanym, solidnym rywalem, ale o tym już innym razem.