Klęska plami papier

Ostatnie dzieło Adama Nawałki i jego najbliższych współpracowników ujrzało światło dzienne. Pozostałoby pewnie w ukryciu na długie lata, gdyby nie naciski ze strony mediów. – Tego typu raporty są generalnie poufne i przeznaczone do wewnętrznej wiadomości związku sportowego – mówi prezes PZPN, Zbigniew Boniek, cytowany przez portal Łączy Nas Piłka. – Jednak wobec sporego zainteresowania opinii publicznej, a także części mediów, upatrujących w raporcie jakichś niezdrowych emocji, zdecydowaliśmy się raport sztabu reprezentacji opublikować. Chciałbym podkreślić, że Polski Związek Piłki Nożnej nie ma niczego do ukrycia. Jak wszyscy chyba zauważyli, od prawie sześciu lat prowadzimy otwartą politykę, potrafimy cieszyć się zwycięstwami, ale i też zmierzyć się z porażką.

W oparach bełkotu

Wszyscy byliśmy pod wrażeniem raportu, jaki pod koniec sierpnia przedstawił selekcjoner reprezentacji Niemiec, Joachim Loew. Drobiazgowo wypunktował przyczyny niepowodzenia obrońców tytułu na rosyjskich arenach, czym zasłużył na niekłamany poklask. Tego samego oczekiwaliśmy od człowieka, który odpowiada za klęskę biało-czerwonych podczas ostatniego mundialu, czyli od Adama Nawałki. Co otrzymaliśmy? Litanię pustosłowia. A momentami czysty bełkot…

– Jako wieloletni człowiek piłki, najpierw jako zawodnik, później trener i działacz, chciałbym podzielić się osobistą refleksją: jeszcze żaden raport nie wyjaśnił do końca w sposób jednoznaczny przyczyn porażki czy też zwycięstwa jakiejkolwiek drużyny – to jeszcze raz prezes Boniek. – To raczej zbiór subiektywnych ocen i analiz niż podanie jedynej i obiektywnej prawdy. Mam nadzieję, że publikacja raportu kończy rozdział polskiej piłki pod nazwą „Rosja 2018”.

Kończy, ale w sposób niestrawny, miałki, fragmentami żenujący.

Destrukcja w Soczi

Raport liczy 91 stron i 11 załączników. Ogromną część wypełniają wykresy i statystyki, które rzeczywiście – jak asekurował się sternik PZPN – w żaden sposób nie przybliżają nas do odpowiedzi na pytanie o przyczyny blamażu reprezentacji Polski w finałach mistrzostw świata. A przecież dokładnie tego oczekiwaliśmy. W zamian dostaliśmy zbiór ogólników i mało treściwe opisy założonych celów, przygotowań i samych spotkań.

Nowe światło na rosyjską gangrenę rzuca jedynie wątek ostatniego treningu przed meczem otwarcia z Senegalem. Odbył się 17 czerwca w Soczi. Jego początek zaplanowano na godz. 11.00. Piłkarze ćwiczyli w palącym słońcu i przy wysokiej wilgotności powietrza. Wszystko na najwyższej intensywności. Zawodnicy nie oszczędzali się, bo właśnie na tych zajęciach klarowała się wyjściowa jedenastka na pierwsze grupowe spotkanie. Miało to fatalnie odbić się na ich dyspozycji w godzinie próby.

Rezerwy były

Z raportu dowiadujemy się, że w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu szczegółowym monitoringiem objętych było aż 69 zawodników. Mimo to Adam Nawałka postawił na piłkarzy, którzy odgrywali czołowe role dwa lata wcześniej podczas Euro 2016. Najpierw oparł na nich mundialową kadrę, później wyjściową jedenastkę na przegrany bój z Senegalczykami. Najsłabszym uczestnikiem tego spotkania był Arkadiusz Milik. „W trakcie rozgrzewki i podczas samego meczu nie był odpowiednio skoncentrowany, co przełożyło się na jakość jego gry” – czytamy w raporcie.
Być może był to nieco szerszy problem natury mentalnej. Bo właśnie w tym aspekcie, jeśli chodzi o funkcjonowanie zespołu, „były rezerwy”.

W omawianym raporcie zamieszczono frazę: „W ostatnich miesiącach pojawiały się symptomy świadczące o pewnych napięciach wewnątrz grupy, typowych dla reprezentacji funkcjonującej od dłuższego czasu w zbliżonym składzie. Z uwagi na to podejmowane były liczne działania zmierzające do pełnego zintegrowania drużyny podczas zgrupowań (rozmowy indywidualne, spotkania integracyjne, rodzinne, stały kontakt sztabu z zawodnikami i trenerami klubowymi, wizyty w klubach zawodników, treningi alternatywne, dobór odpowiednich ćwiczeń – zabawy ożywiające w wybranych jednostkach treningowych). W dalszym ciągu pozwalało to na podtrzymanie dobrej atmosfery i odpowiedniej równowagi w zespole przed turniejem”.

Wysiłki okazały się jednak daremne. Kilka fragmentów dalej znajdujemy frazę: „Okazało się, że drużyna nie była optymalnie przygotowana pod względem mentalnym do skali trudności jaka występuje podczas mundialu. Nie udało się zrobić wszystkiego aby scalić zespół w najtrudniejszych momentach mistrzostw”.

– Naprawdę napisane jest w raporcie, że nasze przygotowanie mentalne było nieodpowiednie albo niedostateczne? – dopytywał nie dowierzając Robert Lewandowski, który towarzyszył selekcjonerowi Jerzemu Brzęczkowi na poniedziałkowej konferencji prasowej. – Na temat mundialu powiedzieliśmy już wiele. Jeśli byśmy nie awansowali na turniej, wszystko zaczynalibyśmy od początku. Awansowaliśmy, jednak mistrzostwa nam nie wyszły, więc teraz zmiany są na pewno potrzebne, ale jakie one będą – zdecyduje trener. To selekcjoner wie najlepiej, czego tej kadrze potrzeba. Wierzę, że wrócimy na zwycięską ścieżkę, bo na pewno jesteśmy w stanie to zrobić. Dla nas liczy się przede wszystkim, żebyśmy grali w piłkę najlepiej, jak potrafimy.

Senegal tu i tam

Były selekcjoner przyznał się do błędów personalnych, ale to tylko powtórzenie tego, co oznajmił na pożegnalnej konferencji prasowej. Po lekturze obszernego dokumentu polski kibic nie wie w zasadzie nic ponad to, co wiedział tuż po zakończeniu rosyjskiej imprezy. I ma pełne prawo twierdzić, że autorzy raportu nie podjęli wysiłku, by uchwycić istotę turniejowej porażki.

Na jakości i rzetelności sprawozdania nie zależało też chyba szefom PZPN. Nie może być inaczej, skoro przyjęli bez poprawek raport, w którym dyrektor ds. organizacyjnych, Tomasz Iwan, zapewnia, że przed mundialem rozegraliśmy towarzyskie spotkanie… z Senegalem. Niby niewiele nieznaczący błąd, ale jednak pokazuje wyraźnie, jak trudno zmierzyć się ze wstydliwą wyprawą do Rosji, zachowując przyzwoite standardy.

Rodzimy futbol nie poniósłby najmniejszej straty, gdyby tego raportu nigdy nie opublikowano. A może nawet coś mógłby zyskać…