Portugalia surowym nauczycielem skuteczności

Nigdy specjalnie się do taktyki trenerowi nie wtrącałem. Ale jeśli mamy dziś taki potencjał z przodu, może warto zaryzykować? – zastanawiał się w przeddzień meczu Zbigniew Boniek, odpowiadając na pytanie o możliwość zagrania dwójką napastników. Czy te słowa miały jakikolwiek wpływ na reprezentacyjny sztab – tego się pewnie nie dowiemy.

Faktem jest, że selekcjoner zaryzykował. I nie chodzi wyłącznie o grę duetem napastników Krzysztof Piątek – Robert Lewandowski, ale i o nader odważne zestawienie drugiej linii. Piotr Zieliński operował w niej bardzo wysoko, próbując chwilami wchodzić nawet między wspomnianą dwójkę snajperów.

Mateusza Klicha i Rafała Kurzawę – „fałszywych skrzydłowych”, często schodzących (zwłaszcza ten pierwszy) w środek pola – też lepiej czuli się w grze do przodu. W pierwszej odsłonie Portugalczycy z rzadka wykorzystywali fakt, że przed linią obrony właściwie tylko Grzegorz Krychowiak brał na siebie zadanie „zbierania piłek” na 40. metrze przed naszą bramką.

Autostrada po lewej

Rzucali natomiast wiele podań na skrzydła; zwłaszcza na prawe, gdzie Artur Jędrzejczyk – pozbawiony wsparcia „swego” pomocnika – nie radził sobie zupełnie ani z wymieniającymi się stronami Rafą Silvą i Bernardo Silvą, ani z odważnie biegającym do ataku Joao Cancelo.

Dwie ofensywne szarże właśnie tego zawodnika unaoczniły rywalom, że właśnie tamtędy mają autostradę do polskiej bramki – i ochoczo z niej korzystali. Stamtąd więc przychodziły wszystkie piłki niosące zagrożenie dla Łukasza Fabiańskiego. Poradził sobie z obroną – będących wynikiem takich właśnie akcji – strzałów Pizziego (33.) i Rafy Silvy (35.), ale nieco wcześniej okazał się bezradny, gdy Andre Silva z bliska wpakował mu w krótki róg piłkę dogrywaną przez Pizziego.

Smutna lista „samobójców”

Można – trzeba! – też zapytać, gdzie w tych wszystkich momentach byli nasi stoperzy, bo ich zachowanie bynajmniej nie sprawiało wrażenia ludzi orientujących się, co jest grane. Goście i tę słabość biało-czerwonych w końcu wyczuli – i wykorzystali. Bajeczne było podanie Rubena Nevesa za plecy naszych środkowych obrońców.

Rafa Silva „objechał” nieskutecznie na przedpolu interweniującego „Fabiana”, a próbujący zapobiec strzałowi napastnika do pustej bramki Kamil Glik wślizgiem… sam wpakował futbolówkę do siatki! Jerzy Woźniak w 1956 na otwarcie Śląskiego, Seweryn Gancarczyk w 2009 na jego zamknięcie przed dziewięcioletnią modernizacją, no i teraz stoper AS Monaco: smutna (acz niepełna) lista chorzowskich „samobójców”. Swoją drogą – to też trzecie takie trafienie samego Glika pod biało-czerwoną flagą…

Wielki Piątek. Ale krótko

Sporo miejsca poświęcamy grze defensywnej naszych, bo… bolała bardzo w drugiej części pierwszdej połowy. Tak bardzo, że schodzących do szatni na przerwę Polaków… pożegnały gwizdy.

A przecież tak być nie musiało. Do 20 minuty eksperymentalne ustawienie całkiem nieźle zdawało egzamin. Bartosz Bereszyński, któremu Klich robił miejsce wzdłuż prawej linii, włączał się do akcji ofensywnych, choć z „dorzuceniem” było już gorzej. Miał swoją okazję – po prostopadłym podaniu Krychowiaka – Krzysztof Piątek, ale Rui Patricio poradził sobie z jego uderzeniem w krótki róg. „Przyspał” natomiast we własnym polu bramkowym po centrze Kurzawy z kornera, a Piątek całą akcję zamknął na długim tym razem słupku celną „główką”. Sęk w tym, że… była to ostatnia w tej odsłonie groźna akcja Polaków.

Fot. Tomasz Błaszczyk/PressFocus

„Lewy” i Piątek zostali odcięci od podań, choć wydawało się, że środku boiska ludzi zdolnych posłać do nich prostopadłą piłkę mamy aż w nadmiarze. Wystarczył jednak sam William Carvalho, by „zaprowadzić porządek” w tej strefie… Na kolejny – niezbyt głośny – alarm pod portugalską bramką czekaliśmy więc aż do 51 minuty. Strzał Piotra Zielińskiego z dystansu minął jednak spojenie słupka z poprzeczką w bezpiecznej – dla gości – odległości.

Uskrzydleni

Zaraz potem gwizdy z trybun rozległy się ponownie. – Niski, świetna lewa noga, doskonale wyszkolony technicznie. Cieszę się, że miałem okazję z nim grać. Oglądanie go dziś w Anglii to sama przyjemność – mówił o Bernardo Silvie na wtorkowej konferencji Kamil Glik.

Jego koledzy – zwłaszcza Kurzawa -… wzięli sobie do serca te słowa. „Odprowadził” tylko snajpera Manchesteru City wzdłuż linii naszej „szesnastki” (gwoli sprawiedliwości dodać trzeba, że nikt z niej doń też nie wyskoczył…), więc tenże w końcu – z owej lewej nogi – „pociągnął” w krótki róg. Fabiański tam był, ale piłka po rękach „przesmyrgnęła” mu się do siatki. 1:3…

Fot. Piotr Kucza/400mm

Dopiero 10 minut później Jerzy Brzęczek – dokonując dwóch zmian – postanowił powrócić do „klasycznego” ustawienia, czyli wprowadzić skrzydłowych. Zaskoczyło! Tak rywali, jak i… sędziego asystenta. Potrugalczycy długo pokazywali na stadionowe telebimy dowodząc, że Kamil Grosicki przed dośrodkowaniem wyjechał z piłką za linię. VAR-u jednak w Lidze Narodów nie ma, obraz telewizyjny dowodem nie był, więc hiszpańskie trio gola Jakuba Błaszczykowskiego – od czwartku samodzielnego rekordzisty w liczbie występów w kadrze – uznało.

 

Polska – Portugalia 2:3 (1:2)

1:0 – Piątek, 19 min (głową, asysta Kurzawa), 1:1 – Andre Silva, 32 min (asysta Pizzi), 1:2 – Glik, 43 min (samob.), 1:3 – Bernardo Silva, 52 min (bez asysty), 2:3 – Błaszczykowski, 77 min (asysta Lewandowski)

POLSKA: Fabiański – Bereszyński (46. Kędziora), Glik, Bednarek, Jędrzejczyk – Klich (63. Błaszyczkowski), Zieliński, Krychowiak, Kurzawa (64. Grosicki) – Lewandowski, Piątek. Trener Jerzy BRZĘCZEK.

PORTUGALIA: Rui Patricio – Joao Cancelo, Pepe, Ruben Dias, Mario Rui – Ruben Neves, William Carvalho, Pizzi (75. Renato Sanches) – Rafa Silva (84. Danilo), Andre Silva, Bernardo Silva (90+1. Bruno Fernandes). Trener Fernando SANTOS.

Sędziował Carlos del Cerro Grande (Hiszpania). Asystenci: Juan Martinez Munuera, Santiago Jaime Latre (wszyscy Hiszpania). Widzów 48783. Żółte kartki: Klich (48. faul), Krychowiak (61. faul) – Andre Silva (37. faul), William Carvalho (67. faul), Pepe (74. faul), Bernardo Silva (78. niesp. zach.)