11 września, dzień pana Józka

11 września od 2001 roku kojarzy się jednoznacznie – zamachy terrorystyczne w USA, World Trade Center w Nowym Jorku, Pentagon… Fanom Kibice Wisły Kraków  11 września może przypominać rok 1927 r. i 15:0 z TKS Toruń, co do tej pory pozostaje najwyższą wygraną w naszej ekstraklasie. Również 11 września, tyle że 1985 roku, na Stadionie Śląskim Polska zremisowała z Belgią 0:0 i zapewniła sobie awans na mundial. Kapitalny mecz zagrał Józef Młynarczyk,

Zaczęło się źle

Polacy prowadzeni przez selekcjonera Antoniego Piechniczka walczyli wtedy o kolejny awans na mistrzostwa świata, które w 1986 r. odbyły się w Meksyku. Biało-czerwoni wystąpili na trzech poprzednich turniejach, gdzie poszło im naprawdę dobrze. W tamtym okresie naszej reprezentacji udało się zdobyć dwa brązowe medale, w tym jeden z Piechniczkiem na ławce trenerskiej. Przed Meksykiem w eliminacyjnej grupie A biało-czerwoni trafili na Belgów, Albańczyków oraz Greków. Na początku pokonali tych Grecję 3:1, ale 2:2 z Albanią w Mielcu (wyrównał 10 minut przed końcem Andrzej Pałasz z Górnika Zabrze) 31 października 1984 uznano za kompromitację. Terminarz była tak ułożony, że kolejne mecze biało-czerwoni rozgrywali dopiero w maju. 1 maja 1985 roku Święto Pracy „uczcili” porażką z Belgią 0:2 w fatalnym stylu.

Śląski miał zadecydować

Bezpośredni awans na mundial mogła wywalczyć tylko pierwsza drużyna. Druga musiała walczyć w barażach z drugim zespołem grupy E.

Polacy nie poddawali się i dzięki kolejnym dobrym meczom w maju – efektowne 4:1 w Atenach nad Grekami w maju 1985, 1:0 z Albanią (popis Zbigniewa Bońka nazajutrz po tragicznych wydarzeniach na Heysel) – przed ostatnią serią gier byli liderem. Mieli tyle samo punktów i taki sam bilans bramkowy co drudzy Belgowie, którzy jednak ustępowali nam w liczbie goli strzelonych. Dlatego jasne stało się, że o tym, kto będzie mógł cieszyć się z awansu na meksykański turniej, zadecyduje ostatni mecz, a tak się składało, że oba zespoły miały zagrać właśnie ze sobą. Areną tego starcia był Stadion Śląski.

– Gdy gra się o awans na mistrzostwa świata, to nieważne z kim się rywalizuje. Takie spotkanie zawsze zostaje w pamięci. Mundial to uniwersytet dla piłkarzy i każdy z nas chciał tam być. Żyliśmy decydującym meczem z Belgią od dawna – przypomniał niedawno na łamach „Sportu” grający w tamtym meczu Waldemar Matysik, który wtedy był piłkarzem Górnika Zabrze. – Jako dziecko czy młody chłopak żyło się wielkimi meczami na Stadionie Śląskim. Śledziłem je jednak w prasie i telewizji. W głowie tkwiły obrazki ogromnych tłumów, 100 tysięcy kibiców na trybunach – mówił 55-krotny reprezentant Polski.

„Józek! Józek!”

Mecz z Belgami przyszło zobaczyć mniejszej publice. Co prawda różne źródła podają różne liczby, ale najczęściej przewija się 75000 osób. To jednak wystarczyło, żeby o stadionie w Chorzowie nie mówiono inaczej tylko „kocioł czarownic”, który z dużym powodzeniem zagłuszał komentującego tamto spotkanie w telewizji Andrzeja Zydorowicza. Kibice niezwykle żywiołowo reagowali na każdy niemalże zalążek akcji ofensywnej, który w wielu przypadkach był dziełem kapitana tamtej drużyny, Zbigniewa Bońka, będącego świeżo po transferze z Juventusu Turyn do Romy. To właśnie obecny prezes PZPN-u miał najlepszą szansę tego spotkania, kiedy po sprytnym rozegraniu rzutu rożnego i przepuszczeniu piłki przez Włodzimierza Smolarka, kropnął w słupek. Trybuny niemal eksplodowały. Szansę miał też wtedy Dariusz Dziekanowski.

Foto Rafal Rusek / PressFocus

Oba zespoły nie miały zamiaru odpuszczać i walczyły o każdy kawałek boiska. – Taktyka była podporządkowana temu, by nie przegrać, choć nie ograniczaliśmy się wyłącznie do obrony. Podstawową sprawą było, by nie dać im rozwinąć skrzydeł, jak najszybciej odbierać piłkę, przerywać akcje – wspominał tamten mecz Józef Młynarczyk, który rok wcześniej trafił z Widzewa ŁÓdź do francuskiej Bastii.

Dziesiątki tysięcy kibiców na trybunach skandowały potem tylko „Józek! Józek!” na cześć bohatera tamtego meczu. Nasz bramkarz kolejnymi dobrymi interwencjami uchronił drużynę przed stratą gola.

Przewidział przyszłość

Po końcowym gwizdku, oznaczającym remis i awans Polaków na mistrzostwa świata, wrzawa na Stadionie Śląskim była tak wielka, że nie sposób było usłyszeć własnych myśli.

– Nerwy, ogromne nerwy przez półtorej godziny. Ale przecież koniec wieńczy dzieło, a finał był dla nas jakże radosny – stwierdził przewodniczący Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu Marian Renke. Antoni Piechniczek po raz drugi z rzędu dostał się z reprezentacją Polski na mundial, co do tej pory nie udało się żadnemu innemu szkoleniowcowi. Ba, Polacy zagrali na czwartym mundialu z rzędu, co również pozostaje rekordem.

– Z kwiatami powitam trenera, który dwa razy z rzędu zakwalifikuje się do finałów mistrzostw świata, bo na następny taki turniej z udziałem Polaków możemy długo poczekać – wieszczył już po meksykańskim turnieju Antoni Piechniczek i wiedział, co mówi. Na udział biało-czerwonych w mundialu trzeba było czekać aż do następnego wieku, kiedy razem z Jerzym Engelem piłkarze udali się do Korei i Japonii. Ale to już inna historia…

A na marginesie: Belgowie, którzy w Chorzowie oskarżali sędziego, że sprzyjał Polakom, i tak zagrali na mundialu. W barażach wyeliminowali Holandię prowadzoną przez Leo Beenhakkera, tego samego, którego nazwisko trybuny Stadionu Śląskiego skandowały 11 października 2006 roku.

Piotr Tubacki

 

11 września 1985

Chorzów, Stadion Śląski

Polska – Belgia 0:0

POLSKA: Młynarczyk – Pawlak, Wójcicki, Przybyś, Ostrowski – Dziekanowski, Matysik, Komornicki, Urban – Boniek (87. Buncol), Smolarek (64. Pałasz). Trener Antoni PIECHNICZEK.

BELGIA: Pfaff – Gerets, van der Elst, Grun (53. De Grijse), Renquin – Vandereycken, Scifo, Ceulemans, Plessersm – Voordeckers, Vandenbergh (73. Clijsters). Trener Guy THYS.

Żółte kartki: Przybyś, Urban

Widzów 75000. Sędziował Robert Valentine (Szkocja).