Tak nie wolno grać

Po ostatniej porażce z Rakowem Częstochowa na Bukowej strata GieKSy do pierwszego bezpiecznego miejsca w tabeli, które zajmują obecnie Wigry Suwałki, powiększyła się już do siedmiu punktów. Statystycy obliczają, że szanse katowiczan na utrzymanie się w pierwszej lidze są już niewielkie, jednak prawdopodobieństwo spadku oscyluje w granicach 85 procent. – Nie wyobrażam sobie katastrofy spadku, bo tylko w tych kategoriach oceniam taką ewentualność, ale boję się tego – przyznaje były znakomity napastnik GKS i reprezentacji Polski Jan Furtok, który w dniu spotkania z liderami spod Jasnej Góry świętował swoje 57 urodziny. – Niestety, prezentu mi młodsi koledzy nie sprawili, ale koszulkę z „dziewiątką” moim ulubionym numerem, z którym zawsze grałem i jest podobno w klubie zarezerwowany dla mnie, dostałem – uśmiecha się ikona katowickiego klubu, który w Katowicach zaliczał wszystkie szczeble, od zawodnika przez trenera i prezesa klubu, który wyprowadzał zespół w górę z czwartoligowego dna piłkarskiej hierarchii.

W sobotę na Bukowej towarzyszyli mu inni znani sprzed lat zawodnicy GieKSy jak chociażby bramkarze Franciszek Sput i Janusz Jojko, czy też Lechosław Olsza, Gerard Rother. Opuszczali oni stadion ze spuszczonymi głowami. – Dziwnie się dzieje teraz w naszym klubie. Nie podoba mi się to – mówi Furtok. – Tak nie wolno grać, w takiej formie trudno będzie wygrywać. Nie wiem dlaczego, bo klub jest organizacyjnie poukładany, jest w zdecydowanie innym miejscu niż w czwarto – czy trzecioligowych czasach. Piłkarze byli na zgrupowaniu w Turcji, w sparingach szło im dobrze, więc chyba nie mają powodów do narzekań.

Co jest wobec tego przyczyną takiego stanu rzeczy? – Trener Dariusz Dudek musi postawić diagnozę. Im szybciej, tym lepiej – uważa Jan Furtok. – Niby są nazwiska znane z boisk ekstraklasy, ale jak wiadomo, nazwiska nie grają. W pierwszej lidze trzeba zasuwać, a tego mi brakuje. Nie strzelamy też bramek, nie mamy napastników. Ba, nie potrafimy się przedrzeć w pole karne, a strzelanie zza „szesnastki”, z 20 metrów nie przynosi skutków. Nie trafia do mnie też mówienie o presji, że nogi się trzęsą, bo to jest mało profesjonalne. Trzeba walczyć do końca, a nie mówić tylko o nadziei, może wtedy zapali się jakaś iskra, jakiś cud się zdarzy. W Jastrzębiu trzeba koniecznie zapunktować, by mieć jeszcze jakieś argumenty w stawce bijącej się o utrzymanie.

 

Na zdjęciu: Wsparcie selekcjonera Jerzego Brzęczka przyda się Janowi Furtokowi zaniepokojonemu o losy swego klubu.