Tyczką i młotem pobijemy Europę

W Berlinie dwa najcenniejsze medale zdobywali już Wojciech Nowicki i Paweł Fajdek w rzucie młotem oraz Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki w kuli, a złoto dodała kulomiotka Paulina Guba. W niedzielę polską dominację w konkurencjach rzutowych mistrzostw Europy mogą przypieczętować specjalistki od młota. We wczorajszych eliminacjach na Stadionie Olimpijskim wszystkie Polki nie miały problemów z zaliczeniem kwalifikacyjnej odległości 70 m. Fiodorow już w pierwszej próbie rzuciła 71,46, a w drugiej uczyniły to Włodarczyk – 75,10 i Kopron – 71,14.

– Mam nieco zdarty głos, to od krzyku i dopingowania chłopaków podczas ich walki o medale. Po naszym finale pewnie będzie jeszcze gorzej – uśmiechała się Joanna Fiodorow, brązowa medalistka ME z Zurychu (2014). – Jest szansa, żebyśmy zajęły całe podium. Dam z siebie wszystko – zapowiedziała Malwina Kopron, brązowa medalistka ubiegłorocznych mistrzostw świata. – Realne jest to, żeby trzy Polki stanęły na podium. Rok temu w Londynie byłyśmy na nim dwie – przypomniała Anita Włodarczyk. – Stawiam sobie wysokie cele, chciałabym wrócić stąd z medalem – dodała Fiodorow.

Jak za dawnych lat

Zdecydowaną faworytką będzie Włodarczyk. Co prawda w pierwszej próbie eliminacji zabrakło jej 19 cm do odległości kwalifikacyjnej, ale poprawka była na miarę liderki światowych tabel w sezonie. Dziewięć lat temu na tym samym stadionie w Berlinie lekkoatletka z Rawicza zdobyła swój pierwszy tytuł (mistrzyni świata) i pobiła rekord globu (77,96).

– Rzucałyśmy w tym samym kole, co w 2009 roku, ta sama jest też bieżnia. Przypomniałam sobie nawet moment skręcenia na niej stopy. Jestem osobą, która wraca do wspomnień. To, że jestem na topie przez dziesięć lat, wynika z ciężkiej pracy. Nie mam jeszcze taktyki na finał. Wierzę w rekord świata, co pokazały ostatnie starty i zgrupowanie – podkreśliła Włodarczyk.

Mistrz będzie nowy

W niedzielę o medale walczyć będą tyczkarze Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski, którzy wczoraj pewnie pokonali poprzeczkę na wysokości 5,61, podobnie jak ośmiu innych zawodników. – Kulomioci i młociarze pokazali, że możliwe są w Berlinie polskie dublety – mówił Wojciechowski. – Finał będzie dobry. Jestem w bardzo dobrej dyspozycji. Cały czas kręcę się wokół 5,90 i mam nadzieję, że zrobię to w niedzielę – zapowiedział Wojciechowski. – Tylko z dwóch imprez nie mam medali – z ME na stadionie oraz z igrzysk olimpijskich. Mam nadzieję, że już w niedzielę jedna z tych rzeczy się zmieni – dodał Lisek.

Odpadł obrońca tytułu z Amsterdamu, Robert Sobera, który zdołał zaliczyć tylko 5,36, a potem trzykrotnie strącił 5,51. W finale zabraknie także faworyta gospodarzy, Raphaela Holzdeppe, mistrza świata z 2013 roku.

Znowu poniesie stadion?

W sobotnim finale skoku wzwyż wystąpi Sylwester Bednarek. Polak w czwartkowych eliminacjach uratował się w trzeciej próbie na 2,25. Dziewięć lat temu 30-letni dziś lekkoatleta zdobył w Berlinie sensacyjny brązowy medal mistrzostw świata. – Dobrze, że ten stadion jest dla mnie szczęśliwy. To najlepsza skocznia i najlepszy stadion na świecie. Nie jest to dla mnie łatwy sezon, nie mogłem się wcześniej przełamać, ale w finale stać mnie na wszystko, każdy może wygrać – przekonywał