Wleciałowski: Nowa rzeczywistość jest drapieżna

Jakie pozycje Ruch chce wzmocnić zimą?
Marek WLECIAŁOWSKI: – Nie zdradzę dużej tajemnicy mówiąc, że musimy pracować nad skutecznością działań w obronie. Trzeba ją poprawić, bo to bardzo istotne, jeśli myśli się o wygrywaniu spotkań. Chcemy wzmocnić defensywę prawym bocznym obrońcą, zwiększyć rywalizację wśród pomocników. Potrzebny jest nam też skuteczny i zdrowy napastnik. Piotra Giela prześladują mikrourazy, Artur Balicki – choć nie kwestionujemy jego wartości – ma lepsze i gorsze momenty. W grudniu, po ostatnim meczu, powiedziałem, że „w tej chwili mamy jednego zdrowego napastnika i trzeba podjąć z nim rozmowy”. Otrzymałem jednak komunikat, że Mateusz Majewski odchodzi i to traktuję jako wiążące.

Majewski nie przystał na proponowaną obniżkę kontraktu.
Marek WLECIAŁOWSKI: – Moja rola jako trenera jest tu wyraźnie ograniczona, a decyzje są złożone. Nie możemy zapominać o kwestiach finansowych. Rynek jest, jaki jest, a marka i prestiż Ruchu są inne niż w wielu klubach, które pod względem sportowym są dziś nam równorzędne, albo nawet nas przewyższają. O nich jednak – przy pełnym szacunku – nie powiemy, że to marka. Zawodnik i jego menedżer, dbając o swoje interesy, będą myśleć również tymi kategoriami. Przychodząc do Ruchu, rozmawiając z właścicielami, miałem świadomość, w jakiej jesteśmy sytuacji. Rozpoczął się proces odbudowywania wartości klubu. On trwa. Dziś powtarzam zawodnikom, że powinni walczyć przede wszystkim o to, by dobrze przygotować się do sezonu. To jest ich rola i interes, by podnosić swoją wartość. Jeśli tak się stanie, przez to podniesie się też wartość klubu.

O awans w tym sezonie będzie bardzo trudno. O utrzymanie – pewnie trochę mniej. Zastanawia się pan już nad tym, co będzie w lipcu? I jak te klocki układać, na kogo można liczyć w kontekście walki o I ligę na 100-lecie klubu?
Marek WLECIAŁOWSKI: – Dlatego właśnie tak ważne jest, by odpowiednio spożytkować czas, który dzieli nas od wyjazdu na pierwsze zgrupowanie (21 stycznia do Kamienia – dop. red.). To będą pracowite dwa tygodnie. Musimy uświadomić sobie pewne kwestie, to moment na rozmowy z zawodnikami. Będziemy rozmawiać z nimi otwartym tekstem. Niejednemu z nich w czerwcu kończy się kontrakt. Jako klub, chcemy zbudować pewną stabilność i trzon, który da nam szansę na pociągnięcie zespołu w górę. Tego przecież wszyscy chcemy – na czele z właścicielem, bardzo angażującym się w klub. Walka trwa na wielu frontach.

Jest trudniejsza niż spodziewał się pan w listopadzie?
Marek WLECIAŁOWSKI: – Wracając do Ruchu, patrzyłem przede wszystkim na boisko. Nie miałem wyrobionej opinii, że będzie łatwo albo trudno. Wiedziałem, że jest grono zawodników, którym można pomóc, by podnieśli swój poziom i by drużyna szła przez to wyżej. W ostatnich spotkaniach widziałem, że dysponujemy potencjałem, który przy odpowiednich ruchach kadrowych, dobrej strukturze podpisywanych umów, pozwala budować drużynę tak, by była coraz mocniejsza. I by mogła bić się o to, by iść w górę.

Okres przygotowawczy przy Cichej rozpoczęli Dominik Cheba z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski i Lucjan Zieliński z rezerw Miedzi Legnica, którzy zaprezentowali się już w grudniowym sparingu ze Stalą Brzeg. Ile czasu dajecie sobie na decyzję?
Marek WLECIAŁOWSKI: – To zawodnicy, którzy mogą wzmocnić rywalizację. Chebę znamy. Można powiedzieć wręcz, że jest naszym wychowankiem. Ma za sobą dłuższy okres występów w III lidze, ale to też solidna gra, a my szukamy przede wszystkim solidności. Co do Zielińskiego – nie wiemy, jak potoczą się losy Jakuba Kowalskiego, którego kontrakt wygasł, a to ta sama pozycja. Nie chcę jednak, by ktoś pomyślał, że to dla nas jakiś wariant rezerwowy. Może też grać na lewym skrzydle. Widzę w nim potencjał. Ten tydzień będzie wiążący. Zrobimy badania, odbędziemy grę wewnętrzną, w grudniu był sparing… Informacji będzie na tyle, by podjąć decyzję, usiąść i zobaczyć, czy klub z nimi się dogada.

W przypadku Zielińskiego w grę wchodziłoby wypożyczenie?
Marek WLECIAŁOWSKI: – Najlepiej by było. Gdybyśmy się na niego zdecydowali, to i tak nie mielibyśmy gwarancji tego, jak sprawdzi się w lidze, czyli największym ogniu – a to przecież ogień weryfikuje. W przypadku wypożyczenia, dalibyśmy więc sobie chwilę czasu, a jeśli wypadłby pozytywnie, to można by było z takim człowiekiem iść dalej.

Czy w obecnej sytuacji jest w ogóle sens, by Ruch krótkoterminowo, na jedną rundę, wypożyczał zawodników z – dajmy na to – ekstraklasy?
Marek WLECIAŁOWSKI: – Działamy w futbolu zawodowym, a w nim cykle są półroczne. Wiosną przyjdzie mecz o punkty i będziemy patrzeć, czy w danym dniu na konkretnych pozycjach mamy jakość i gwarancję tego, że piłkarze wytrzymają presję wyniku. Perspektywa półroczna nabiera wtedy innego wymiaru. Budowa drużyny trwać będzie teraz przez miesiąc. Za chwilę przyjdą mecze kontrolne i już one dadzą nam pierwsze odpowiedzi na pytanie, gdzie się znajdujemy. Wytworzył się rynek, na którym nie ma litości. Jesteśmy w sytuacji, z której musimy wycisnąć jak najwięcej, by wykonać krok do przodu.

Zaprosiliście też na testy dwóch zawodników z niższych lig: Mateusza Lechowicza z Chemika Kędzierzyn-Koźle i Michała Mokrzyckiego z Wisły Sandomierz.
Marek WLECIAŁOWSKI: – To nie są ludzie, którzy teraz zburzą nam strukturę drużyny. Trzeba szukać piłkarzy grających regularnie i wyróżniających się w niższych klasach. W Polsce mamy zawodników, ale po prostu trzeba dać im przestrzeń do działania, dobre warunki do treningu; w Chorzowie takie są. Może wejdą do drużyny? Zrobią na tyle duży postęp, że kogoś wygryzą albo staną się zawodnikami dla nas wartościowymi? Gros ludzi, którzy z Ruchem notowali sukcesy, nie przychodziło tu z wielką marką, a z małych klubów, z chęcią rozwoju i osiągnięcia czegoś.

Te konkretne nazwiska to pomysły pańskie, menedżerów…?
Marek WLECIAŁOWSKI: – Rozeznaliśmy wstępnie rynek, ktoś coś podpowiedział… Ta lista jest oczywiście dłuższa niż tylko dwa nazwiska. Nie chcemy jednak doprowadzić do sytuacji, kiedy na treningu będzie bardzo liczna grupa testowanych zawodników. My mamy ich monitorować, zapraszać pojedynczo – i wtedy można najlepiej zweryfikować, jak ktoś prezentuje się na tle naszej drużyny.

To już nie czasy ekstraklasy – Ruch na polu skautingowym musi mieć na siebie pomysł.
Marek WLECIAŁOWSKI: – W tej nowej rzeczywistości, która jest drapieżna, klub stara się znajdować swoją tożsamość, zachowując oczywiście wielką historię. Ruch wychodzi z dużego impasu organizacyjnego. Jesteśmy niemalże na granicy nowego otwarcia, a jeszcze przy okazji chcemy walczyć o wynik sportowy. Czyli mamy to, co sport lubi najbardziej – skrajne wyzwanie.

Wierzy pan w to, że ci zawodnicy Ruchu, z którymi rozpoczął pan zimowe przygotowania, będą do dyspozycji wiosną?
Marek WLECIAŁOWSKI: – Wierzę przede wszystkim w to, że zawodnik zdrowy, normalny, chce się rozwijać. Nawet jeśli dojdzie do jakichś przetasowań – no bo gdzie do nich nie dochodzi? Ważne jest to, by podejmować mądre decyzje i dokonywać ewentualnych uzupełnień; by struktura drużyny była stabilna. Kwestie poszczególnych zawodników wyjaśnią się prawdopodobnie w tydzień, dwa. Mamy strategię na najbliższy czas, ale i na najbliższe pół roku. Wierzę w efekty pracy ludzi, którzy tutaj są; że każdemu w pionie sportowym i zarządzającym zależy, by w sposób zdroworozsądkowy poziom drużyny się podnosił.

Rozmawiali
Krzysztof Brommer
Zbigniew Cieńciała
Maciej Grygierczyk

 

Na zdjęciu: Trener Marek Wleciałowski w ogniu pracy. W sporej mierze to najbliższy miesiąc zadecyduje, jak wiosną prezentować się będą „Niebiescy”…