Zanosi się na trylogię

Dokładnie rok temu w Las Vegas w pojedynku Giennadija „GGG” Gołowkina (38 zw. 34 KO, 1 por, 1 rem.) zremisował z Saulem „Canelo” Alvarezem (50 zw. – 34 KO, 1 por., 1 rem.) (na zdjęciu). Rozbieżność w punktacji sędziów była ogromna – szokujące 118:110 od Adalaidy Byrd dla Meksykanina, poprzez 115:113 dla Kazacha od drugiego, do remisu 114:114 widzianego – chyba najsprawiedliwiej – przez trzeciego.

Obaj czuli się skrzywdzeni takim werdyktem i szybko dogadano się w sprawie rewanżu, który miał się odbyć już w maju. Z powodu dopingowej wpadki Alvareza – jego obóz twierdził, że zakazany clenbuterol, znalazł się w jego organizmie po spożyciu skażonej wołowiny – przesunięto go na wrzesień.

W nocy z soboty na niedzielę, ponownie w T-Mobile Arenie, 36-letni „Triple G” i 28-letni „Canelo” skrzyżowali rękawice. I ponownie stoczyli wyrównany bój, ale tym razem sędziowie uznali, że lepszy był Meksykanin, który odebrał Kazachowi pasy mistrza świata WBA i WBC wagi średniej, zdobył też tytuł najlepszego w tej kategorii od magazynu „The Ring”.

Ale werdykt znów wywołał kontrowersje, nawet jeszcze większe niż rok temu. Tym razem dwóch arbitrów punktowało 115:113 na korzyść Alvareza, a jeden ocenił potyczkę jako remisową (114:114). Większość komentatorów uważa, że powinien wygrać Gołowkin…

Ciekawostką jest fakt, że przed ostatnią rundą u wszystkich sędziów wygrywał Alvarez 105:104. Każdy kto oglądał tę walkę musi się zgodzić, że 12. starcie powinien wygrać Kazach, ale punktowi Dave Moretti i Steve Weisfeld dali go Meksykaninowi, tylko Glenn Feldman wpisał 10:9 dla „GGG”, co ostatecznie dało 114:114. Spotkało się to z wielką krytyką. Teddy Atlas, który trenował przed laty Mike’a Tysona, a obecnie jest komentatorem ESPN, widział wygraną Gołowkina 117:112.

Jego komentarz był bardzo ostry. „Chodzi o pieniądze, bo to Canelo generowałby większe w przypadku wygranej, on przyciąga wielką latynoską publikę, jest gwiazdą PPV”. Również kolega Atlasa z ESPN, Stephen A. Smith, widział zwycięstwo Kazacha.

Nie ulega wątpliwości, że był to dla sędziów bardzo trudny do punktowania pojedynek. Wiele rund było bardzo wyrównanych, a trzeba było wskazać, kto w niej był lepszy. Ale zarazem było to wspaniałe pięściarskie widowisko do oglądania – toczone w wysokim tempie, w którym padło bardzo dużo ciosów.

Od pierwszego gongu do ataku ruszył Alvarez, zmuszając Gołowkina do walki na „wstecznym biegu”, którego może to zaskoczyło, bo w ich pierwszym starciu to on był agresorem. Meksykanin dążył do wymian w półdystansie i często bił na korpus, Kazach wolał dystans i kontrował celnymi ciosami w głowę.

Statystyka ciosów przemawiała za Gołowkinem, który wyprowadził ich 879 – 234 razy trafiając, przy 622 wyprowadzonych i 202 celnych Alvareza, ten jednak miał więcej mocniejszych uderzeń od rywala -143 do 116.

Dla Gołowkina była to pierwsza porażka w zawodowej karierze, a w ringu pierwsza od 13 lat, bo jako amator ostatni raz został pokonany podczas MŚ w 2005 roku. Alvarez jedyną porażkę (niejednogłośną na punkty, dwa do remisu) poniósł pięć lat temu ze słynnym Floydem Mayweatherem Jr.