10 kraj na szlaku

Lech Poznań to jeden z ostatnich zespołów, który rozegra mecz w europejskich pucharach na Stadio Artemio Franchi.


To będzie najprawdopodobniej ostatni akcent związany z przygodą poznańskiego Lecha w europejskich pucharach w tym sezonie. Dziś rano zespół z Poznania uda się w drogę do Florencji na rewanżowy mecz ćwierćfinału Ligi Europy. Zagrać z Fiorentiną trzeba, lecz oszukiwać się nie można. Gdyby „Kolejorz” odrobił 1:4 z meczu, który w zeszłym tygodniu rozegrano przy Bułgarskiej, to można byłoby mówić o piłkarskim cudzie. Niemniej jednak warto podkreślić, że Włochy – dokąd lechici udadzą się czarterem z poznańskiego lotniska Ławica – będą dziesiątym i pewnie ostatnim krajem, jaki zespół Johna van de Broma odwiedzi na pucharowym szlaku w tym sezonie. Wcześniej piłkarze z Poznania gościli w: Azerbejdżanie, Gruzji, Islandii, Luksemburgu, Hiszpanii, Izraelu, Austrii, Norwegii i Szwecji.

Samolotem ekipa poznańska dotrze prosto do Florencji. Jako że port lotniczy w tym mieście nie jest przystosowany do przyjmowania większych jednostek, wybrano samolot, który może pomieścić 60 osób. To w zupełności wystarczy, a i ułatwi podróż, bo nie trzeba będzie dojechać autokarem z innego włoskiego miasta. Na miejscu, czyli w stolicy Toskanii, „Kolejorz” powinien zameldować się ok. godz. 13.00. Na wieczór z kolei zaplanowano konferencję prasową, a po niej na murawie słynnego Stadio Artemio Franchi oficjalny trening przed meczem. Tym razem władze Lecha postanowiły, że zespół zostanie po meczu na nocleg. Z poprzednich spotkań poznańska ekipa najczęściej wracała od razu. Przypomnijmy, że kolejny mecz w ekstraklasie „Kolejorz” rozegra dopiero w poniedziałek, 24 kwietnia. Rywalem będzie Radomiak.

Lech Poznań będzie, na to wszystko wskazuje, jednym z ostatnich zespołów, który zagra w pucharach na starym, charakterystycznym stadionie, który nosi imię legendarnego działacza piłkarskiego i prezydenta UEFA z lat 1973-1983. Otóż obiekt imienia rodzonego florentczyka zostanie poddany gruntownej przebudowie, a w zasadzie zniknie, a w jego miejsce wybudowany zostanie nowoczesny stadion. Prace mają się rozpocząć jesienią, a więc po Lechu w pucharach na Stadio Artemio Franchi może zagrać jedynie półfinalista LKE, czyli FC Basel lub OGC Nice, bo zwycięzca konfrontacji włosko-polskiej zmierzy się z triumfatorem rywalizacji szwajcarsko-francuskiej. Chyba, że start przebudowy stadionu się opóźni i przyjedzie na niego jakiś rywal Fiorentiny w następnej edycji międzynarodowej rywalizacji. O ile „Viola” weźmie w niej udział.

Jeżeli chodzi o zespół Lecha, to do czwartkowego meczu przystąpi osłabiony brakiem Filipa Szymczaka, który nie zagra do końca sezonu. Nie będzie też, rzecz jasna, zawieszonego przez UEFA Bartosza Salamona i – co wielce prawdopodobne – Jespera Karlstroema. Przypomnijmy, że w ostatnim meczu ligowym z Legią Warszawa reprezentant Szwecji nie dotrwał do końca I połowy i został zmieniony. Lepsza informacja jest dla fanów Lecha taka, że do pełni sił wraca inny ze Szwedów, czyli Filip Dagerstal. John van den Brom przyznał, że w kwestii występu tego piłkarza we Florencji jest dobrej myśli. Wraca natomiast na pewno, po kartkowej pauzie, Radosław Murawski, którego w pierwszym spotkaniu bardzo w drużynie Lecha brakowało. W zespole Fiorentiny z kolei zabraknie prawdopodobnie Sofyane Amrabata, którego występ w Poznaniu zrobił duże wrażenie. Reprezentant Maroka miał już od dłuższego czasu problemy mięśniowe i nie wystąpił w ostatnim meczu ligowym z Atalantą.


Na zdjęciu: Radosław Murawski (z prawej) nie zagrał w zeszłym tygodniu z Fiorentiną. We Florencji powinien wystąpić.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus