10 razy NAJ w światowym futbolu 2019!

 

1. Europejski i światowy tron Kloppa

Nieco ponad rok temu, a konkretnie w grudniu 2018 roku, Liverpool był o krok od… odpadnięcia z Ligi Mistrzów już w fazie grupowej. W ostatnim meczu mierzył się z Napoli i musiał wygrać, a włoskiej drużynie do awansu wystarczał remis.

Przy wyniku 1:0 dla „The Reds”, w końcówce spotkania, doskonałej sytuacji na wyrównanie nie wykorzystał Arkadiusz Milik. Gdyby Polak trafił do siatki, to następnie nie wydarzyłoby się to, co stało się udziałem Juergena Kloppa i jego piłkarzy.

W fazie pucharowej Champions League ekipa z „miasta Beatlesów” najpierw pozbawiła złudzeń Bayern Monachium, wygrywając w Niemczech 3:1, po bezbramkowym remisie w pierwszym meczu. Następnie pewnie uporała się z FC Porto, by w pierwszym meczu półfinałowym zostać pogrążoną przez Barcelonę.

Niewielu, po wyniku 3:0 na Camp Nou, sądziło, że zespół z Anfield Stadium zdoła odwrócić losy rywalizacji. Tymczasem wydarzyło się coś, co przeszło do historii nie tylko Ligi Mistrzów, ale i światowego futbolu.

Zespół Kloppa, grający z ogromną pasją, wygrał u siebie 4:0. W normalnym czasie gry i dzięki temu znalazł się w finale. Kibice „Barcy” byli zdruzgotani, a rozpędzonej czerwonej lokomotywy, zawiadywanej przez Kloppa, nikt już zatrzymać nie zdołał. Finał w Madrycie, przeciwko Tottenhamowi, nie był dla Liverpoolu łatwy. Ale szybko gol Mohameda Salaha ustawił mecz, który „The Reds” wygrali zasłużenie, 2:0 i szósty raz w historii sięgnęli po trofeum.

Dzięki temu zwycięstwu, w grudniu zeszłego roku, Liverpool pojechał na Klubowe Mistrzostwa Świata do Kataru. I wygrał je, po raz pierwszy w historii, i jako drugi w dziejach klub z Premier League. Pokonując w finale, po dogrywce 1:0, Flamengo Rio de Janeiro.

2. W Anglii jednak „Obywatele”

Śmiało można stwierdzić, że w zakończonym niedawno roku zabrakło Liverpoolowi jedynie triumfu na krajowym podwórku. Nikt jednak, kto lubi Premier League, nie zapomni pasjonującego, odbywającego się na najwyższym sportowym poziomie wyścigu o mistrzostwo Anglii.

Jesienią „The Reds” mieli sporą przewagę nad Manchesterem City i wydawało się, że w końcu przełamią niemoc, bo po raz ostatni mistrzami kraju byli w 1990 roku. Następnie jednak przegrali z „Obywatelami” bezpośredni mecz, a później odnotowali kilka remisów.

Tymczasem kapitalnie funkcjonująca machina Pepa Guardioli kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa. Wygrała 14 ostatnich spotkań z rzędu i zapewniła sobie drugi tytuł mistrzowski z rzędu. Zdobywając aż 98 punktów. Liverpool stracił do „The Citizens” zaledwie jedno „oczko”. A zespoły, odpowiednio osiągnęły drugi i trzeci wynik pod względem ilości zdobytych punktów w historii angielskiej ekstraklasy. Lepszy, rok wcześniej osiągając magiczną barierę 100 punktów, był jedynie… Manchester City.

Niespełna tydzień później „Obywatele” zdobyli Puchar Anglii, a dodając do tego wywalczony wcześniej Puchar Ligi Angielskiej, sięgnęli po potrójną koroną. Zostali w ten sposób pierwszą drużyną w historii futbolu w Anglii, która dokonała takiej sztuki. Mało?

W sierpniu, na inaugurację sezonu, piłkarze Guardioli obronili Tarczę Wspólnoty, czyli wygrali krajowy superpuchar. Dominacja tego zespołu na krajowym podwórku była zatem w poprzednim roku ogromna. Choć jesień nie była już tak udana i wszystko wskazuje na to, że hegemonia wkrótce dobiegnie końca.

3. Londyńska sprawa

Manchester City zdominował rozgrywki w Anglii, ale to inne zespoły angielskie zdominowały rozgrywki… europejskie! Wspomniany przy okazji Liverpoolu Tottenham osiągnął swój najlepszy rezultat startów w Pucharze Europy.

Pierwszy raz w historii dotarł bowiem do finału tych rozgrywek, a tak, jak „remontadę” w starciu z Barceloną na zawsze zapamiętają kibice „The Reds”, to fani „Kogutów” nigdy nie zapomną tego, co wydarzyło się w półfinale przeciwko Ajaksowi Amsterdam.

Najpierw jednak, podobnie, jak „The Reds”, Tottenham… ledwo wyszedł z grupy. Później wyeliminował Borussię Dortmund, a w ćwierćfinale – po dramatycznym boju – okazał się lepszy od Manchesteru City. W rewanżu „Spurs” przegrali na wyjeździe 3:4, ale zwycięstwo w pierwszym spotkaniu 1:0 pozwoliło im awansować.

To jednak nic w porównaniu z tym, co stało się w półfinałowym rewanżu. Po porażce u siebie 0:1 londyńska drużyna przegrywała w Amsterdamie 0:2. Ale zdołała, po hat tricku Lucasa Moury w drugiej połowie, wygrać 3:2. Decydującego gola Brazylijczyk strzelił w szóstej doliczonej minucie spotkania!

Kibice Tottenhamu nie byli jedynymi fanami futbolu ze stolicy Zjednoczonego Królestwa, którzy mogli czuć się ukontentowani postawą swojego zespołu na międzynarodowej arenie. Dwie drużyny z Londynu dotarły bowiem do finału Ligi Europy, który pierwszy raz w historii rozegrano w Baku. Chelsea zdominowała w nim Arsenal, wygrała 4:1, i drugi raz w historii triumfowała w rozgrywkach.

4. „Canarinhos” na szczycie

Zdecydowanie najpoważniejszym turniejem międzynarodowym, który odbył się w 2019 roku, była rywalizacja o miano najlepszej drużyny na kontynencie południowoamerykańskim.

O miano najlepszej drużyny w strefie CONMEBOL rywalizowano już po raz 46, a przypomnijmy, że Copa America jest najstarszym piłkarskim turniejem międzynarodowym dla reprezentacji. Od samego początku za głównych faworytów do triumfu uchodzili gospodarze turnieju, czyli Brazylijczycy. Którzy, choć w grupie się potknęli i zremisowali z Wenezuelą, to pewnie awansowali do ćwierćfinału.

Gorzej szło Argentynie, która dopiero w ostatnim meczu, wygrywając z zaproszonym do rywalizacji Katarem, zapewniła sobie promocję z drugiego miejsca w grupie.

W ćwierćfinale kibice gospodarzy przeżywali trudne chwile, bo ich zespół awansował do półfinału dopiero po karnych z Paragwajem. „Albicelestes” w końcu zagrali lepiej i wygrali z Wenezuelą. Następnie, w półfinale doszło do kontynentalnego megahitu. Argentyna rozgrywała najlepszy mecz na turnieju, ale tym razem to Brazylijczycy okazali się bardziej cwani. Wygrali 2:0 i awansowali do finału, do którego – nieoczekiwanie – przebiło się Peru, eliminując wcześniej Kolumbię i Chile.

W decydującej rozgrywce Peruwiańczycy nie mieli już jednak zbyt wiele do powiedzenia, choć trzeba przyznać, że strzelając gola z rzutu karnego, zostali jedynym zespołem, który strzelił Brazylii bramkę, nie licząc tych w serii jedenastek z Paragwajem. Brazylia dziewiąty raz w historii została mistrzem Ameryki Południowej. A brązowy medal, po pokonaniu 2:1 Chile, zdobyli Argentyńczycy.

5. 40 goli Belgów

Po raz pierwszy w historii, biorąc pod uwagę wynalezienie Ligi Narodów, europejskie reprezentacje walkę o awans do mistrzostw „Starego kontynentu” przeprowadziły w iście ekspresowym stylu, choć wiemy, że nie jest ona ciągle zakończona.

Niemniej jednak większość finalistów Euro 2020, które odbędzie się w 12 różnych krajach, zostało już wyłonionych. Czy można mówić o jakichś większych sensacjach? W jedną, bądź w drugą stronę? Na pewno brakować na turnieju będzie jednego z mistrzów Europy, a mianowicie reprezentacji Grecji. Niemniej jednak od dłuższego czasu zespół ten nie prezentuje poziomu zbliżonego nawet do tego z 2004 roku, dzięki któremu został mistrzem Europy.

Niejako rzutem na taśmę awans wywalczył sobie brązowy medalista poprzedniego Euro, czyli Walia. A największą niespodzianką in plus jest promocja reprezentacji Finlandii. Pierwszy raz zespół reprezentacja tego kraju, gdzie króluje narciarstwo i hokej na lodzie, uzyskała promocję na wielki piłkarski turniej. I – jak na razie – jest jedyną drużyną w stawce finalistów, która nigdy wcześniej nie brała udziału w Euro.

Słowo jeszcze o osiągnięciach rekordowych w kwalifikacyjnej kampanii. Belgowie i Włosi uzyskali awans odnosząc komplet zwycięstw. Pierwszy z wymienionych zespołów strzelił aż 40 bramek w 10 meczach, a stracił jedynie 3 gole. Miał zatem najlepszy atak i najlepszą obronę eliminacji, choć trzeba zaznaczyć, że 37 goli strzelili Anglicy, którzy rozegrali o dwa mecze mniej.

6. Portugalia nadal najlepsza

Czy projekt pt. Liga Narodów się sprawdził? Zdania są w tej kwestii podzielone. Nie ulega jednak wątpliwości, że najlepszym zespołem na „Starym kontynencie” pozostała reprezentacja Portugalii.

Po triumfie w mistrzostwach Europy 2016, Cristiano Ronaldo i spółka wygrali kolejny europejski turniej. Który zaczął się od koncertu w wykonaniu CR7. W półfinałowym spotkaniu przeciwko Szwajcarii długo było 1:1, a gola dla Portugalczyków strzelił oczywiście fenomenalny gracz Juventusu Turyn. Który w końcówce raz jeszcze wziął sprawy w swoje ręce. Mecz zakończył hat trickiem, a jego zespół wygrał 3:1. Sporo emocji było też w drugim półfinale.

Anglia prowadziła z Holandią, ale wracający na salony europejskiego futbolu „Pomarańczowi” zdołali wyrównać. W dogrywce byli już drużyną o tyle lepszą, że wygrali 3:1 i awansowali do finału. Anglia, w meczu i trzecie miejsce, ograła – po rzutach karnych – Szwajcarów.

A o losach finałowego starcia, rozegranego na stadionie w Porto, zdecydował jeden gol. Goncalo Guedes trafił do holenderskiej i to Portugalia wygrała pierwszą, historyczną edycję Ligi Narodów UEFA. Jasne jest, że musi upłynąć kilka ładnych lat i odbyć się kilka edycji tych zmagań, aby rozgrywki nabrały zarówno sensu, jak i prestiżu. Tym bardziej, że ciągle niejasny jest kształt edycji, która ma się rozpocząć w tym, a zakończyć w przyszłym roku.

7. Ukraińskie święto w Polsce

Po raz pierwszy w historii nasz kraj był organizatorem mistrzostw świata do lat 20. Impreza odbyła się na sześciu stadionach, w tym dwóch w województwie śląskim. Grano w Tychach i Bielsku-Białej, a także w Gdyni, Bydgoszczy, Łodzi i Lublinie.

Turniej cieszył się sporym zainteresowaniem. 52 spotkania obejrzało 377 338 kibiców, co dało średnią na poziomie 7257 kibiców na jedno spotkanie. Padł7 153 bramki, co oznacza, że w jednym spotkaniu strzelano średnio 2,94 gola.

Pod kilkoma względami rywalizacja przeszła do historii. W meczu grupy D Norwegia pokonała Honduras aż 12:0, a napastnik Erling Haland zdobył 9 goli. To najwyższy wynik, a także bramkowy rekord zawodnika w jednym spotkaniu na turnieju tej rangi. Norwegowie… nie wyszli jednak z grupy, podobnie, jak Portugalia, co można było uznać za sensację.

„Biało-czerwoni” w 1/8 finału ulegli Włochom, którzy skończyli turniej na czwartej pozycji. Z medali cieszyli się inni. Złoto, pierwszy raz w historii, zdobyła Ukraina, która pokonała w finale drużynę Korei Południowej 3:1.

Brązowe krążki zawisły na szyjach Ekwadorczyków, a niektóre mecze – jak rozegrane pod Klimczokiem starcie Mali z Argentyną – były prawdziwym świętem futbolu. Najlepszym zawodnikiem turnieju wybrano Koreańczyka Lee Kang-ina, a nagrodę dla najlepszego bramkarza odebrał Ukrainiec Andrij Łunin.

Królem strzelców, z dorobkiem dziewięciu goli, został Haland. Który następnie, jesienią w barwach Red Bulla Salzburg, błyszczał w Lidze Mistrzów, a ostatnio został piłkarzem Borussii Dortmund.

8. Fortuna za młokosa

Karuzela transferowa kręci się w najlepsze i nie inaczej było w 2019 roku. Przez pierwsze pół roku głównie mówiło się o dwóch zawodnikach, którzy za ogromne pieniądze mieli zmienić – i ostatecznie zmienili – przynależność klubową.

7 czerwca Real Madryt oficjalnie poinformował, że nowym piłkarzem „Królewskich” został Eden Hazard, który podpisał pięcioletni kontrakt. Reprezentant Belgii trafił na Estadio Santiago Bernabeu za 100 mln euro. Kwota transferowa, po spełnieniu pewnych warunków, może być jeszcze wyższa i sięgnąć nawet 140 mln euro. Jak na razie jednak kibice Realu nie są specjalnie zadowoleni z Belga, który sporo czasu spędził w gabinetach medycznych.

Nieco lepiej radzi sobie, po przenosinach z Atletico Madryt do FC Barcelony, Antoine Griezmann. Klub ze stolicy Katalonii wykupił zawartą w kontrakcie klauzulę odstępnego i zapłacił za mistrza świata 120 mln euro. Francuz podpisał z „Barcą” pięcioletnią umowę, ale nie był najdroższym piłkarzem 2019 roku. Bo oto Atletico postanowiło spożytkować kwotę, jaką za niego zarobiło, na transfer Portugalczyka Joao Felixa.

Joao Felix został najdroższym piłkarzem 2019 roku. Zapłacono za niego 126 mln euro. Fot. PressFocus

20-letni piłkarz, który w tym roku zadebiutował w dorosłej reprezentacji swojego kraju, kosztował 126 mln euro. Tyle zarobiła na nim Benfica Lizbona, a zawodnik podpisał w Madrycie aż siedmioletni kontrakt. Jednocześnie, po Neymarze i Kylianie Mbappe, został trzecim najdroższym zawodnikiem w historii futbolu.

Co ciekawe najdroższym obrońcą w dziejach stał się w tym roku Harry Maguire. Anglik, z Leicester City do Manchesteru United, trafił za 87 mln euro.

9. Drugi raz „Lisów pustyni”

Na początku lat nieparzystych, tradycyjnie, odbywa się Puchar Narodów Afryki. Trzecia, co do poziomu sportowego i prestiżu, kontynentalna impreza na świecie. W tym roku, po raz pierwszy, w zmaganiach wzięły udział aż 24 zespoły. Zjechały do Egiptu i to gospodarze, mając w składzie m.in. Mohameda Salaha, uchodzili za zdecydowanych faworytów rywalizacji.

„Faranowie”, po bardzo pewnej, zakończonej kompletem zwycięstw fazie grupowej, sprawili jednak swoim kibicom ogromny zawód. W 1/8 finału nie sprostali bowiem, przegrywając 0:1, drużynie Republiki Południowej Afryki, która ledwo, ledwo awansowała do fazy pucharowej.

Rozczarowali również Marokańczycy, którzy również w 1/8 finału, po karnych, przegrali z Beninem. W taki sam sposób z turniejem pożegnała się Ghana, a prócz Beninu do ćwierćfinału przebił się m.in. Madagaskar. W półfinałach, tymczasem, znalazły się dwie drużyny z arabskiej części kontynentu i dwie z Afryki Subsaharysjkiej, czyli odpowiednio Algieria i Tunezja, a także Senegal i Nigeria.

Ostatecznie w finale rozegranym w Kairze, Algierczycy – prowadzeni przez Riyada Mahreza – pokonali Senegal 1:0. „Lisy pustyni” wygrali turniej zasłużenie. Stracili zaledwie jednego gola z gry, a po drodze uporali się z afrykańskimi potęgami, czyli m.in. Wybrzeżem Kości Słoniowej i Nigerią. A finałowego rywala ograli dwa razy, bo wcześniej pokonali „Lwy Terangi” w meczu grupowym. Algieria drugi raz w historii, i po 29 latach przerwy, sięgnęła po PNA. Królem strzelców imprezy został Nigeryjczyk Odion Ighalo, który zdobył 5 bramek. A najbardziej wartościowym zawodnikiem uznano Algierczyka Ismaela Bennacera.

10. Katarska sensacja

Reprezentacja Kataru będzie gospodarzem mundialu, który zostanie rozegrany pod koniec 2022 roku. Do tej pory zespół ten, nawet u siebie na kontynencie, nie osiągał praktycznie żadnych sukcesów. Tylko dwa razy w historii docierał do ćwierćfinału, ale na początku 2019 roku, na turnieju rozgrywanym w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Katarczycy przeszli samych siebie. Od samego początku prezentowali się – prowadzeni przez hiszpańskiego trenera Feliksa Sancheza Basa – znakomicie.

Kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa, ale samych siebie przeszli w ćwierćfinale i w finale. Najpierw pokonali 1:0 Koreę Południową, a następnie, 3:1, wygrali z Japonią, czyli śmiało można stwierdzić, że ograli kontynentalne potęgi.

Na przestrzeni całego turnieju, w siedmiu meczach, zdobyli aż 19 bramek, tracąc tylko jednego gola. W finale. Almoez Ali, największa gwiazda zespołu, dziewięć razy wpisywał się na listę strzelców, ale kibiców oczarowało też kilku innych zawodników.

Oczywiście należy zachować wszelkie niezbędne proporcje, ale wyczynu Katarczyków, nawet na tak słabym piłkarsko kontynencie, nie sposób nie docenić. Tym bardziej, że później, kiedy pojechali na zaproszenie na Copa America, potrafili zremisować z Paragwajem i nieznacznie ulegli Kolumbii.

Warte uwagi jest również to, że niemal wszyscy, a szczególnie ci młodsi katarscy piłkarze, to zawodnicy wyszkoleni w słynnej Aspire Academy, która od kilku lat pracuje z młodzieżą nie tylko tą uzdolniona futbolowo, ale również w innych dyscyplinach sportu.

 

Na zdjęciu: Najpierw Liverpool został najlepszą drużyną Europy. A następnie wywalczył Klubowe Mistrzostwo Świata.