GKS Katowice z masą szczęścia w Łodzi

Rywalizacja ŁKS-u Łódź z GKS Katowice to jedna spośród pierwszoligowych, którą możemy określić mianem „historycznej”. Choć lata świetności jednych i drugich były dość dawno, jednak z perspektywy zaplecza ekstraklasy i rozgrywany na nowym, wypełnionym stadionem – mecz był całkiem łakomym kąskiem.

I od pierwszych minut kibice – zwłaszcza drużyny gospodarzy – nie mogli mówić o rozczarowaniu . To właśnie podopieczni Kazimierza Moskala dominowali i tylko opatrzności (i Pawełkowi) katowiczanie mogli dziękować, że chociażby w 25 min nie stracili gola. Bo sytuacji łodzianie mieli masę…

Niewykorzystane sytuacje jednak lubią się mścić i tak było w tym przypadku. W 34 min swoją pierwszą bramkę w barwach GieKSy zdobył Daniel Rumin – po serii szybkich podań to on dostał podanie na czystą pozycję i w sytuacji sam na sam zachował się jak stary wyjadacz.

W drugiej części meczu obraz gry niewiele się zmienił. Wciąż to łodzianie byli stroną dominującą, jednak masę szczęścia mieli podopieczni Jacka Paszulewicza. Masę szczęścia i Mariusza Pawełka, który dawno nie miał tak dobrego występu i z każdą minutą pracował na miano bohatera GieKSy. To zwłaszcza dzięki niemu GKS Katowice może cieszyć się z trzech punktów zdobytych w Łodzi.

ŁKS Łódź – GKS Katowice 0:1 (0:1)

0:1 – Rumin 34

ŁKS: Kołba – Grzesik, Rozwandowicz, Juraszek, Bogusz – Bryła (62. Ramirez), Kalinkowski, Gamrot (78. Wojowski), Łuczak, P. Pyrdoł (46. Kostyrka) – Radionow. Trener Kazimierz MOSKAL.

GKS: Pawełek – Lisowski, Kamiński, Remisz, Kupec – Tabiś (78. Słomka), Michalik, Poczobut, Piesio (60. Kurowski), Błąd – Rumin (69. Bronisławski). Trener Jacek PASZULEWICZ.

żółte kartki: Juraszek – Lisowski, Poczobut, Remisz.

sędziował: Robert Marciniak (Kraków).