20 lat od wybuchu „Małyszomanii”

Dwie dekady temu zmienił się polski sport. Zmieniło się też życie wielu Polaków.

Mija dokładnie 20 lat od momentu, który zmienił polski sport. I życie wielu Polaków. Pod koniec 2000 roku, na starcie 49. Turnieju Czterech Skoczni, nastąpiła eksplozja formy Adama Małysza. Skoczek z Wisły najpierw wygrał kwalifikacje do konkursu w Oberstdorfie, a następnie zajął w tych zawodach czwarte miejsce. W Nowy Rok był trzeci w Ga-Pa, a konkursy austriackie bezapelacyjnie należały już do niego.

Turniej wygrał z przewagą 104,4 punktu nad Janne Ahonenem. Do dziś żaden z triumfatorów nie osiągnął tak gigantycznej różnicy nad drugim zawodnikiem. W Polsce rozpętała się „Małyszomania”, która trwała ponad 10 lat. Do 2011 roku, kiedy to wielki mistrz zdecydował się zakończyć karierę. Pojawili się jednak jego następcy, a miłość Polaków do skoków narciarskich trwa do dziś.

Liczby mówią wszystko

Trudno jest zliczyć wszystkie sukcesy polskich skoczków od momentu, w którym Małysz zaczął wygrywać na skoczniach całego świata. Spróbujmy jednak. Co najważniejsze, nasi skoczkowie zdobyli od tego momentu 8 medali olimpijskich, z czego 4 złote. Jeżeli chodzi o mistrzostwa świata, to na podium stanęli 13 razy, z czego 7-krotnie na najwyższym jego stopniu.

Do tego należy doliczyć 3 medale (bez złota) mistrzostw świata w lotach narciarskich. Triumf Małysz był pierwszym z 4 polskich zwycięstw w Turnieju Czterech Skoczni. Kryształową Kulę nasi zawodnicy wygrali 6 razy. Odnieśli, jeżeli chodzi o zawody indywidualne, 82 zwycięstwa w konkursach PŚ, a także 197 razy stanęli na podium. Niezwykle ważne jest również to, że w zawodach drużynowych PŚ nasz zespół wygrywał 7-krotnie, a 28 razy stawał na podium.

Wobec ogromu przytoczonych liczb należy zadać sobie kluczowe pytanie, a następnie na nie odpowiedzieć. Czy byłoby to wszystko, gdyby te niezapomniane chwile z udziałem Adama Małysza sprzed dwóch dekad? No właśnie, dlatego w 20 rocznicę wielkiego wyczynu „Orła z Wisły” warto namacalnie, poprzez liczby, przedstawić jego dzieło. Którego przecież, w znacznej mierze, sam jest autorem. Bo np. połowa medali olimpijskich, a także cztery z siedmiu triumfów w mistrzostwach świata, to jego osobisty wkład w pomnik chwały polskich skoków narciarskich.

Kamień Józefa Przybyły

Z tego powodu Turniej Czterech Skoczni jest tak szczególny dla polskich kibiców. Bo to tam wszystko się zaczęło. Trochę, bo do 2017 roku, czekaliśmy na to, aż sukces Adama Małysza podczas niemiecko-austriackich zmagań zostanie powtórzony. Dokonał tego Kamil Stoch, który rok później wygrał po raz kolejny w niesamowitym stylu. A w zeszłym roku triumfował Dawid Kubacki.

Mamy zatem na swoim koncie 4 zwycięstwa w całej imprezie, a także 6 miejsc na podium. Polscy skoczkowie wygrali osiem pojedynczych konkursów w T4S, a 39-krotnie kończyli zmagania w pierwszej trójce zawodów. Warto podkreślić, że „biało-czerwoni” sukcesy podczas tych zawodów odnosili nie tylko w czasach „Małyszomanii”, a także po jej zakończeniu. Bo już w latach 60. poprzedniego stulecia miała miejsce taka edycja Turnieju, którą powinien wygrać Polak.

Mowa o zmaganiach 1963/64. Po trzech konkursach drugie miejsce w klasyfikacji generalnej zajmował Józef Przybyła. A po pierwszej serii konkursu w Bischofshofen, znakomitej próbie na setny metr, objął prowadzenie. Gdyby w drugiej serii Polak skoczył ok 90 metrów, to wygrałby zmagania. I taką odległość uzyskał. Najechał jednak nartą na kamień, przewrócił się i – zgodnie z regulaminem – sędziowie odebrali mu 30 punktów. W klasyfikacji Turnieju zajął siódme miejsce.

Marusarz skakał w garniturze

Jedną z mniej znanych polskich historii związanych z Turniejem Czterech Skoczni jest walka o podium Stanisława Bobaka z 1975 roku. Skoczek urodzony, podobnie, jak Kamil Stoch, w Zębie, zajął drugie miejsce na inaugurację w Oberstdorfie. A po konkursie w Innsbrucku był czwarty w klasyfikacji generalnej, tracąc zaledwie 4,6 punktu do Rainera Schmida z NRD.

W Bischofshofen Bobak skakał fenomenalnie daleko już na treningach. 107 metrów, czyli metr dalej od rekordu skoczni. A po pierwszej serii zbliżył się do Niemca ze wschodu na 1,1 punktu. W drugiej kolejce Polak wylądował… jeszcze dalej! Podparł jednak skok na 108 metr i zajął dalsze miejsce. Co ciekawe Schmid się… przewrócił i przegrał z naszym skoczkiem, ale całe podium tamtego turnieju zajęli Austriacy.

Nestor polskich skoków narciarskich, Stanisław Marusarz, nigdy w Turnieju Czterech Skoczni oficjalnie nie wystąpił. Ale nie oznacza to, że w nim nie skakał! W Nowy Rok 1966 został zaproszony na otwarcie konkursu w Ga-Pa i, mając 53 lata, postanowił… skoczyć na nartach. Pożyczył sprzęt i – w garniturze i krawacie – wylądował na 66 metrze. A następnie trafił na ramiona wielkich gwiazd ówczesnych skoków, m.in. Bjoerna Wirkoli. Taki to jest właśnie dla nas Turniej Czterech Skoczni.




Na zdjęciu: Adam Małysz zaczął, Kamil Stoch kontynuuje. Turniej Czterech Skoczni ma dla obu naszych wielkich mistrzów i wszystkich polskich kibiców kolosalne znaczenie.

Fot. Rafał Oleksiewicz/Pressfocus