Licznik przestał bić. GieKSa wreszcie zwycięska!

Debiutujący w wyjściowym składzie Sebastian Bergier dwoma golami poprowadził katowiczan do zwycięstwa 2:0 z Górnikiem Łęczna – upragnionego, przerywającego trwającą od listopada fatalną serię.


Po wtorkowej porażce z Odrą Opole, poniesionej w katastrofalnym stylu, atmosfera wokół GieKSy zrobiła się jeszcze gęstsza niż wcześniej. Kibice głośno domagający się zmiany szkoleniowca uruchomili nawet w internecie stronę „licznik-goraka.pl”, wskazującą co do sekundy, jak długo drużyna pod wodzą obecnego trenera czeka na 3 punkty w lidze. W chwili rozpoczęcia spotkania z Górnikiem Łęczna było to 161 dni i niemal równe 19 godzin – bo tyle minęło od listopadowego 3:0 z Chojniczanką, po której katowiczanie zdołali 4 razy zremisować, a 5 razy przegrać, notując najgorszą serię od czasów… ostatniego sezonu w ekstraklasie, czyli rozgrywek 2004/05. Grupka kibiców na trybunie głównej „przywitała” wchodzącego do sektora vip-owskiego dyrektora Roberta Góralczyka, a trener już po 70 sekundach usłyszał z „Blaszoka” to, co podczas dwóch ostatnich domowych spotkań: „Hej Górak pakuj walizki…”. Pojedyncze okrzyki z głównej trybuny skwitował zaś obróceniem się w stronę tych, którzy byli ich autorami.

Do sobotniego spotkania z sąsiadem ze środka tabeli GieKSa przystąpiła z trzema zmianami w wyjściowym składzie. W obronie Grzegorz Janiszewski wskoczył za Michała Kołodziejskiego, w pomocy – Dominik Kościelniak za Mateusza Marca, zaś w ataku – Sebastian Bergier za Jakuba Araka. Ta ostatnia roszada okazała się strzałem w dziesiątkę. 23-latek, który trafił na Bukową w końcówce zimowego okna, w formie swoistego rozliczenia ze Śląskiem Wrocław za transfer Patryka Szwedzika, debiutował w podstawowej jedenastce u trenera Góraka. Potrzebował ledwie 24 minut, by ustrzelić dublet – czyli uczynić coś, co Arakowi nie udało się nie tylko od początku tego sezonu w GieKSie, ale generalnie od lat. Bergier w 13. minucie dobił piłkę odbitą przez Macieja Gostomskiego po strzale Grzegorza Rogali, a w 24. minucie sam, wygrywając wcześniej pojedynek z Jonatanem de Amo, trafił zza pola karnego, lewą nogą, w krótki róg.

Trudno było stwierdzić, że GKS gra nieporównywalnie lepiej niż w poprzednich spotkaniach – wyłączając rzecz jasna to z Odrą, będące poza skalą niemocy – ale miał po swojej stronie łut szczęścia, któremu pomógł decyzyjnością, czyli uderzeniami z dystansu. Fakt faktem, że łęcznianom nie pomógł w tych dwóch sytuacjach bramkarz, a katowiczanie pomogli sobie sami, bo dwie bramki poprzedziły odbiory piłki wysoko na połowie gości. Bergier jeszcze przed przerwą mógł nawet ustrzelić hat tricka, kropnął soczyście z dość ostrego kąta po podaniu Daniela Dudzińskiego, ale tym razem Gostomski był na posterunku, parując piłkę na róg.

Górnik, który pod wodzą Ireneusza Mamrota w lidze jeszcze nie przegrał i w żadnym meczu nie stracił więcej niż 1 bramki (a w półfinale Pucharu Polski uległ Rakowowi Częstochowa tylko 0:1), na drugą połowę wybiegł z dwiema zmianami, m.in. wzmacniając ofensywę czołowym skrzydłowym ligi Serhijem Krykunem. Szybko mógł złapać kontakt, bo sporo miejsca na środku szesnastki miał Karol Podliński, ale uderzając tracił równowagę i piłkę lecąca w środek bramki spokojnie złapał Dawid Kudła, który bez zarzutu spisał się też po strzale głową oddanym z bliska przez Damiana Gąskę. Potem przeważali już gospodarze. Wynik podwyższyć mógł Grzegorz Rogala po kontrze napędzonej przez Adriana Błąda, ale Gostomski skutecznie odbił piłkę. Bliżej było wyniku 3:0 niż 2:1, nieznacznie pudłowali Repka, Błąd czy Arak, wprowadzony z ławki za pożegnanego brawami Bergiera.

Dziesiątego meczu z rzędu bez zwycięstwa GieKSy w lidze zatem nie było, czerwona lampka, o której mówił po porażce z Odrą szkoleniowiec, w szatni świeci się nieco słabiej. Przewaga nad Skrą – jutro zagra w Gdyni – wynosi dziś 10 punktów, dlatego widmo spadku zostało (znacznie) oddalone. Pytanie pół-żartem, co teraz zrobią ze swoją stroną kibice, którzy doczekali się pierwszej wygranej po zawieszeniu bojkotu, a dziś – oddajmy – wzorowo dopingowali swój zespół, o walizkach po wspomnianej 70. sekundzie już nie śpiewali i z dużo większą niż jeszcze kilka godzin temu dozą optymizmu mogą czekać na derby w Tychach. 161 dni, 20 godzin, 53 minuty, 12 sekund – licznik Góraka przestał bić.


GKS Katowice – Górnik Łęczna 2:0 (2:0)

1:0 – Bergier, 13 min, 2:0 – Bergier, 24 min

GKS: Kudła – Jaroszek, Jędrych, Janiszewski – Wasielewski, Dudziński (73. Bród), Repka. Rogala (86. Wojciechowski) – Kościelniak (73. Urynowicz), Błąd (90+1. Marzec) – Bergier (73. Arak). Trener Rafał GÓRAK.

GÓRNIK: Gostomski – Zbozień, Lewkot, de Amo, Dziwniel (79. Turek) – Pawlik (46. Pierzak) , Kryeziu – Kozak (79. Bednarczyk), Gąska, Tkacz (46. Krykun) – Podliński (67. Sobol). Trener Ireneusz MAMROT.

Sędziował Mateusz Jenda (Warszawa). Widzów 2175. Żółte kartki: Dudziński, Jaroszek, Urynowicz – Gąska, Pierzak, Kryeziu, Kozak, Sobol.


Fot. Marcin Bulanda / PressFocus