Nadzieje budowane na jednym zawodniku

Nasza młodzieżówka znajduje się nad przepaścią. Aby bezpośrednio awansować do finałów mistrzostw Europy, które w przyszłym roku zostaną rozegrane we Włoszech i San Marino, musi wygrać z Gruzją – jutro w Gdyni – a także liczyć na to, że Duńczycy nie wygrają u siebie z Wyspami Owczymi. Drugi warunek zakrawa o żart, chociaż przecież „biało-czerwoni” dwukrotnie z tą „renomowaną” drużyną sobie nie poradzili. Jeżeli zajmiemy drugie miejsce możemy liczyć na baraże, ale wówczas trzeba oglądać się na to, co wydarzy się w innych grupach. Nie potrafimy opędzić się od wspomnień sprzed czterech lat.

Poleciał do Gibraltaru

Wówczas młodzieżówkę prowadził Marcin Dorna i w przeciwieństwie do teraźniejszej sytuacji wszystko było w naszych rękach. „Wystarczyło” wygrać w ostatnim meczu z Grecją na wyjeździe. Nie wygraliśmy. Mało tego, przegraliśmy 1:3. Zabrakło w tamtym spotkaniu Arkadiusza Milika. Dlaczego to ważne? Ponieważ zawodnik ten we wcześniejszych spotkaniach kwalifikacyjnych strzelił dla naszego zespołu aż 9 bramek. W pierwszym meczu z Grekami, wygranym 3:1 w Krakowie, popisał się hat trickiem. Nie, we wrześniu 2014 roku, Milik nie był kontuzjowany. Pojechał z seniorską reprezentacją Adama Nawałki do Gibraltaru, na pierwszy mecz eliminacji mistrzostw Europy 2016. Zagrał od pierwszej minuty, gola nie zdobył i czy tak naprawdę był potrzebny? Wygraliśmy przecież 7:0 ze słabeuszem. Sytuacja wywołała pewne kontrowersje, ale szerszym echem się nie odbiła. Nie wiemy, czy zaistniał wówczas konflikt między selekcjonerami. Nawałką i Dorną. Fakty są jednak niezbite. Z Milikiem mieliśmy dużo większe szansę wygrać z Grecją, bo był on liderem tamtego zespołu. Dokładnie takim samym, jak teraz – u Czesława Michniewicz – jest Dawid Kownacki. Piłkarz Sampdorii Genua jest, na kolejkę przed zakończeniem eliminacji młodzieżowego Euro, liderem klasyfikacji strzelców, czyli zupełnie jak przed czterema laty Milik. Mało tego. Obaj, na tym etapie rywalizacji, zdobyli po 9 bramek.

Zasługa będzie Kownackiego

Młodzi „biało-czerwoni” w 2015 roku, przed wspomnianym meczem z Grecją, mieli na swoim koncie 16 bramek zdobytych w 7 meczach. Milik zdobył zatem 56 procent goli dla naszej drużyny. Kownacki jest z kolei odpowiedzialny za 47 procent trafień. Różnica zatem, zachowując wszelkie proporcje, jest niewielka. Drugie eliminacje z rzędu, bo do turnieju w 2017 roku kwalifikować się nie musieliśmy gdyż byliśmy gospodarzami, trenerzy młodzieżówek bazują na jednym zawodniku. Dziś trudno jest ocenić który z nich, czy Dorna, czy też Michniewicz, robi to bardziej, ale po tym, co można było oglądać w niedawnym meczu z Danią, obecny selekcjoner nie ma innego pomysłu. Owszem, Kownacki w domowym meczu z Duńczykami, który wygraliśmy 3:1, nawet nie zagrał, a był to najlepszy mecz „biało-czerwonych” w tych eliminacjach. Ale w pozostałych spotkaniach po prostu ratował nam skórę. Jeżeli ostatecznie – jakimś cudem – uda się Czesławowi Michniewiczowi awansować na mistrzostwa Europy, to będzie promocja ta zasługą Dawida Kownackiego. Chociażby za bramkę z karnego, która dała nam remis z… Wyspami Owczymi.