Marko Kolar już nie chce zapeszać

O urazach nie lubi rozmawiać. – Niedawno kolega pytał mnie o kontuzję, a ja wolę już o tym nie mówić. Zawsze, gdy mówię, że teraz wszystko będzie już w porządku, znów coś się dzieje – zauważa Marko Kolar. Sezon rozpoczął jako drugi napastnik Wisły. Wchodził na boisko w końcówkach, strzelił gola, zanotował asystę. I w meczu z Lechią – znów pech. W starciu ze Zlatanem Alomeroviciem upadł tak niefortunnie, że uszkodził bark.

Szybki powrót

– Widziałem ten faul. Chciałem przeskoczyć Alomerovicia, ale kopnął mnie tak, że nie miałem nawet czasu, by… odpowiednio się przewrócić. Ale myślę, że nie chciał zrobić mi krzywdy, po prostu tak wyszło – mówi Marko Kolar. Musiał iść pod nóż. – Na początku słyszałem, że czekają mnie co najmniej dwa miesiące przerwy, a potem od lekarza dowiedziałem się, że po miesiącu mogę trenować z zespołem. I tak się stało. Bark – odpukać – nie boli, wszystko jest w porządku. Myślę, że doktor wykonał dobrą robotę – opisuje.

Wraz z nim perypetie z urazami przechodzi jego rodak, Tibor Halilović. – Mamy z Tiborem pecha. Dużo pracuję, także po treningach, ale czasem nie masz wpływu na to, co się dzieje. Co mogłem zrobić w tym przypadku, gdy wpadłem na Alomerovicia? To nie kontuzja mięśniowa, której można byłoby uniknąć dzięki lepszej pracy – mówi. Wrócił już do zdrowia, zagrał w sparingu z Zagłębiem Sosnowiec, a nawet strzelił gola. Teraz czas na ligę.

 

Radość z legendy

– Przed kontuzją miałem dobry moment, grałem coraz częściej. Mimo tego, że teraz straciłem miesiąc, nie straciłem za bardzo formy. Bardzo dobrze się czuję na boisku, w ostatnim meczu sparingowym też. Myślałem się, że będzie ciężej, a wszystko było OK. Wróciłem, jakby nic się nie stało – zapewnia.

Gdy go nie było, sytuacja jednak nieco się zmieniła; do zespołu wrócił Paweł Brożek. Kolar zapewnia, że cieszy się z tego faktu, bo pod koniec poprzedniego sezonu żałował, że doświadczony napastnik odchodzi. – Cieszę się, że Paweł jest z powrotem. To legenda klubu. Bardzo dobrze, że jest z nami i może nam pomóc w takich momentach, jak w spotkaniu z Zagłębiem Lubin. Decyzja należy do trenera, kto będzie grał. My musimy robić swoje na treningach. Dostajesz szansę w końcówce meczu, musisz się pokazać, by powalczyć o miejsce w podstawowym składzie – mówi.

Marko Kolar polski ma opanowany

W polskiej ekstraklasie zdobył na razie tylko jedną bramkę, za to znacznie lepiej idzie mu nauka naszego języka. – Nasze języki są trochę podobne. Tam skąd pochodzę mówimy odmianą chorwackiego, który jest jeszcze bardziej podobny do polskiego. Poza tym dość szybko uczę się języków – znam też angielski i trochę hiszpańskiego. Najwięcej uczę się poprzez rozmowę, a gdy nie znam jakiegoś słowa proszę o wytłumaczenie po angielsku i staram się zapamiętać – opisuje.