Z drugiej strony. Z losowania niezadowolony… skarbnik PZPN

Patrząc na to, co mogło nam się trafić trzeba stwierdzić wprost – losowanie eliminacji Euro 2020 było nie dobre, ale… bardzo dobre. Po raz kolejny Fortuna była dla nas bardzo przychylna, bo jak sobie przypomnimy losowania do poprzednich wielkich imprez – jak i na nich samych – to ostatnio nie trafialiśmy do tak zwanych „grup śmierci”. Inna rzecz, że nie zawsze ten sprzyjający los polscy piłkarze potrafili wykorzystać. Wystarczy przypomnieć nasz optymizm przed fazą grupową na mistrzostwach świata w Niemczech (2006 rok) i w tym roku w Rosji, jak i na mistrzostwach Europy w Polsce. Zastanawiano się wtedy na kogo najlepiej trafić w 1/8 finału, a koniec końców na grupowych meczach się kończyło.

Być może te bolesne wspomnienia leżą u podłoża bardzo umiarkowanie zadowolonych i ostrożnych komentarzy selekcjonera oraz ludzi z PZPN.

„Myślę, że to bardzo wyrównana grupa. Nie ma w niej potentatów, zdecydowanych faworytów i tym bardziej myślę, że to jest niebezpieczne. Ale oczywiście patrząc na skład innych grup można być umiarkowanie zadowolonym z tego, jakimi zespołami obdarzył nas dziś los” – to opinia Jerzego Brzęczka.

„Jakikolwiek mecz w tej grupie na wyjeździe będzie ciężki. Żadna z tych drużyn nie należy do tzw. elity europejskiej, ale wszystkie są u siebie niebezpieczne. Będą chciały grać, widzą szansę i cieszą się, że trafiły z pierwszego koszyka właśnie na Polskę. Nie będzie więc łatwo w żadnym spotkaniu, aczkolwiek trzeba przyznać, że można było wylosować dużo gorzej. Ja nie jestem z tych, którzy uważają, że mecze wygrywa się na losowaniu. Mecze wygrywa się na boisku” – to z kolei ocena prezesa Zbigniewa Bońka. Żartem jeszcze dodał, że 16 lat temu w Warszawie Łotwa zagrała przeciwko… niemu, bo prowadzoną przez niego naszą reprezentację pokonała 1:0.

Bądźmy jednak szczerzy, brak awansu – dają go dwa pierwsze miejsca w grupie – będzie ogromnym rozczarowaniem i byłby dowodem, że z polskim futbolem, po krótkim okresie wzlotu, jest źle. Źle byłoby nie tylko pod względem sportowym, ale i finansowym. Bo gra w finałach Euro 2020, to przecież solidny przypływ milionów euro do kasy PZPN.

A skoro o pieniądzach mowa, to coś mi się wydaje, że może jest jednak ktoś mocno niezadowolony, że wczoraj w Dublinie trafiliśmy właśnie na takich rywali, to skarbnik PZPN. Zagramy bowiem pięć spotkań na Stadionie Narodowym w Warszawie i pewnie będzie się martwił, czy uda się zapełnić jego trybuny podczas meczu z Łotwą czy Macedonią. Z drugiej strony może się cieszyć, że niewysokie będą koszty podróży…

Na komentarze i analizy można sobie będzie pozwalać przez najbliższe cztery miesiące, które zostały do pierwszego spotkania eliminacyjnego. Ciekawe z kim i gdzie zaczniemy? Potem będzie już bardzo intensywna rywalizacja o każdy punkt. I jak to określił wiceprezes PZPN Marek Koźmiński, na żadne potknięcia nie będzie już miejsca, bo będą bardzo bolały.

 

Rozmowa kontrolowana z Marcinem Burkhardtem