BMZ Team: Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi

W Tatry przyszła zima; spadło sporo śniegu, słupki rtęci znacznie powędrowały w dół. Taka aura nie przeszkadza jednak uczestnikom zgrupowania zorganizowanego przez doborowy tercet sztangistów, którzy tym razem przyjechali do Zakopanego. Gdy wchodzimy do sali treningowej Centralnego Ośrodka Sportu, pamiętającej czasy ciężarowych gwiazd sprzed 40 i więcej laty, zastajemy 13 osób – 2 kobiety i 11 mężczyzn.

 

Oko na wszystkich

W grupie tej są Bartłomiej Bonk, Arkadiusz Michalski oraz Krzysztof Zwarycz, utytułowane i rozpoznawalne postaci. Dochodzi 10.30, a więc najwyższa pora rozpoczynać zajęcia.

– Wszyscy gotowi? Kuba, prosimy cię o przeprowadzenie rozgrzewki. To bardzo ważny element każdego treningu – podkreśla Bonk i po chwili cała grupa wykonuje ćwiczenia demonstrowane przez wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyznę. To Jakub Blaszke, który na obóz BMZ Team przyjechał po raz czwarty. Do pokonania miał ponad 700 km, bo mieszka pod Wejherowem.

– Bezpośredniego pociągu nie było, ale dojechałem do Opola, skąd samochodem zabrał mnie Krzysiek Zwarycz. Gdy tylko dowiedziałem się o terminie 5-dniowego obozu, zaznaczyłem go w kalendarzu. W Zakopanem nie mogło mnie zabraknąć. Mogę tu pogłębić swoją wiedzę, którą wykorzystuję w codziennej pracy – podkreśla trener crossfitu (program treningu siłowo-kondycyjnego, opierający się na wzroście dziesięciu najważniejszych zdolności siłowych), mający m.in. za sobą zajęcia z piłkarzami II-ligowego Gryfa. Na pomoście obok ćwiczy Damian Czajka; obaj się wspierają i mobilizują. Damian również nie opuścił żadnego obozu grupy BMZ; wcześniej dwukrotnie odbyły się we Władysławowie i raz w Spale. Nie mówi wiele, bo całą energię skupia na treningu. Chce się wyżyć, zmęczyć, odstresować od codzienności. Jest sędzią Sądu Rejonowego w Kłodzku. Zakładając każdego dnia togę, orzeka w sprawach cywilnych. Pozory mogą mylić, bo to postawny mężczyzna z tatuażem na ramieniu.

– Jak rwiesz sztangę, to staraj się ją prowadzić jak najbliżej ciała – podpowiada Bartłomiej Bonk, mający oko na wszystkich uczestników zgrupowania.

 

Na wysokim poziomie

Naprzeciw Kuby i Damiana ćwiczą Marlena Wasilczuk i Alicja Kujawa. Przyjechały z różnych stron, a poznały się dopiero pod Tatrami. Marlena to – pardon – weteranka BMZ-towskich zgrupowań. Wie, co to dyscyplina, wie, że należy ćwiczyć starannie i sumienne. Na co dzień – jak zresztą większość uczestników obozu – uprawia wspomniany crossfit. Od dawna konsultuje się z Bonkiem, który stale monitoruje jej postępy. Alicja z kolei w Zakopanem debiutuje. Studiowała informatykę na Politechnice Wrocławskiej, ale chciała poznać tajniki dwuboju olimpijskiego.

– Wiele dobrego słyszałam o obozach tej grupy i przyjechałam się przekonać, czy faktycznie są prowadzone na wysokim poziomie. Nie zawiodłam się, a Bartka, Arka i Krzyśka uważam za profesjonalistów w każdym calu. Podziwiam ich za indywidualne podejście do każdego z nas, choć jak Bartek podniesie głos, to aż w pięty idzie. Robi to jednak w dobrej wierze, a nie po to, żeby nas zdeprymować. Mnie to nie przeszkadza i nie marszczę nosa, bo wiem, po co tu przyjechałam – uśmiecha się Alicja, której nasz ostatni medalista olimpijski (brąz w kategorii 105 kg na igrzyskach w Londynie) poświęca sporo uwagi.

– Jak wyrywasz sztangę, to rób to zdecydowanie, szybko, a stawy łokciowe nie mogą być ugięte – podkreśla Bartłomiej, a Alicja słucha z uwagą, przytakuje i przy kolejnym podejściu do sztangi stara się nie popełniać błędów.

 

Niech żałują…

20 lat zwieńczonej wieloma sukcesami kariery robi swoje. Bonk nie tylko służy radą i pomocą obozowiczom, ale również osobiście demonstruje ćwiczenia, jakie mają wykonywać. Zerka tylko na kartkę z planem i już wie, co ma zrobić na pomoście.

– Pamiętajcie o prostych plecach i przyspieszaniu, gdy sztanga jest na wysokości ud – pokazuje i instruuje, ciesząc się z zapału uczestników zgrupowania. Co jakiś czas wyciąga telefon i nagrywa to, co dzieje się w siłowni, fachowo komentując.

– Wrzucam to potem na Instagram. Niech ludzie wiedzą, jak pracujemy i niech żałują, że ich z nami nie ma. W ten sposób planuję zrelacjonować każdy dzień, a chętnych do śledzenia wydarzeń z Zakopanego nie brakuje – mówi z dumą były już sztangista, mający w dorobku medale z najważniejszych imprez. I może trudno w to uwierzyć, ale właśnie to zadecydowało, iż w tym obozie uczestniczy Nikolas Ambroziewicz.

Fot. Facebook

– Jestem jeszcze młody i pewnie głupio to zabrzmi, ale nazwiska Bonk, Michalski i Zwarycz naprawdę mi nic nie mówią – zaskakuje. – Co przeważyło, że tu jestem? Ich sukcesy, a konkretnie medale, jakie zdobyli. Na podium igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy nie stają przecież przypadkowi ludzie. To zgrupowanie przekonuje mnie, że ich wiedza o podnoszeniu ciężarów jest ogromna i chciałbym z niej czerpać jak najwięcej.

 

Okręty poczekają

Rzut oka na tego wysokiego chłopaka pozwala wysnuć wniosek, że o sporcie ma niemałe pojęcie, zaś próby zaliczane na coraz większych ciężarach sugerują, iż nie jest żółtodziobem.

– Do niedawna trenowałem taekwondo. Jestem dobrze rozciągnięty, potrafię kopnąć i uderzyć… Ostatnio przerzuciłem się jednak na crossfit i w nim staram się spełnić. Wiem sporo, ale w siłowni, do której uczęszczam, prawidłowego rwania i podrzutu się nie nauczę. Dlatego, nie bacząc na wszystko, wpłaciłem pieniądze i przyjechałem na zgrupowanie. Z Zakopanego planuję wyjechać bogatszy o wiedzę i doświadczenie – podkreśla Nikolas, studiujący oceanotechnikę na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie.

– Bardzo ciekawy kierunek, a problematyka związana z projektowaniem i budową okrętów zawsze mnie interesowała. Termin obozu zbiegł się co prawda z dwoma kolokwiami, ale jestem przekonany, że po powrocie je zaliczę – dodaje ze spokojem miłośnik sportów ekstremalnych, mający za sobą skok na bungee. – Było trochę strachu, ale jakoś się udało – uśmiecha się.

 

Do odważnych świat należy!

W jednym z rogów sali swoje miejsce znalazł Michał Ryndak. Ma 34 lata, waży 108 kg, mieszka w Poznaniu, prowadzi firmę i od początku uczestniczy w zgrupowaniach BMZ Team. Pod swoje skrzydła wziął go Arkadiusz Michalski.

– Dobrze, tylko nie zapominaj, że przy zarzucie sztangi łokcie mają iść wyżej – instruuje swego podopiecznego tegoroczny mistrz Europy (kat. 105 kg) z Bukaresztu i brązowy medalista mistrzostw świata (kat. 109 kg) z Aszchabadu. Michał przytakuje i po minucie ponownie mierzy się ze sztangą. – Teraz było dobrze – chwali Arkadiusz – ale staraj się tak w każdym podejściu.

Współpracują od dawna. – Arek opracowuje plany treningowe, a ja staram się je realizować. Nie jest łatwo, ale postępy są widoczne – mruży oko Michał, który drugiego dnia zgrupowania dowiedział się, że został zgłoszony do startu w profesjonalnych zawodach. – Skoro trener uznał, że jestem na to gotowy, to dlaczego nie mam spróbować. Do odważnych świat należy! – z radością zaciera dłonie na myśl o debiucie (8 grudnia Michał Ryndak wystąpił w Polkowicach w ramach 40. Turnieju Barbórkowego w podrzucie. Zaliczył 122 kg i ustanowił rekord życiowy).

 

Naczelny slogan

– Jeśli wszyscy skończyli, to Kuba zademonstruje kilka ćwiczeń rozciągających, które są równie ważne jak rozgrzewka – obwieszcza stanowczo Bartłomiej Bonk, a specjalista przygotowania fizycznego siada po turecku… – Po obiedzie obowiązkowy odpoczynek, żebyście choć trochę się zregenerowali przed drugim treningiem, a jutro nie było zakwasów. O 16.00 spotykamy się przed wejściem do hotelu – zarządza na koniec, spoglądając jeszcze, czy wszyscy zostawili po sobie porządek. Po chwili przestaje grać radio, gaśnie światło, a wszystkim zostaje w głowie naczelny slogan COS-u, umieszczony na ścianie, tuż obok wiekowych już kółek olimpijskich: „Tu rodzą się zwycięzcy”. Wszyscy uczestnicy zgrupowania BMZ Team faktycznie mogą się nimi czuć, bo choć zakwaszone mięśnie zaczynają boleć, to są szczęśliwi, bo na treningach dają z siebie wszystko i już zapowiadają, że na kolejne obozy też przyjadą.