„Czekanie na wypłatę? To dla mnie nie będzie problem”

Rozmawialiśmy chwilę w piątek na lotnisku w Antalyi. Powiedziałeś, że „wracasz do świata żywych”. Wisła to pierwszy krok?
Sławomir PESZKO: Wracam przede wszystkim tam, gdzie się dobrze czuję, gdy jestem zdrowy. Czyli na boisko. Jeśli będę dobrze przygotowany, to jestem pewien, że dam sobie radę i pomogę Wiśle w osiągnięciu swoich celów.

 

Co się działo z Tobą przez ostatnie pół roku. Wiemy, że byłeś zawieszony, potem trafiłeś do rezerw. Czy odbiło się to na Twojej dyspozycji fizycznej?
Sławomir PESZKO: Wszystko było w porządku. Cały czas trenowałem z drugim zespołem Lechii. Starałem się też przekazać swoje doświadczenie młodym zawodnikom, bo w drużynie było sporo 17- i 18-latków. Przykładałem się do każdego treningu, zagrałem też parę meczów w rezerwach. Od stycznia zacząłem treningi w drugim zespole. Prawdopodobnie po powrocie Lechii ze zgrupowania zostałbym przywrócony do pierwszej drużyny. Nie zmieniłoby to tego, że nie grałbym w ligowych meczach.

 

Na początku stycznia w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego mówiłeś, że nie planujesz opuszczać Gdańska i spróbujesz przekonać do siebie trenera Piotra Stokowca. Co się zmieniło?
Sławomir PESZKO: Porozmawiałem z prezesem Adamem Mandziarą i doszliśmy do wniosku, że najlepszym wyjściem dla mnie będzie zmiana otoczenia do końca sezonu i rozegranie jak największej liczby spotkań.

 

Czyli jak w Lechii jest Stokowiec, to nie ma tam miejsca dla Peszki?
Sławomir PESZKO:
Na ten moment nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Od trenera usłyszałem, że nie jestem mu na razie potrzebny.

 

FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

 

Miałeś inne oferty oprócz tej z Krakowa?
Sławomir PESZKO:
Tak. W grę wchodziły jeszcze dwie opcje z Polski i dwie kolejne z zagranicy, ale z totalnie egzotycznych kierunków – Kazachstan i południowa Syberia. Takie kierunki mnie zupełnie nie interesowały. Gdybym miał 25 lat i był kawalerem, to może bym się zdecydował. Mam rodzinę, córka chodzi do szkoły, przeprowadzka na drugi koniec świata to spory problem.

 

Wisła to dobre miejsce, żeby, jak to sam mówiłeś, wracać do świata żywych?
Sławomir PESZKO:
Pewnie, że tak. Wisła na polską skalę jest wielkim klubem. Ma świetną historię i mnóstwo kibiców i to nie tylko w Krakowie ale i w całej Polsce. Do tego znam piłkarzy, którzy tutaj są. Trener Stolarczyk bardzo ciepło wypowiadał się na mój temat i chciał, żebym tu trafił. Podobnie było z zarządem klubu, mi Wisła też bardzo odpowiadała, więc teraz będę się poświęcał jej na maksa.

 

Twoje nazwisko w kontekście przenosin do Wisły pojawiło się już pod koniec roku, jeszcze przed ostatnim grudniowym meczem ligowym z Lechem Poznań.
Sławomir PESZKO:
Wtedy pojawiło się pierwsze zapytanie, ale wszystko bardzo szybko ucichło. Temat wrócił w środę. Wszystko przebiegło bardzo szybko. Sam w godzinę podjąłem decyzję o przenosinach.

 

W Krakowie okres świąteczno-noworoczny był niezwykle barwny. Śledziłeś to całe zamieszanie?
Sławomir PESZKO: Oczywiście, że tak. Chyba nie ma osoby w Polsce, która interesuje się piłką i nie patrzyła na to, co dzieje się z Wisłą. Zresztą to, co potem się wydarzyło najlepiej pokazuje, jakie Wisła ma znaczenie.  Zrobiło się nieprzyjemnie, ale potem były chociażby tweety Roberta Lewandowskiego o całej sytuacji, dużo pomógł Kuba (Błaszczykowski – przyp. red.). Teraz kibice kupują karnety, więc mam nadzieję, że wszystko szybko się wyprostuje i ułoży. Nie wyobrażam sobie, żeby Wisła miała nie dostać licencji na nowy sezon.

 

Gdy usłyszałeś o opcji kambodżańsko-szwedzkiej, brałeś pod uwagę, że jest to w ogóle realny scenariusz?
Sławomir PESZKO: Ciężko mi o tym mówić, bo nie byłem wtedy piłkarzem Wisły. Choć myślałem sobie, że zagraniczny biznesmen może przejąć taki klub jak Wisła. Podobnie przecież jest Lechii, gdzie właścicielem jest Franz Wernze. Co do Krakowa wszystko jednak szybko upadło.

 

Wiśle pomagają teraz biznesmeni związani z Wisłą emocjonalnie i Jakub Błaszczykowski. Czy spotkałeś się w swojej karierze z historią, żeby piłkarz grał i zarazem utrzymywał klub?
Sławomir PESZKO: Każdy z nas piłkarzy czuje sentyment do miejsca, w którym się wychował. Ja też pomagam na tyle, na ile mogę drużynie z niższych lig, w której dorastałem. Mnie nie stać, żeby rzucić tyle kasy co Kuba. Ale Wiśle chce pomóc na boisku.

 

Zostajesz w Krakowie do końca sezonu. Co będzie potem?
Sławomir PESZKO: 
Nie wiem. Pierwsze tygodnie pewnie o tym w dużej mierze zdecydują. Zobaczymy, jak wystartuje w lidze drużyna, jak ja będę się prezentował na boisku. Jak zdobędę zaufania trenera i kibiców to nie jest wykluczone, że zostanę tu na dłużej.

 Nie obawiasz się, że w Krakowie nie zobaczysz ani złotówki?
Sławomir PESZKO: 
Przede wszystkim nie przyszedłem zarobić na Wiśle, tylko jej pomóc. Jakieś pieniądze na utrzymanie dostanę, ale… Też nie jest tak, że w Lechii dostawałem wypłatę regularnie. Dziś w większości klubów są tego typu problemy. Jeśli będę musiał czekać na pieniądze, to nie będzie to dla mnie problemem.

 

Pojawiły się informacje, że Twój kontrakt będzie opłacał jeden ze sponsorów.
Sławomir PESZKO: 
To prawda. Chciałbym podziękować panu Wojciechowi Kwietniowi. Obiecał, że jeśli pojawią się jakieś problemy z płatnościami to on wszystko zabezpieczy.

 

Od duetu skrzydłowych Błaszczykowski-Peszko będzie wymagać się bardzo dużo. Jesteście gotowi?Sławomir PESZKO: Kuba i ja przez tyle lat borykaliśmy się z tym, że na pewno sobie z tym szybko poradzimy. Ale przecież Kuba nie musi niczego tutaj udowadniać jako piłkarz. Ja też. Przychodzimy tutaj, bo chcemy pomóc Wiśle. Kuba finansowo i sportowo, ja tylko w tym drugim aspekcie. Nie mam potrzeby niczego udowadniać.

 

Wiemy, że na przenosiny pod Wawel namawiał Cię jeden z wiślaków.
Sławomir PESZKO: Marcin Wasilewski bardzo mnie przekonywał, żebym zagrał w Wiśle. Przez ostatnie dni to co chwilę dzwonił i pytał, jak się sprawy mają. Zresztą z Wasylem znamy się nie od dziś. Razem przeżyliśmy dużo różnych historii (śmiech).

 

Wisłę będzie stać na to, żeby utrzymać miejsce w pierwszej ósemce?
Sławomir PESZKO: Oczywiście, że tak. Na ten moment to jest nasz główny cel. Pierwszy mecz w Zabrzu będzie niezwykle ważny. Wygrywając tam odskoczymy od drużyn, które będą nas próbować nas gonić. Póżniej gramy u siebie ze Śląskiem. Szkoda tylko, że w poniedziałek. To będzie pierwszy mecz Kuby Błaszczykowskiego na Wiśle. Mimo wszystko jestem pewien, że kibice i tak tłumnie przyjdą na stadion. Zresztą te poniedziałkowe mecze to zmora. W Niemczech też nie cieszyły się dużym zainteresowaniem kibicom. Wiadomo, że zwłaszcza w dużym mieście ciężko jest dotrzeć na stadion w taki dzień. Piłka nie lubi poniedziałków.

 

Wracając na koniec do Wisły. Drużyną targały różnego rodzaju perturbacje. Czy Twoim zdaniem zespół będzie gotowy na pierwszy ligowy mecz?
Sławomir PESZKO: Pamiętajmy, że Wisła ma bardzo dobrą bazę. Ośrodek w Myślenicach z tego co słyszałem jest na naprawdę wysokim poziomie. Bardziej może to zaburzyć pogoda w Turcji. Dziś (rozmawiamy w sobotę – przyp. red.) zamiast korzystać boisk, trenujemy na siłowni.

 

Czy Ty będziesz gotowy już w pierwszym meczu na 90 minut gry?
Sławomir PESZKO: 
Ja już jestem gotowy! Chciałbym zagrać już dziś.

Krzysztof Oliwa

 

Sławomir Peszko i Marcin Wasilewski
FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl