GKS Tychy znów nie popisał się w obronie. Cracovia bliżej złota

Przed trzecim spotkaniem postawiliśmy tezę, że hokeiści Comarch Cracovii muszą szukać szansy na obcym lodzie, jeżeli chcą myśleć o złocie. Zespół spod Wawelu pojawił się w Tychach mocno zmotywowany i zagrał bardzo konsekwentnie, zaś w II tercji wręcz wzorowo. Teraz tyszanie muszą myśleć o wygraniu w Krakowie, by wyrównać stan rywalizacji,

Niefrasobliwa postawa gospodarzy we własnej strefie sprawiła, że znów Damian Kapica w zamieszaniu jako ostatni strącił krążek. Jednak 57 sek. później 19-latek Olaf Bizacki zdecydował się na uderzenie z daleka, przed polem bramkowym walczył Gleb Klimenko, a krążek wpadł do bramki. „Bizak” zbierał zasłużone gratulacje, ale sędziowie po analizie wideo nie uznali gola, choć naszym zdaniem rosyjski napastnik nie przeszkadzał Miloslavowi Koprzivie ani też nie przebywał w polu bramkowym. Gospodarze mieli przewagę i sporo strzelali, mimo to krążek ani razu nie znalazł się w siatce. W końcu starania gospodarzy przyniosły efekt. Tyszanie, grając w przewadze, po precyzyjnym uderzeniu Tomasa Sykory wyrównali.

Tego, co się wydarzyło w II tercji, miejscowi kibice nawet w najczarniejszych snach nie przewidzieli. Zaczęło się od szybkiego trafienia Rzeszutki, który wraz z kolegami wykonał kołyskę na cześć nowo narodzonego syna Oliwera. Przez kilka minut gospodarze grali swobodnie i wydawało się, że sytuację na tafli kontrolują. W 28 min Michael Cichy w sytuacji sam na sam z bliskiej odległości nie potrafił umieścić krążka w bramce. To była, naszym zdaniem, kluczowa sytuacja w tym meczu. Niespełna minutę później Adam Domogała potrafił posłać krążek między parkanami Johny Murraya. Napastnik rodem z Katowic dał impuls drużynie, która grała nie tylko swobodnie, ale również z pomysłem. Kapica objechał bramkę i przy biernej postawie tyszan dał swojemu zespołowi prowadzenie. Na tym jeszcze nie koniec nieszczęść gospodarzy. Gdy w boksie kar przebywał Michał Kotlorz, ponownie Domogała, tym razem uderzeniem pod poprzeczkę, zdobył 4. gola. To była wręcz wymarzona odsłona dla „Pasów”, zaś prowadzenie dwoma golami stworzyło im pewien komfort.

Miejscowi kibice liczyli jeszcze na zryw swoich ulubieńców. Gdy Mateusz Bryk trafił do bramki gości, zatliła się iskierka nadziei. Jednak szybko zgasła, bo Paweł Czarnaok wpisał się na listę strzelców, a pechowcem okazał się… Bryk, bo krążek odbił się od jego nogi. Tyszanie rzucili wszystkie atuty i siły, by doprowadzić przynajmniej do remisu. Było wiele gorących spięć pod bramką Koprzivy, ale wynik nie uległ zmianie.

 

GKS TYCHY – COMARCH CRACOVIA 3:5 (1:1, 1:3, 1:1)

[Stan rywalizacji (do 4 zwycięstw) 1-2.]

0:1 – Kapica – Jachym – Turtiainen (6:09), 1:1 – Sykora – Bryk – Jafimienko (19:24, w przewadze), 2:1 – Rzeszutko – Gościński – Bryk (20:52), 2:2 – Domogała – Zygmunt – Svec (28:41), 2:3 – Kapica – Czarnaok (38:37), 2:4 – Domogała – Svec – Trvdoń (39:44, w przewadze), 3:4 – Bryk – Klimenko (47:29). 3:5 – Czarnaok (50:24)