O krok od pucharowej sensacji w Podlesiu. Ruch dał radę dopiero w karnych

Gdzieś w internecie mignął nam bardzo trafny komentarz jednego z chorzowskich kibiców do tego meczu: – Czy to już ten etap, że można to traktować jako sukces?

Nastały takie czasy, że w weekend Ruch remisuje 2:2 z rezerwami Górnika Zabrze, a kilka dni później powtarza ten rezultat w starciu z Podlesianką Katowice i pokonuje ją dopiero w rzutach karnych. Trudno, by nie było to frustrujące dla „niebieskiej” społeczności.

– Kibice, którzy nie są w pełni doinformowani, co się dzieje w Ruchu, mogą narzekać. Jeśli jednak ktoś przyjrzy się dokładnie, jak wygląda nasza sytuacja i jaki skład wystawiamy, to pewnie zmieni zdanie. Ci młodzi chłopcy, których widzieliśmy w Podlesiu, mają umiejętności, ale muszą się jeszcze uczyć. Wiem, że sporo kibiców jest przyzwyczajona do widoku Ruchu walczącego o najwyższe cele czy grającego w europejskich pucharach, co miało miejsce jeszcze kilka lat temu. Skoro zatem teraz męczymy się z takim przeciwnikiem, to wydaje się to dziwne – i dlatego tak mocno bywamy krytykowani. My się jednak na tym nie skupiamy. Dobrze, że przeszliśmy dzisiaj do kolejnej rundy – mówił Łukasz Bereta, trener trzecioligowca z Chorzowa, po wtorkowej pucharowej wyprawie do południowej dzielnicy Katowic.

Transmisja w internecie, liczna grupa fotoreporterów czy przedstawicieli mediów… W ponad 80-letniej historii Podlesianki był to mecz wyjątkowy, choć jego rangę mocno obniżył fakt, że – na wyraźną sugestię policji – rozegrano go bez publiczności. – Witamy wszystkich kibiców zza płotu. Mamy nadzieję, że zobaczycie jak najwięcej – rzucił wymownie przed pierwszym gwizdkiem spiker klubu, na co dzień rywalizującego na boiskach klasy okręgowej. Kibice nie mogli być tego dnia przyjęci. Na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem spotkania furtka stanowiąca wejście na stadion była zamknięta na klucz, przekręcany jedynie sporadycznie przez przedstawiciela służby porządkowej, dysponującego listą osób uprawnionych do wejścia. Tych uzbierało się tyle, że… nie będzie wielką przesadą stwierdzenie, że frekwencja i tak przewyższała „okręgówkową” średnią. „Okręgówkową” – a nie tę podleską. Trybuna kryta stadionu przy ul. Sołtysiej często wypełnia się, zawodnicy mogą liczyć na głośny doping.

– To było dla nas duże przeżycie, móc ugościć najbardziej utytułowany zespół w Polsce. Wielka szkoda, że nie mogli zostać wpuszczeni kibice. Chcieliśmy, żeby to było święto. Ono było – ale niestety tylko na murawie, bo na trybunach panowała cisza. Żałujemy, bo ten mecz mógł być dla całego Podlesia historycznym wydarzeniem – nie ukrywał Damian Ostrowski, trener Podlesianki. Gapiów starających się śledzić boiskowe wydarzenia zza płotu nie brakowało. W pierwszej połowie obecność kilkoma okrzykami zaznaczyli też kibice… Ruchu. Pojawili się na chwilę w około 80-osobowej liczbie, co – jak sami przyznawali – nie było łatwe wskutek obstawy policjantów.

Braku widzów szkoda tym bardziej, że widowisko było przednie, a z „żyjącą” publiką z pewnością nabrałoby dodatkowych rumieńców. Jak dziwne to było spotkanie i jak dziwne są koleje piłkarskiego losu, świadczy historia z życia Daniela Paszka. Swego czasu grał w Podlesiance i zwolnił się z ligowego meczu, by… pojechać z kibicami Ruchu na jeden z licznych ekstraklasowych wyjazdów. Teraz gra w Ruchu, któremu przyszło zawitać na Podlesie, i to nie na sparing….

Skrzydłowego z gry wyłączył uraz, ale i tak nie pojawiłby się tego dnia na murawie. Zgodnie z deklaracjami trenera Łukasza Berety, „Niebiescy” wystawili zupełnie młodzieżowy skład. W 16-osobowej kadrze na mecz znalazło się 10 młodzieżowców – a w zasadzie, to juniorów, bo każdy z nich przy roku urodzenia miał cyfrę „2”.

– Spodziewałem się spokojnej „piątki” do przodu – dziwił się po meczu jeden z jego chorzowskich obserwatorów, ale komu bliższe są realia niższych klas rozgrywkowych, ten mógł być pewien, że rezerwowego składu Ruchu nie czeka na Podlesiu łatwa przeprawa. Dawid Brehmer, kapitan drużyny plasującej się obecnie na 4. miejscu w tabeli IV grupy katowickiej klasy okręgowej, mówił na naszych łamach, że chce, by Podlesianka udowodniła w tym meczu, iż nie jest typowym przedstawicielem „okręgówki”. To się udało. – W Podlesiu są gracze nieanonimowi, pokroju Gancarczyka czy Rosińskiego. Nawet od nich nasza młodzież mogła się uczyć – zauważał szkoleniowiec Ruchu.

Prowadzenie „Niebieskim” dał Jakub Nowak. Wyróżniający się nie tylko blond-fryzurą 18-letni środkowy pomocnik wykorzystał dogranie Daniela Iwanka. Podlesianka wyrównała za sprawą Dariusza Kubackiego, który dobił piłkę do siatki po strzale Jakuba Rzepy. Remisowy rezultat utrzymał się jednak tylko przez kilkadziesiąt sekund. Jakub Rudek dośrodkował z rzutu wolnego, a głową na listę strzelców wpisał się Mateusz Iwan. W drugiej połowie Ruch mógł szybko załatwić sprawę. Daniel Iwanek wyszedł sam na sam z bramkarzem Podlesianki, ale przegrał ten pojedynek. W przerwie gospodarze zmienili golkipera. Artur Tomanek zastąpił Pawła Świętka, ale nie było to podyktowane czynnikiem losowym. – Taką decyzję podjęliśmy już przed meczem – tłumaczył trener Ostrowski.

– K…! Daj odpocząć! – krzyknął pomocnik Marcin Rosiński do Tomanka, gdy ten bardzo szybko wznowił jedną z akcji dalekim – i niecelnym – wykopem. Wtedy na problemy chorzowskiej młodzieży raczej się nie zanosiło. Przedstawiciel „okręgówki” rozkręcał się jednak. Oddawał coraz więcej groźnych strzałów, a Ruch kontrował. – Szkoda, że szybciej nie zamknęliśmy tego meczu golem na 3:1. Podlesianka ryzykowała coraz mocniej, rzuciła na szalę wszystko i z każdą zmarnowaną przez nas okazją nabierała więcej wiary – przyznawał Bereta. Klarownej szansy nie wykorzystał Olivier Lazar, popsutych zostało też kilka szybkich ataków, które powinny zakończyć się bramką.

To zemściło się w 81. minucie, gdy Marcin Widenka uderzeniem po rękach Dawida Smuga doprowadził do remisu 2:2. Podlesianka mogła nawet wygrać, ale mógł to też uczynić Ruch. Jakub Rudek wjechał w pole karne i mierząc w długi róg minimalnie się pomylił. Na stojąco tę akcję obserwował napastnik Mariusz Idzik, który z ubiegłotygodniowych wyjazdów do Bielska-Białej i Zabrza wrócił łącznie z trzema golami, a we wtorek miał wolne. Mógł tylko złapać się za głowę. Nadmieńmy, że jego rywal w walce o miejsce w składzie, Gruzin Griorgi Tsuleiskiri, nie pokazał niczego szczególnego i został zmieniony. A mierzył się przecież z rywalem z „okręgówki”, w której w poprzednim sezonie – grając dla AKS-u Mikołów – nastrzelał wiele goli.

– Dużą grupą młodzieżowców cieszyliśmy się na ten mecz. Skoro nie wykorzystaliśmy chyba pięciu sytuacji sam na sam, to nic dziwnego, że musieliśmy potem męczyć się w karnych – denerwował się Jakub Nowak. Regulamin stanowi, że karne na tym etapie Pucharu Polski rozgrywa się już po 90, a nie zwyczajowych 120 minutach. Chorzowianie wytypowali pięciu egzekutorów, z których najstarszy – Mateusz Bartolewski – liczy sobie 21 lat. – Nie rwali się chłopaki do tych karnych… Sami byliśmy ciekawi, kogo wytypujemy i kto poczuje się na tyle pewnie, by wziąć odpowiedzialność. Trzech chłopaków zgłosiło się samych, resztę trzeba było wskazać – uśmiechał się Łukasz Bereta.

Obie drużyny egzekwowały „jedenastki” bezbłędnie. Aż do tej ostatniej. Dawid Smug – tego dnia kapitan Ruchu – obronił strzał Jakuba Rzepy. Ktoś mógłby powiedzieć, że piłkarskie życie szybko odpłaciło skrzydłowemu zespołu z Podlesia. Gdy w końcówce drugiej połowy chorzowianie domagali się odgwizdania faulu w „szesnastce” na Iwanku, Rzepa rzucił w stronę Łukasza Berety: – Róbcie akcje, a nie karnego chcecie!

Kiedy niefortunny egzekutor schodził po wszystkim do szatni, i tak został po ojcowsku wyściskany przez klubowych działaczy, którzy dziękowali zespołowi za dzielną postawę. – Czujemy duży niedosyt. W drugiej połowie graliśmy z Ruchem jak równy z równym. Widzieliśmy, że możemy to wygrać! Karne to loteria. Szkoda, ze się nie udało – oceniał trener Ostrowski.

W szatni Ruchu celebrowania radości po meczu rzecz jasna nie było. – Powiedzieliśmy sobie, że niezależnie od tego, jakim składem przyjedziemy, to musimy przejść do kolejnej rundy, by młodzi zawodnicy mogli się rozwijać. Nie zawsze można ich wpuścić na plac gry w lidze, a w Pucharze Polski mają możliwość łapania doświadczenia w meczach o stawkę – podkreślał Łukasz Bereta. „Niebiescy” są już w półfinale PP na szczeblu katowickiego podokręgu. Takiego trofeum jeszcze nie zdobyli… Ćwierćfinały w toku. W drugim dzisiejszym, rozegranym kilka kilometrów obok, Slavia Ruda Śląska rozbiła na wyjeździe MK Górnika Katowice 8:2.

Dla Ruchu priorytetem jest oczywiście trzecia liga i jak najszybsza ucieczka ze strefy spadkowej. W sobotę na Cichą zawita Piast Żmigród. Pewnie byłoby łatwiej, gdyby w Chorzowie inna była kondycja organizacyjno-finansowa. Miasto wstrzymuje się na razie z przelaniem klubowi 600-tysięcznej transzy za sierpniowe świadczenia promocyjne. Zawodnicy czekają na pieniądze, znów zaczyna mówić się o upadku spółki. – Jesteśmy na granicy – nie ukrywał szkoleniowiec „Niebieskich”. Gdy kilkanaście minut po serii rzutów karnych, przy opadających emocjach, przedstawiciele Podlesianki zaproponowali chorzowianom rozegranie zimą sparingu, można było tylko rozłożyć ręce. No bo któż przewidzi, co będzie się działo przy Cichej zimą?!

Podlesianka Katowice – Ruch Chorzów 2:2 (1:2), karne 4:5

0:1 – J. Nowak, 24 min, 1:1 – Kubacki, 32 min, 1:2 – Iwan, 34 min (głową), 2:2 – Widenka, 81 min.

Rzuty karne: 0:1 – Winciersz, 1:1 – Żemła, 1:2 – Dąbrowski, 2:2 – Renner, 2:3 – Duchowski, 3:3 – Kaczmarczyk, 3:4 – Bartolewski, 4:4 – Gancarczyk, 4:5 – J. Nowak, 4:5 – Rzepa (Smug obronił).

PODLESIANKA: Świętek (46. Tomanek) – Żemła, Renner, Gancarczyk, Widenka – Kubacki (78. Witas), Brehmer, Sz. Nowak (84. Stachoń), Rosiński, Rzepa – Kaczmarczyk. Trener Damian OSTROWSKI.

RUCH: Smug – Słota, Duchowski, Iwan, Bartolewski – Dąbrowski, J. Nowak – Iwanek, Lazar (67. Winciersz), Rudek – Tsuleiskiri (80. Cioch). Trener Łukasz BERETA.

Żółte kartki: Brehmer – Bartolewski.

Sędziował Dominik Lorke (Katowice). Mecz bez udziału publiczności.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem