75. rocznica powstania „Sportu”. Czego sobie życzymy…

W zasadzie powinno być tak: wielka gala, zacni goście, podniosła atmosfera, piękne słowa, gratulacje za minione lata, życzenia na kolejne. 75 lat? 100?


Dzisiaj przypada 75. rocznica powstania „Sportu”. Zaznaczmy od razu – niewiele tytułów powstałych w tużpowojennej Polsce przetrwało po dzień dzisiejszy. Jedne zostały wchłonięte przez silniejsze organizmy, inne nie wytrzymały zderzenia z prawami ekonomii, być może było i tak, że jeszcze inne komuś z jakichś względów przeszkadzały.

A „Sport” trwa. Trwa siłą wierności Czytelników, bo nie ma dzisiaj innych ekonomicznych podstaw jego wydawania, jak wizyta każdego z Was w kiosku i wydanie każdego dnia kilku złotych na kolejny numer. Za to bardzo nisko się Wam kłaniamy.

Przy okazji również za to, że pozostaliście z nami w szczycie niedawnych pandemicznych obostrzeń, kiedy w sporcie – polskim i światowym – tak niewiele się działo, nic właściwie. Ale widocznie dominująca w tamtych miesiącach tematyka historyczna też miała swoją wartość.

Okładka pierwszego, historycznego numeru naszej gazety

Właśnie – historia… W takim dniu, w dniu jubileuszu, powinniśmy się zwrócić właśnie ku historii. Ku tym czasom, kiedy „Sport” miał okazję pisać o najważniejszych i najpiękniejszych wydarzeniach polskiego sportu, kiedy zastanawialiśmy się, jaką czcionką na pierwszej stronie gazety je wybić, do jakiego słowa, zwrotu frazeologicznego, przenośni, paraleli się odnieść, by przyciągnąć uwagę czytelnika. Do czegoś na kształt „Bomba Pohla wstrząsnęła Szkocją”… I jeszcze ku tym czasom, kiedy zwłaszcza polska piłka nożna rosła w siłę, klubową i reprezentacyjną. Oczywiście, nie bez znaczenia jest fakt, że wiele z tych wydarzeń gościło na Śląsku, w tym – zwłaszcza – na Stadionie Śląskim i katowickim „Spodku”. Dlatego stawały się one na swój sposób bliższe wszystkim ich uczestnikom, a zarazem Czytelnikom.

„Sport” na tym rósł, ale i sport poniekąd rósł na „Sporcie”, trudno bowiem nie mówić o wzajemnym wspieraniu się i napędzaniu.

Czasy się zmieniły i nie o historii, lecz o przyszłości pora mówić. Łatwo – jak się rzekło – nie jest… Gazety nie są już głównym źródłem informacji (i publicystycznej refleksji). Lokalizacja sportowych wydarzeń też się na swój sposób rozjechała. Stadion Śląski jest przy Narodowym w Warszawie mniej ważny, „Spodek” ma rozliczną konkurencję w wielu miastach, sportowa siła lokalnych klubów – nie tylko piłkarskich – jest o wiele mniejsza niż w minionych dekadach. To wszystko tworzy warunki, do których 20 czy 30 lat temu nie bylibyśmy w stanie nawet sięgnąć wyobraźnią.

No ale trwamy, choć zwyczajowej gali nie będzie. Bo pandemia, bo czasy nieporównywalnie trudniejsze i skromniejsze. Ale… życzymy sobie przede wszystkim tego, by wciąż i wciąż mieć takich Czytelników, jakimi jesteście Wy. Spełnienie tego życzenia wystarczy nam za wszystko.