Truskawka na torcie. Blamaż Bayernu, ból głowy w Dortmundzie

OK, trudno tylko zwyciężać nawet przed własną publicznością, koncentrację też pewnie ciężko utrzymać w sytuacji, kiedy kulminacja w Bundeslidze jest dawno za zespołem, ale rozmiary porażki naprawdę bardzo źle świadczą o podejściu mistrzów Niemiec do ostatniej kolejki. Jak to zresztą wygląda w kontekście ligowego pożegnania Juppa Heynckesa? Umówmy się, to blamaż. Nawet jeśli tak naprawdę ostatnie spotkanie pod kierunkiem legendarnego szkoleniowca przypadnie w finale Pucharu Niemiec, miło mu na pewno nie było. A nawet więcej, biorąc pod uwagę wszystko, co zrobił dla bawarskiego klubu – w minionym sezonie i w ogóle – zwyczajnie na to nie zasłużył.

HSV Hamburg, 1. FC Koeln i VfL Wolsfburg – to w komplecie wielkie firmy, a jednak dwóch już na pewno zabraknie w kolejnym sezonie Bundesligi, natomiast Wilki powalczą w barażu, który dla klubu z takim potencjałem stanowi ogromny policzek. Niezależnie nawet od tego, jak potoczą się losy dodatkowego dwumeczu, w którym drużyny Kuby Błaszczykowskiego na pewno nie czeka spacerek. Jedyne pocieszenie to fakt, że nasz rodak, który dostał od trenera w ostatniej kolejce sezonu 20 minut na boisku, potrzebuje rytmu meczowego i solidnego treningu przed finałami mistrzostw świata. Zatem akurat z punktu widzenia Kuby i interesu reprezentacji Polski nieplanowane przedłużenie sezonu dla Wolfsburga wcale nie jest takim najgorszym rozwiązaniem.

Moglibyśmy sportową zapaść każdej z tych trzech uznanych firm rozkładać na czynniki pierwsze, ale na koniec zawsze dojdziemy do wniosku, że z Bundesligi nie spada się przez przypadek. Trzeba na degradację zapracować – przede wszystkim kiepską polityką kadrową i błędami natury organizacyjnej – a przecież HSV czynił to konsekwentnie od kilku lat. Kilkakrotnie urywał się ze stryczka praktycznie w ostatnim momencie, aż wreszcie się nie udało. Tego należało się zresztą spodziewać, fart nigdy nie będzie pomagał przecież w nieskończoność. Zwłaszcza jeśli sam nie jesteś w stanie sobie pomóc.

A jeśli już jesteśmy w strefie spadku – również notowań – to trudno miniony sezon uznać za udany w wykonaniu Borussii Dortmund. Dopiero czwarta lokata w tabeli dla klubu Łukasza Piszczka jest równoznaczna z porażką, i to nie tylko z tego względu, że ta pozycja skazuje na konieczność przebrnięcia przez kwalifikacje Ligi Mistrzów. Aspiracje są przecież znacznie większe, a przecież niewiele zabrakło, aby BVB musiało się zadowolić miejscem w Lidze Europy. Osiem punktów starty do wicemistrza z Gelsenkirchen – to na pewno przyczyna ostrego bólu głowy u władz klubu z Dortmundu i przyczynek do poważnej analizy popełnionych błędów.