A jednak zostaje?

Co, jak co, ale jeżeli mielibyśmy wybrać bohaterów ostatnich godzin okienek transferowych w polskim futbolu, to bezapelacyjnie główną nagrodę zgarnąłby Kamil Grosicki. Jeden z naczelnych filarów kadry Adama Nawałki, który nie otrzymał powołania od Jerzego Brzęczka na wrześniowe mecze z Włochami i Irlandią, praktycznie co pół roku trzyma kibiców w niepewności do ostatnich godzin, bo chce zmienić klub. Tak jest i tym razem, chociaż po wczorajszych doniesieniach prasowych wszystko wskazuje na to, że polski skrzydłowy pozostanie jednak w Hull City. Przypomnijmy, że w tym sezonie „Grosik” nie rozegrał ani jednego meczu na zapleczu angielskiej ekstraklasy, a niedawno jego trener – Nigel Adkins – otwarcie mówił o tym, że chętnie… pozbyłby się Polaka.

Zdradliwa filiżanka kawy

Szkoleniowiec, któremu zresztą ostatnio zupełnie nie idzie (jedno zwycięstwo w pięciu ligowych meczach i wstydliwa porażka, 0:4, z Derby County w Pucharze Ligi Angielskiej), nie sadzał naszego reprezentanta nawet na ławce rezerwowych, bo liczył na to, że ktoś się po niego zgłosi. Najpierw mówiono o Galatasarayu Stambuł, ale temat dość szybko upadł. Później niektóre media podały, że Grosicki na pewno trafi do Panathinaikosu Ateny, a kontrakt miał zostać podpisany w poprzedni wtorek. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo okazało się, że grecki klub – po prostu – nie ma pieniędzy. Kilka dni temu poważne zainteresowanie Polakiem wyraził z kolei inny zespół z Turcji, a mianowicie Bursaspor, który za roczne wypożyczenie „Grosika” gotów był zapłacić 300 tysięcy euro. Piłkarz, na jednym z portali społecznościowych, zasugerował nawet, że temat jest bardzo bliski finalizacji, ponieważ opublikował zdjęcie z… filiżanką kawy, czyli tureckiego napoju narodowego.

Swoją drogą transfer nad Bosfor byłby dla 30-latka dobrym, jak nie optymalnym rozwiązaniem. Przypomnijmy, że w latach 2011-14 Grosicki grał dla Sivassporu i zbierał dobre recenzje, dzięki którym trafił następnie półkę wyżej, czyli do francuskiego Rennes. Z nieoficjalnych informacji wynika, że zainteresowanie Bursasporu jest już nieaktualne i nasz piłkarz raczej zostanie w Hull, chociaż w jego przypadku… niczego nie można być do końca pewnym.

Poczekajmy do soboty

Wprawdzie w ostatnich dniach retorykę wobec Polaka zmienił trener Adkins, który przyznał, że jeżeli Grosicki nie zostanie sprzedany, to może coś wnieść do gry zespołu i pozostanie jego częścią, ale należy pamiętać, że ostatnie dni okienek transferowych w przypadku tego zawodnika są zawsze dosyć burzliwe. 31 sierpnia 2016 roku „Grosik” poleciał – za zgodną Adama Nawałki, bo przebywał wówczas na zgrupowaniu reprezentacji Polski – do Manchesteru, aby przejść testy medyczne przed transferem do Burnley. I wszystko było w porządku, gdyby nie fakt, że strony… nie zdążyły przed północą załatwić wszystkich formalności i zawodnik pozostał graczem Rennes. – Bardzo żałuję, bo gra w Premier League zawsze była moim marzeniem – mówił dzień później, już po powrocie do Polski, Kamil Grosicki. Pół roku później owo marzenie udało się spełnić.

Transfer naszego reprezentanta do Hull sfinalizowano, a jakże, ostatniego dnia zimowego okienka transferowego! Po spadku drużyny z angielskiej ekstraklasy Polak nie ukrywał, że chciałby zmienić otoczenie. Nie udało się ani latem zeszłego roku, ani ostatniej zimy, chociaż jakieś oferty były i też do końca nie byliśmy pewni, czy aby w ostatniej chwili „Grosik” nie zmieni klubu. Pomni tych wszystkich zdarzeń poczekajmy zatem do sobotniego poranka. Wtedy okaże się czyim piłkarzem Kamil Grosicki będzie przynajmniej przez najbliższe pół roku.