A jednak zrobili to! Polska znów jest najlepsza!

Historyczny triumf biało-czerwonych na Stadionie Śląskim. Po zaciętej i wyrównanej walce, dzięki punktom zdobytym w ostatniej konkurencji, reprezentacja Polski obroniła tytuł drużynowego mistrza Europy!


Triumf mocno osłabionej reprezentacji Polski wisiał na włosku do ostatniej konkurencji – biegu sztafetowego 4×400 m mężczyzn. Przed startem biało-czerwoni mieli 2,5 pkt przewagi nad Wielką Brytanią i 4,5 pkt nad Włochami – co oznaczało, że by po raz drugi z rzędu wygrać całe zawody, nasza sztafeta nie mogła finiszować dalej niż o dwie pozycje za „wyspiarzami” i więcej niż cztery za Italią (w myśl zasady 7 pkt za 1. miejsce – 1 pkt za ostatnie).

Do czwartej zmiany nic nie było pewne, nasi biegli dopiero na 5-6. pozycji, ale wówczas fatalny w skutkach – a dla Polaków szczęśliwy – błąd przekazania pałeczki popełnili biegnący na drugim miejscu Brytyjczycy i stracili szansę na przeskoczenie biało-czerwonych w klasyfikacji! Na 400 m przed metą prowadzili Włosi, Polacy biegli na „bezpiecznej” czwartej pozycji, ale Karol Zalewski wyprzedził jeszcze na ostatniej prostej słabnącego Niemca Manuela Sandersa, pieczętując triumf reprezentacji w całej imprezie. Ostatecznie nasi lekkoatleci wyprzedzili o 2,5 pkt Włochów i o 7,5 pkt pechowych Brytyjczyków!

Następcy nie odstawali

Oczywiście na końcowy sukces zapracowała wcześniej cała drużyna, która – jako się rzekło – wystąpiła bez wielu bohaterów DME sprzed dwóch lat w Bydgoszczy, gdzie biało-czerwoni zdemolowali wręcz konkurencję: nad drugimi Niemcami mieli przewagę aż 27,5 pkt. Wówczas jednak startowało aż 12 drużyn, więc i punktacja rozkładała się inaczej; teraz – po wycofaniu Ukrainy z powodu zakażeń koronawirusem – państw-uczestników było tylko siedem, za zwycięstwo dopisywano więc tyle właśnie punktów.

W Chorzowie z powodów zdrowotnych zabrakło m.in. Adama Kszczota (800 m), Marcina Lewandowskiego i Sofii Ennaoui (1500 m), a także Piotra Liska (tyczka), Marii Andrejczyk (oszczep) czy Ewy Swobody (100 m). Ale ich następcy w większości spisali się świetnie, a inni przynajmniej przyzwoicie. Podobnie jak w Bydgoszczy, w miniony weekend w Chorzowie Polacy odnieśli tę samą liczbę indywidualnych zwycięstw – aż 10.

Pia, Pia, Piaaaa!

Po pierwszym dniu Polacy byli na drugim miejscu z minimalną stratą zaledwie 0,5 pkt do Wielkiej Brytanii. W niedzielę szybko objęli prowadzenie i – choć ich przewaga w ostatnich konkurencjach stopniała – obronili ją.

Bohaterką dwudniowej rywalizacji była Pia Skrzyszowska, która w dwóch konkurencjach wywalczyła komplet 14 punktów. W sobotę na płaskim dystansie 100 m poprawiła rekord życiowy czasem 11,25 i zostawiła rywalki za plecami. 20-letnia warszawianka uzyskała trzeci wynik w XXI wieku w biegu na tym dystansie w Polsce. Szybsze były jedynie w 2019 roku Ewa Swoboda – 11,07 i 13 lat temu Daria Korczyńska – 11,22.

W niedzielę triumfowała zaś na swoim koronnym dystansie 100 m ppł w czasie 12,99. – Na rozgrzewce pojawił się stres, bo zaczął padać deszcz. Nagle zaczęłam się ślizgać, ale bardzo zależało mi na wygranej. Po raz drugi w karierze udało się złamać barierę 13 sekund. To wiele dla mnie znaczy – skomentowała Skrzyszowska.

„Aniołki” to już pewniaczki

Na bieżni zaimponowała także inna młoda polska zawodniczka. W sobotę na 400 m wysoką formę potwierdziła Natalia Kaczmarek, wygrywając w czasie 51,39. W niedzielę młodzieżowa mistrzyni Europy przyprowadziła także na 1. miejscu sztafetę 4×400 m, wieńcząc udany bieg pozostałych „aniołków Matusińskiego” – Małgorzaty Hołub-Kowalik, Kornelii Lesiewicz i wracającej po perypetiach zdrowotnych Justyny Święty-Ersetic w czasie 3.26,37. To najlepszy wynik w tym roku w Europie i kolejny pozytywny prognostyk przed igrzyskami w Tokio.

– Początek był stresujący. Falstart popełniła Francuzka, a ja miałam obawy, że to jednak ja. Później pobiegłyśmy jednak pewne swoich możliwości. Dziewczyny pokazały klasę. Każda z nas musi być gotowa, musimy mieć świadomość, że możemy pobiec w różnych ustawieniach – mówiła Hołub-Kowalik.

Najdalej na świecie

W rewelacyjnej dyspozycji jest Paweł Fajdek. Trenujący od tego roku z mistrzem olimpijskim z Sydney (2000) Szymonem Ziółkowskim zawodnik z konkursu na konkurs się rozkręca. W niedzielę w mokrym kole uzyskał 82,98, co jest jego najlepszym rezultatem osiągniętym od 2017 roku. Ustanowił też rekord DME i został liderem światowej listy tegorocznych wyników, wyprzedzając równo o metr Amerykanina Rudy’ego Winklera. Do rekordu Polski z 2015 roku (83,93) został niecały metr…

– Najlepszy rzut oddałem w trzeciej serii. Teraz dopiero zaczynam czuć, że zimą wykonałem dobrą pracę. Teraz ona przynosi efekty, ale to nie jest jeszcze moje sto procent możliwości. Pewnie gdyby nie deszcz i mokre koło, rzuciłbym dziś jeszcze dalej – analizował czterokrotny mistrz świata.

Wygrał także inny polski faworyt, Michał Haratyk, który nie miał sobie równych w pchnięciu kulą z wynikiem 21,34. – Fajnie, że się udało, choć nie czułem się dobrze. Błąd techniczny nie pozwolił na lepszy wynik – ocenił kulomiot Sprintu Bielsko-Biała.

Kapitan też dała popis

Znakomicie z roli kapitana reprezentacji wywiązała się Kamila Lićwinko. W pasjonującej walce z Włoszką Alicią Trost białostoczanka wyrównała swój najlepszy rezultat w sezonie 1,94 m, zapewniając reprezentacji komplet punktów.

– Skoki technicznie nie były dobre, ale jestem szczęśliwa, bo skoczyłam 1,94. Kilka korekt przede mną, jeśli chcę zrealizować cele. To mój ostatni sezon i moim marzeniem jest skoczyć w nim 2 metry! – zapewniła 36-letnia lekkoatletka.

Zwycięstwa odnieśli także kolega Lićwinko ze skoczni wzwyż Norbert Kobielski, osiągając 2,24, oraz tyczkarz Robert Sobera, który zaliczył 5,65, najwyżej w sezonie. – Byłem przed startem nieco zdenerwowany, bo celem nie był sam start, ale punkty dla drużyny. Ostatnio nie mogłem się przełamać, miałem jakąś barierę psychiczną. Teraz na szczęście wszystko wraca do normy i mam nadzieję, że będę wysoko skakał – zapewnił Sobera.

Krukowski za Vetterem

Nieco zaskakujący triumf Polsce przyniósł w sobotę bieg na 3000 m z przeszkodami. Jak podkreśliła jego zwyciężczyni w czasie 9.35,63 – Alicja Konieczek – bardzo pomógł jej doping kibiców, którzy mogli wejść na trybuny Stadionu Śląskiego. – Plan był taki, żeby być zrelaksowaną przez pierwsze cztery okrążenia, a jak rywalki „pójdą”, to ja razem z nimi. Żadnej nie odpuszczałam na krok. Widziałam, że pokonanie rowu z wodą nie było najsilniejszą stroną przeciwniczek. Wykorzystałam to na ostatnim okrążeniu. zaatakowałam na rowie i dałem z siebie wszystko na ostatnich metrach – cieszyła się Konieczek.

Imponujący był konkurs rzutu oszczepem. Równych sobie nie miał wielki faworyt Johannes Vetter. Niemiec najpierw rzucił ponad 94 metry, a po chwili poprawił się na 96,29! To trzeci najdalszy rzut w historii lekkoatletyki oraz drugi Stadionu Śląskiego – rok temu podczas Memoriału Skolimowskiej Vetter uzyskał 97,76.

Marcin Krukowski również spisał się bardzo dobrze – po próbie na 85,12 zajął drugą lokatę. Wśród kobiet rodaczka Vettera, Christina Hussong, rzuciła znakomite 69,19, czyli rekord DME, ale liderką tabel na świecie pozostaje Andrejczyk (71,40).

Lepsza od Mamony

Dobrą formę potwierdziła na Śląsku Magdalena Żebrowska. W skoku w dal zajęła 2. miejsce, osiągając 6,58. Także 6 punktów dla Polski wywalczyli dyskobol Robert Urbanek (62,57) i w rzucie młotem Malwina Kopron (73,18), ustępując Francuzce Alexandrze Tavernier. Druga finiszowała także żeńska sztafeta 4×100 m. Polki, które pobiegły w składzie Marika Popowicz-Drapała, Klaudia Adamek, Katarzyna Sokólska, Marlena Gola, uzyskały czas 43,83.

Na trzeciej pozycji z rekordem życiowym 13,96 m konkurs trójskoku zakończyła Adrianna Szóstak, pokonując m.in. znakomitą piękność z Portugalii, Patricię Mamonę. I właśnie ekipa z Półwyspu Iberyjskiego zdecydowanie odstawała od reszty drużyn, po jednym starcie żegnając się z superligą i – podobnie jak Ukraina – za dwa lata będzie startować w I lidze. Kto z niej awansuje, dowiemy się dopiero po zawodach w rumuńskim Cluj-Napoca 20 czerwca.


Fot. Paweł Skraba/Silesia 2021