Aby ludzie czuli legendę

Druga część rozmowy z Marcinem Boratynem, autorem „Górniczych pięści”, kierownikiem Galerii Historii Miasta w Jastrzębiu-Zdroju.

W czwartek opublikowaliśmy pierwszą część rozmowy z Marcinem Boratynem, historykiem i muzealnikiem, który napisał książkę o jastrzębskim boksie pt. „Górnicze Pięści”. Od dłuższego czasu autor tej publikacji gromadzi dane związane z jastrzębskim futbolem, który – jak sam mówił – jest jego największą sportową pasją. Nie można oprzeć się wrażeniu, że wydanie publikacji jest jego kolejnym celem, a może nawet marzeniem…

Chyba nie trzeba być prorokiem, aby domyślić się, że szykuje się kolejna książka. Może pan porównać zakres badawczy?
Marcin BORATYN: – Jest on dużo większy. Historia jest dłuższa, bo da się wyciągnąć – przynajmniej część danych – z czasów LZS-u. Próbuję to ogarnąć, ale są takie sezony, gdzie – poza wynikami – nie ma nic. I jaką mam do tego ułożyć fabułę? Co mam opisać, skoro są tylko suche rezultaty? Nie wiem kto grał, kto był trenerem, co się w danym sezonie wydarzyło… To jest główny problem.

Czytaj jeszcze:

Dopóki go nie przełamię, nie będę wychodził z inicjatywą wydania książki. Nie chcę sytuacji, że wydam publikację, a za chwilę wypłyną skądś świetne materiały i moja książka stanie się nieaktualna. Dam sobie kilka lat, aby to zorganizować. Na razie łapię kontakty z historykami piłki nożnej z poszczególnych klubów. Jest nawet takie stowarzyszenie, współpracuję z kilkoma ludźmi.

Niedawno spotkałem się z kolegą z Zagłębia Lubin. Nie do wiary, że klub tak zasłużony, dwukrotny mistrz Polski, nie posiada kronik. Podobna sytuacja jest w Górniku Zabrze. Dotyczy to zatem wielkich klubów, a co dopiero takiego Jastrzębia, gdzie nikt o to nie dbał. Pewne rzeczy rozkradziono, ale nie wiadomo kiedy. Nie wiadomo też, gdzie trafiła dokumentacja po likwidacji klubu na początku lat 90.

Już w późniejszych czasach byłem świadkiem, że pod stertą brudnych koszulek leżało świetne zdjęcie z fety po awansie na zaplecze do ekstraklasy z 2007 roku… Dla pana, jako historyka, to pewnie nie do pomyślenia.
Marcin BORATYN: – W ogóle nie rozumiem sytuacji, w której w sezonie 1988/89, kiedy graliśmy w ekstraklasie, a to było historyczne wydarzenie, klub nie zatrudnił fotografa! Nie mamy praktycznie żadnych zdjęć. Mam dwie fotografie z… rozgrzewki piłkarzy Legii Warszawa przed meczem na naszym stadionie i jedno zdjęcie z meczu z Lechem Poznań. To wszystko. Jak można wydać książkę, kiedy nie ma się zdjęć?

Namierzyłem dwóch dziennikarzy „Tempa”, którzy bywali w Jastrzębiu-Zdroju. Mówili: „Panie, my jeździliśmy na mecze Ruchu, Górnika i Katowic, bo to były najlepsze kluby w Polsce. Jastrzębie to była prowincja”. Mecze często bywały w niedzielę o 11.00. Nawet nie było specjalnych warunków, żeby robić zdjęcia.

Niemniej w mieście działał już wtedy klub „Niezależni” i można było dobrego fotografa zatrudnić, ale nikt o tym nie pomyślał. Nie dbano o, dziś powiedzielibyśmy, marketing. Przecież działacze sami sobie mogliby zrobić legendę, a my mielibyśmy materiały.

Wkrótce GKS Jastrzębie się rozpada…
Marcin BORATYN: – I nie ma archiwum klubu, który funkcjonował 30 lat! Mam jeszcze nadzieję, że to nie trafiło na przemiał, a przynajmniej część dostała się w ręce prywatne i prędzej czy później wypłynie. Jeżeli nie, to nie mamy ruchu, nie mogę pisać bajek, muszę się opierać na dokumentach.

Być może jest coś w archiwach kopalnianych, po kopalni „Moszczenica”, która zajmowała się sekcją piłkarską… Potrzebowałbym osoby, która miałby pojęcie, gdzie tego szukać. Idźmy dalej – nie ma dokumentacji po klubie, który upadł w 1999 roku. Zastąpił go „Górnik” Jastrzębie i… jest to samo, a przecież mówimy o latach świeżych. Przełomie 90. i 2000. To jest niepojęte.

A Okręgowy Związek Piłki Nożnej i prasa?
Marcin BORATYN: – Protokoły meczowe były niszczone po pięciu latach. Dopiero od niedawna zachowują się w formie elektronicznej. Jeżeli chodzi o przeszłość, to są jakieś materiały odnośnie okręgowego Pucharu Polski.

Mają jakieś wyniki, chociaż tyle. Na podstawie gazet z lat 90. jesteśmy w stanie odtworzyć rezultaty; czasem ze strzelcami bramek, składami, a nawet coś o meczach sparingowych. Według tych źródeł jest też nieźle, jeśli chodzi o lata 80., bo graliśmy w II i I lidze.

Najgorzej jest z latami 60. i 70. Jeżeli tego nie rozgryziemy, to nie ma sensu siadać do książki. Jest duża wyrwa i nie chciałbym tego puszczać, jako czarną dziurę.

Ale wystawę piłkarską w 2018 roku udało się zorganizować i spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem.
Marcin BORATYN: – Zgadza się. Tysiące ludzi chodziło na mecze. Zresztą na wystawę trafiali ludzie kompletnie niezwiązani z piłką nożną. Słyszałem: „O, nasz sąsiad! Nie wiedziałem, że był piłkarzem…”. Ludzie w Jastrzębiu-Zdroju bardzo lubią oglądać zdjęcia miasta z lat 70. Byli młodzi, miasto się budowało.

Wystawa pomogła, bo pewne rzeczy udało się usystematyzować, opisać zdjęcia. Razem z Piotrem „Strajkowiczem” Karbowniczakiem („Sport” pisał o nim w styczniu – dop. red.) przeprowadziliśmy sporo rozmów z piłkarzami. Różnie było z pamięcią, ale nie ma się co dziwić, skoro co sezon grali z Concordią Knurów, albo Górnikiem Pszów. To zrozumiałe, bo przecież ileż jest meczów bez historii? Najlepiej pamiętali te, w których… ktoś komuś złamał rękę.

Nie lubię popełniać błędów. Nie chciałbym narobić „baboli”. Dlatego chcę, aby książka wyszła wtedy, kiedy wszystkie wątpliwości zostaną rozwiane. Kiedy będę miał przeświadczenie, że zrobiłem wszystko, co mogłem. Nie jesteśmy jednak w stanie uzupełnić wszystkich braków i pewien niedosyt może zostać.

A jeżeli chodzi o zawodników, to czy posiadają w swoich prywatnych archiwach coś, co mogłoby się przydać?
Marcin BORATYN: – Na tle bokserów, którzy mają zdjęcia, medale czy dyplomy, u piłkarzy wygląda to… okropnie. Jedno, dwa zdjęcia, czasami żadnego. Pod względem ikonograficznym jest dramatycznie. Taka książka musi być bogato ilustrowana, żeby była ciekawa.

Trochę to smutne, bo przecież piłka nożna i generalnie sport, to – obok górnictwa – coś, co tworzyło i tworzy tożsamość Jastrzębia-Zdroju. Mamy sport i… tylko sport. To dziedzictwo, o które…
Marcin BORATYN: – …nie zadbano. Nie zadbano o legendę i pamięć. Wielkie kluby są wielkie nie dlatego, że osiągały sukcesy, ale też z tego powodu, że dbały o należyte upamiętnienie swoich znakomitych zawodników.

W Jastrzębiu-Zdroju o to się nie dba. Zygmunt, Biegalski czy Średnicki już dawno powinni mieć swoje ulice. Dopiero niedawno tytuł honorowego obywatela miasta otrzymał Leszek Laszkiewicz. A gdzie Beata Maksymow z takim tytułem?

Przy okazji promocji książki „Górnicze pięści” liczyłem, że ktoś w Urzędzie Miasta pomyśli, aby upamiętnić najbardziej zasłużonych pięściarzy. Ale trzeba byłoby za tym chodzić, bo nikt na to nie wpadnie. To żenujące, że nie pamięta się o swoich bohaterach, którzy rozsławiali miasto. Jest jedyna rada – trzeba pisać książki. Po to, aby ludzie czuli legendę. Sport jest kwintesencją Jastrzębia.

Na zdjęciu: W historii piłkarskiego GKS-u Jastrzębie jest sporo czarnych dziur, które nasz rozmówca usilnie stara się łatać.
Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus