Ach, co to były za emocje…

Medale, wielkie triumfy i bolesne porażki – jak co roku siatkarki i siatkarze nie zawiedli fanów, dostarczając im mnóstwa wzruszeń, radości i łez.


Włosko-serbski zaciąg

Włoch Stefano Lavarini i Serb Nikola Grbić poprowadzą nasze kadry kobiet i mężczyzn – ogłosiły w styczniu władze PZPS. Szczególnie trudny był wybór tego pierwszego. Do konkursu na trenera kadry kobiet zgłosiło się ponad 20 kandydatów, a wśród nich takie tuzy, jak Daniele Santarelli, który – prowadząc Imoco Volley Conegliano – pobił rekord 74 wygranych meczów z rzędu, czy Stephane Antiga, mistrz świata z 2014 roku z naszymi panami. – Wybór, którego dokonaliśmy, jest jak najbardziej prawidłowy. Argumentów było kilka. Ważnym elementem było wprowadzenie czegoś nowego, co spowoduje, że dziewczyny będą chciały grać w reprezentacji – powiedziała Aleksandra Jagieło, przewodnicząca komisji ds. wyboru nowego selekcjonera kadry kobiet i prezes BKS-u Bostik Bielsko-Biała.

Grbić natomiast od początku był faworytem. – To wspaniały trener i człowiek. Mam nadzieję, że takim samym będzie w kadrze, jak był w klubie i będzie potrafił porwać chłopaków do walki o najwyższe cele. A wiadomo, że ten najpoważniejszy cel to medal igrzysk w Paryżu – powiedział Sebastian Świderski, prezes PZPS.

Umowy Lavariniego i Grbicia mają obowiązywać do końca igrzysk olimpijskich w 2024 roku, z weryfikacją ich pracy po zakończeniu kwalifikacji do tej imprezy.

Szkoleniowcy zadebiutowali w Lidze Narodów. Obaj eksperymentowali, sprawdzając nowe zawodniczki i zawodników. W kadrze kobiet pojawiły się m.in.: Martyna Łazowska, Weronika Sobiszewska, Paulina Damaske, Julita Piasecka i Aleksandra Gryka, a w męskiej: Karol Butryn, Łukasz Kozub, Jan Firlej, Mateusz Poręba czy Bartłomiej Lipiński. Bilans naszych pań był ujemny: 4 zwycięstwa i 8 porażek. Lepiej poszło naszym panom. Po zwycięstwie nad Włochami zajęli 3. miejsce.

Stefano Lavarini i Nikola Grbić zostali wybrani na trenerów naszych kadr narodowych. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus
Nie dla Rosji i Białorusi

Po agresji Rosji na Ukrainę światowe władze siatkówki (FIVB) długo nie wiedziały co robić. Pomógł dopiero oddolny nacisk krajowych federacji, w tym polskiej. I wreszcie… „Zarząd FIVB potwierdza, że wszystkie rosyjskie i białoruskie drużyny narodowe, a także kluby i działacze nie mogą uczestniczyć we wszystkich międzynarodowych i kontynentalnych wydarzeniach do odwołania” – przekazano. Wykluczenie objęło również przedstawicieli siatkówki plażowej i na śniegu. Podjęto jeszcze jedną bardzo ważną decyzję – odebrano Rosjanom prawo organizacji mistrzostw świata mężczyzn w 2022 roku. Imprezę ostatecznie przejęły Polska i Słowenia. W turnieju reprezentację Rosji zastąpiła natomiast Ukraina.

– Nie może być tak, że chowamy głowę w piasek, kiedy na Ukrainie dzieją się straszne rzeczy. Dlatego zaproponowaliśmy jednocześnie, żeby nie tylko tych mistrzostw nie robić w Rosji, ale żeby zrobić je w Polsce. Wygraliśmy ten wyścig. To rekordowe tempo, w którym musimy przeprowadzić wszelkie prace organizacyjne i operacyjne. Ale sport przecież jest od tego, żeby bić właśnie rekordy. Do tego dzieła zaprosiliśmy naszych wypróbowanych przyjaciół, Słowenię – powiedział [Mateusz Morawiecki], szef polskiego rządu.

Miastami-gospodarzami zawodów zostały: Katowice, Gliwice oraz stolica Słowenii, Lublana.

Dominacja potwierdzona

W Tauron Lidze nie było mocnych na zespół z Polic. W 2022 roku został mistrzem kraju, po raz 3. z rzędu i 10. w historii. Dokonał tego w wielkim stylu. Początek drogi nie był jednak łatwy. Pod wodzą byłego trenera kadry, Jacka Nawrockiego, Chemik grał w kratkę. Dopiero zmiana na stanowisku szkoleniowca przyniosła przełom. Zastępujący Nawrockiego Marek Mierzwiński odmienił drużynę, która w play offie była nie do zatrzymania. Mistrzostwo zdobyła w imponującym stylu, od ćwierćfinału nie przegrywając meczu. Pokonała kolejno: Uni Opole, Grot Budowlanych Łódź i w finale Developres Bella Dolina Rzeszów. Warto jednak dodać, że finałowa rozgrywka nie była jednostronna. Dwa z trzech spotkań kończyły się bowiem tie-breakiem.

Po prostu najlepsi

To był rok Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Zdobyła potrójną koronę! W kraju wywalczyła Puchar oraz mistrzostwo Polski. W obu rozgrywkach w finale ograła Jastrzębski Węgiel. Na europejskich parkietach z kolei po raz drugi z rzędu wygrała Ligę Mistrzów! I znów w finale pokonała Itas Trentino. – Czuję niesamowitą radość. Osiągnęliśmy coś, czego przed sezonem nikt się nie spodziewał. Zresztą rok temu też nikt nie przypuszczał, że będziemy osiągać takie sukcesy. Przed tym sezonem doszło w zespole do wielu zmian i stał się on bardzo młody. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, ale z wielkim trenerem, jakim jest Giani Cretu, zrobiliśmy coś niesamowitego w tym sezonie. Wygraliśmy mistrzostwo Polski, obroniliśmy tytuł w Lidze Mistrzów, więc jesteśmy najszczęśliwsi na świecie – cieszył się Łukasz Kaczmarek, atakujący zespołu z Kędzierzyna-Koźla.

Gwiazdą nie tylko finału okazał się Kamil Semeniuk. Przyjmujący grał jak w transie. Praktycznie każde dotknięcie piłki zamieniał na punkt. Do niego, jakby w nagrodę, należała ostatnia akcja meczu…

– To był szalony sezon – ocenił Marcin Janusz. – Jestem taką osobą, że jak jest dużo zamieszania, dużo się dzieje wokół mnie, to trudno mi jest się skupić. Dopiero jak siądę sobie spokojnie, dochodzi do mnie, co osiągnęliśmy w tym szalonym sezonie – podkreślił rozgrywający. Przyznał jednak, że nie był to okres wyłącznie usłany sukcesami. – Były wzloty, ale i upadki. Byliśmy drużyną, która tak naprawdę nie znała swojego potencjału, i na którą niewielu stawiało, a kończymy z trzema najważniejszymi trofeami w klubowej siatkówce. Trudno mi w to uwierzyć – dodał Janusz.

Włosi pokrzyżowali plany

Trzecie złoto – to był plan biało-czerwonych. Bardzo chcieli dołączyć do Brazylii i Włoch, bo tylko te reprezentacje trzy razy z rzędu sięgnęły po złoto mistrzostw świata. W katowickim „Spodku” nie udało się jednak powtórzyć sukcesu z 2014 i 2018 roku. W finale nasza drużyna przegrała z Włochami 1:3. Dla Italii to powrót na tron po 24 latach.

Srebro, choć przyniosło rozczarowanie, było sukcesem. Drużyna bowiem mocno się zmieniła. Był nowy trener oraz sześciu debiutantów. Droga do finału też nie była usłana różami, bo ćwierćfinał z USA i półfinał z Brazylią rozstrzygnęły się dopiero w piątym secie.

Biało-czerwoni srebro mistrzostw świata przyjęli z lekkim niedosytem. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus
Rozkochały kibiców

Na ćwierćfinale zakończył się piękny sen Polek w mistrzostwach świata, które rozegrano w Polsce i Holandii. W walce o strefę medalową stoczyły heroiczny, prawie 2,5-godzinny bój z późniejszym triumfatorem zawodów, Serbią. Była ona zdecydowanym faworytem. To zespół z najwyższej półki, obrońca tytułu, który w drugiej fazie turnieju ograł naszą drużynę 3:0.

Polki nie przejmowały się klasą rywalek. Zapowiadały walkę o każdą piłkę i dotrzymały słowa. Pokazały ogromne serce do walki, hart ducha i wielką ambicję, zaskarbiając sobie serca kibiców.

Kosmiczny mecz rozegrała zwłaszcza Magdalena Stysiak. W tie-breaku miała blisko 100-procentową skuteczność w ataku. Słaniając się kończyła nawet najtrudniejsze piłki. W sumie wywalczyła aż 40 punktów!

Polki w mundialu i tak dokonały rzeczy wręcz niewiarygodnej. Choć nikt na nie nie stawiał, awansowały do ósemki. Nasza drużyna po raz ostatni w ćwierćfinale MŚ grała… 60 lat temu. Wtedy prowadzony przez trenera Stanisława Poburkę zespół zakończył zmagania z brązowym medalem. Po raz ostatni na turnieju tej rangi Polki wystąpiły w 2010 roku. Wówczas walkę o awans do ósemki gorszym bilansem setów przegrały z Turcją.

Łzy Marii Stenzel po przegranej z Serbią na długo pozostaną w pamięci kibiców. Fot. Tomasz Kudala/PressFocus
Niemcy wzięli Polaka

Polska to w siatkówce prawdziwa światowa potęga. Regularnie sięga – oprócz igrzysk olimpijskich – po medale w najważniejszych imprezach. Sukcesy na parkiecie nie przekładają się jednak na dokonania naszych szkoleniowców. Polska myśl trenerska nie jest ceniona na świecie. Nawet na krajowym podwórku prezesi wolą zatrudniać obcokrajowców. Kiedyś było inaczej. Siatkarze, którzy wyszli spod ręki legendarnego Huberta Wagnera, najpierw rządzili na parkietach, a potem na ławkach trenerskich. Edward Skorek, Zbigniew Zarzycki, Wiesław Gawłowski czy Ryszard Bosek współtworzyli m.in. siłę reprezentacji Włoch. Polscy szkoleniowcy pracowali też we Francji, Turcji, Finlandii, USA i w krajach Afryki Północnej.

W ostatnim czasie jedynie Grzegorz Ryś (obecnie prowadzi reprezentację Izraela), Andrzej Kowal (wicemistrz Rumunii) oraz Mariusz Sordyl (mistrz i zdobywca Pucharu Rumunii oraz mistrz i zdobywca Pucharu Turcji, a ostatnio pracował w Ukrainie) mogą się pochwalić osiągnięciami w innych krajach. Do tego grona dołączył Michał Winiarski. 38-latek został szkoleniowcem reprezentacji Niemiec, trzeciej drużyny świata z 2014 roku i wicemistrza Europy z 2017 roku. Zastąpił Andreę Ganiego, który niedawno został selekcjonerem Francji po rezygnacji Brazylijczyka Bernardo Rezende. Polak podpisał kontrakt na trzy lata.

– To dla mnie duże wyzwanie i dziękuję Christianowi Duennesowi (dyrektor sportowy – przyp. red.) i Niemieckiemu Związkowi Piłki Siatkowej za zaufanie. To świetny zespół, który jest mocno obecny na arenie międzynarodowej. Moim celem będzie dawać z siebie wszystko każdego dnia. Tego samego oczekuję od zawodników, bo wierzę, że codzienna praca na treningach zrobi największą różnicę, aby odnieść sukces – powiedział Winiarski po podpisaniu umowy.

Wybór młodego szkoleniowca był sporym zaskoczeniem. Winiarski nie ma bowiem bogatego doświadczenia jako trener. Nigdy nie pracował z kadrą narodową, nawet jako asystent. Nie ma też na koncie wielkich sukcesów z klubami. Co zatem przekonało Niemców do niego? – Wybraliśmy młodego i ambitnego trenera, który już jako zawodnik miał charakter zwycięzcy. Wykorzystał potencjał gdańskiego klubu w bardzo konkurencyjnej lidze polskiej i przejdzie do czołowego klubu w nadchodzącym roku – skomentował ten wybór [Christian Duennes], mając na myśli Aluron CMC Wartę Zawiercie.

Międzynarodowa ekstraklasa

Po raz pierwszy w PlusLidze wystąpił zagraniczny zespół. O tym, że Barkom Każany Lwów może zagrać w naszej lidze mówiło się od dłuższego czasu. Planów nie zmieniła też agresja Rosji. – Ze względu na napaść Rosji na naszych wschodnich sąsiadów nie powinniśmy odbierać im, i nam, szans na rozwój ligowych rozgrywek. W najbliższych miesiącach będziemy kontynuowali proces przyjmowania Barkomu do PlusLigi. Zostało do spełnienia jeszcze szereg formalności wynikających z zapisów naszego regulaminu. Jesteśmy jednak gotowi na to wyzwanie i nowy rozdział w historii naszej zawodowej ligi – powiedział [Artur Popko], prezes Polskiej Ligi Siatkówki.

Barkom Każany powstał w 2009 roku. Cztery lata później awansował do ukraińskiej ekstraklasy. Jest czterokrotnym mistrzem swojego kraju (2017-19 i 2021).

Początkowo drużyna mecze miała rozgrywać we Lwowie, ale po wybuchu wojny musiała poszukać sobie lokalizacji w Polsce. Wybór padł na Kraków.

Barkan Każany w PlusLidze zadebiutował 2 października. Przegrał z Treflem Gdańsk 0:3. Pierwsze zwycięstwo odniósł w 7. kolejce, pokonując PGE Skrę Bełchatów 3:2.

Polskie złota w Klubowych Mistrzostwach Świata

Po raz drugi z rzędu zabrakło polskiego zespołu w KMŚ. W rywalizacji mężczyzn miała grać Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, ale ze względów logistycznych oraz przeładowanego terminarza zrezygnowała z udziału. Nie oznacza to, że polscy kibice nie mieli powodów do zadowolenia.

W rozgrywanym w Antalyi turnieju kobiet triumfowało Prosecco Doc Imoco Conegliano z Joanną Wołosz. „Pantery” pokonały kolejno: Dentil Praia Clube (3:0), Eczacibasi Dynavit Stambuł (3:1), Gerdau Minas (3:0), a w wielkim finale VakifBank Spor Kulubu (3:1). Kapitan reprezentacji Polski w całym turnieju zdobyła 13 punktów, a za znakomitą postawę odebrała nagrodę dla najlepszej rozgrywającej.

Turniej mężczyzn rozegrano natomiast w brazylijskim Belem. Złoto wywalczyło Sir Safety Susa Perugia, a jego czołowymi postaciami byli Wilfredo Leon oraz Kamil Semeniuk. W finale drużyna naszych reprezentantów pokonała (3:1) innego włoskiego przedstawiciela, Itas Trentino 3:1. Leon był najlepszy na parkiecie, zdobył 17 punktów. – Zagraliśmy wspaniale. Zwycięstwo w Klubowych Mistrzostwach Świata jest dla nas niesamowitym osiągnięciem. Jestem naprawdę dumny z moich kolegów i tego, co pokazaliśmy w Brazylii – powiedział Wilfredo Leon, kapitan zespołu.

Sukcesy w plażówce

Biało-czerwoni w mijającym roku zdobyli 13 medali w międzynarodowych rozgrywkach – 4, na dodatek z najcenniejszego kruszcu, były dziełem duetu Michał Bryl/Bartosz Łosiak. Trzykrotnie triumfowali w turniejach Beach Pro Tour Challenge w meksykańskiej Tlaxcali, katarskiej Dosze i portugalskim Espinho. Czwarte złoto wywalczyli w turnieju Elite w Hamburgu. Sukces ten był tym cenniejszy, że było to ich pierwsze zwycięstwo w najbardziej elitarnych rozgrywkach. Prosto z Hamburga udali się do Monachium, gdzie rozgrywano mistrzostwa Europy. Mimo imponującego początku turnieju ostatecznie zajęli 4. lokatę, przegrywając brąz z Molem i Sorumem.

Przygotowali: Michał Micor i Włodzimierz Sowiński


Na zdjęciu głównym: Kamil Semeniuk bohater nie tylko Pucharu Europy.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus