Adrian Stawski: Nie jestem Harrym Potterem

Rozmowa z Adrianem Stawskim, który wczoraj przestał być trenerem pierwszoligowego Stomilu Olsztyn.


Jak wyglądały kulisy zwolnienia?

Adrian STAWSKI: – Decyzję podjął zarząd. Dowiedziałem się w poniedziałek wieczorem od prezesa klubu i jako trenerowi trudno mi się z nią nie zgodzić. Muszę ją przyjąć na klatę i tyle.

Spodziewał się pan takiego obrotu spraw?

Adrian STAWSKI: – Powiem tak – po wygranej z ŁKS-em w życiu bym się nie spodziewał, bo zagraliśmy fantastyczny mecz. Aczkolwiek widać, że w piłce nożnej siedem dni to bardzo dużo czasu. Zdając sobie sprawę, że zagraliśmy fatalne dwa kolejne mecze, przyszło mi do głowy, że zarząd może podjąć taką decyzję.

Po ŁKS-ie nie przegraliście z zespołami pokroju Miedzi czy Widzewa, ale z GKS-em Jastrzębie (0:3) i Górnikiem Polkowice (0:4), które jako jedyne w stawce znajdują się za Stomilem. Jak do tego doszło?

Adrian STAWSKI: – Tydzień to bardzo długo. Nic wielkiego w zespole się nie wydarzyło. Grając z Jastrzębiem przez pierwsze pół godziny mieliśmy cztery stuprocentowe sytuacje. Potem rywal miał rzut karny, który został wykorzystany. Ostatnie 10 minut pierwszej połowy zagraliśmy beznadziejnie, jak nie my, bo pierwsze 30 minut było jednym z najlepszych okresów, jaki mieliśmy w ogóle.

Po wyjściu na drugą połowę przeciwnik miał drugi rzut karny, który kompletnie podciął nam skrzydła. Faul miał miejsce gdzieś na boku „szesnastki”, sędzia oglądał to na VAR-ze, bo zdarzenie miało miejsce na styku linii bocznej. Graliśmy u siebie, a rywal prowadził po dwóch „jedenastkach”. Potem weszło w to wszystko trochę chaosu i mecz skończył się 0:3, bo pod koniec otworzyliśmy się, żeby zdobyć bramkę kontaktową. Jeśli w ciągu tych 30 minut wykorzystalibyśmy jedną czy dwie z tych stuprocentówek, to – jak rozmawiałem z trenerem jastrzębian Grzegorzem Kurdzielem – wynik mógłby być w drugą stronę.

A Polkowice?

Adrian STAWSKI: – Dla mnie jako trenera ten mecz jest nie do przyjęcia. W całej swojej – dość krótkiej – karierze trenerskiej nie przeżyłem tak słabego spotkania. Musiałem więc spodziewać się tego, że pojawi się reakcja zarządu. Piłkarze grają, ale to szkoleniowiec zarządza i odpowiada za wyniki.

Czy po tym meczu czuł się pan jeszcze na siłach, żeby wyciągnąć Stomil z obecnej sytuacji?

Adrian STAWSKI: – Mnie nie jest łatwo złamać. Przypomnijmy, że gdy w lipcu budowaliśmy zespół całkowicie na nowo, z najniższym budżetem w lidze, mieliśmy bardzo ciężki początek (sześć porażek z rzędu – dop. red.). Myślę, że mało kto by się z tego podniósł. A przyjechała do nas Resovia, prowadziła 1:0 do przerwy, a mimo tego to my wygraliśmy 4:2. Okej, przegraliśmy teraz dwa mecze z rywalami, z którymi bezpośrednio walczymy o utrzymanie. Ale skoro wtedy podnieśliśmy się po sześciu porażkach, to czemu nie mielibyśmy tego zrobić po dwóch?

Teraz jednak nie ma już o czym mówić. Nad tym będzie zastanawiał się kolejny sztab, a ja z całego serca życzę Stomilowi utrzymania. Proszę mi uwierzyć, jest tam bardzo dużo pozytywnych ludzi, którzy robią wszystko, aby ten klub utrzymać na powierzchni. Kiedy objąłem w czerwcu drużynę, nie było wiadomo, czy w ogóle wystartuje w rozgrywkach. Ciężkie warunki wzmocniły mnie jako trenera jeszcze bardziej, bo już myślałem, że po Bytovii nie będę pracował w tak trudnych okolicznościach – a jednak.

Jak wyglądały relacje wewnątrz klubu, pana z działaczami i szefostwem?

Adrian STAWSKI: – Wiadomo, że w zarządzie są różni ludzie, nie zawsze są jednogłośni i nie wszyscy za każdym razem są „zakochani” w trenerze. Ale jeśli chodzi o właściciela Stomilu, Michała Brańskiego, to miałem ogromne wsparcie. Wiedział, z jakimi kłopotami się borykam. Do tego chcieliśmy też grać o Pro Junior System. Wszyscy działaliśmy profesjonalnie, więc mówiąc o ludziach wewnątrz klubu, mogę mówić tylko pozytywy.

Gdy przychodził pan latem do Olsztyna, jakie cele przed panem stawiano? Stomil ma jedną z najmłodszych, jeśli nie najmłodszą kadrę w lidze.

Adrian STAWSKI: – Budowaliśmy drużynę za określony budżet, a celem była walka o utrzymanie. Ciężko jest walczyć o coś więcej, bo piłka nożna jest oparta o budżetach. Żeby ściągnąć jakościowych zawodników, potrzeba nakładu pieniężnego, a tutaj tego nie było. W czerwcu nie było wiadomo, czy klub ruszy w pierwszej lidze, pojawiło się też 17 nowych piłkarzy. Taką wymianę to można sobie robić w niższych ligach. Tutaj nie dość, że wymieniono prawie cały skład, to jeszcze budżet był tak mały, że gdy mieliśmy na daną pozycję listę zawodników ułożonych w kolejności od 1 do 5, to wybieraliśmy tych z miejsc 4 czy 5, a jeśli się akurat udało, to co najwyżej 3. O tych dwóch, którzy byli najwyżej na liście życzeń, mogłem co najwyżej pomarzyć. Nikt nie ukrywa, że tak było.

Na razie klub jest wypłacalny, bo działa na niskim budżecie, ale zatrudnialiśmy takich zawodników, na jakich było nas stać. Patryk Mikita, który ma teraz 8 strzelonych goli w lidze, w Radomiaku rozegrał w poprzednim sezonie 200 minut. Łukasz Moneta, który był jednym z naszych najlepszych zawodników, w Tychach był głównie rezerwowym. Z takim budżetem nie jest tak łatwo zrobić sobie „dreamteam”, który będzie walczył o środek tabeli czy o baraże. Oczywiście wierzę w swoje umiejętności trenerskie, ale Harrym Potterem też nie jestem.

Co dalej?

Adrian STAWSKI: – Szczerze mówiąc, na razie o tym nie myślę. Muszę wysuszyć sobie głowię i wykonać chłodną analizę. Z tej przygody w Stomilu muszę wyciągnąć takie wnioski, żebym w następnym klubie mógł to doświadczenie wykorzystać w pozytywnych sposób. Czyli aby to, co tutaj się nie udawało, w kolejnym zespole przekuć w coś dobrego. To jest najważniejsze. Nie chciałbym tylko zamknąć rozdziału.

Chcę dokonać rzetelnej analizy i iść do przodu. Takie jest życie trenera. W ciągu tygodnia zmieniło się wszystko. Po meczu z ŁKS-em komentarze w całej Polsce były tak sprzyjające, że można było piać z zachwytu. A kilka dni później praca trenera nagle może być oceniona inaczej i przybita do dna. Szkoleniowiec co tydzień musi udowadniać, że nie jest idiotą i pokazywać kibicom, że coś potrafi i coś wie. Bo – mówiąc pół żartem, pół serio – na stadionie zawsze jest tak, że każdy zna się na piłce, tylko nie trener.


0,83 PUNKTU na mecz zdobywał w pierwszej lidze ze Stomilem trener Adrian Stawski. To najsłabszy wynik spośród wszystkich szkoleniowców, którzy prowadzili „Dumę Warmii” od 2012 roku, gdy ta awansowała na zaplecze ekstraklasy.

45 GOLI stracił w tym sezonie Stomil. To najsłabszy wynik spośród całej pierwszoligowej stawki.

10 MECZÓW u siebie przegrał Stomil. W tym aspekcie także jest to najgorsza drużyna I ligi.


Na zdjęciu: W ciągu jednego tygodnia nastroje w życiu trenera Adriana Stawskiego zmieniły się diametralnie.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus