Aferalne lato w polskiej piłce

Latem dużo pisaliśmy o Wiśle Kraków, ale rzadko mowa była o napastnikach i obrońcach, o udanych sparingach i decyzjach trenera, a częściej pisało się o stadionie, umowie dzierżawy, długach, pożyczkach i finansach. Dla Białej Gwiazdy sezon rozpoczął się na długo przed pierwszym meczem. Nie na stadionie, a w Urzędzie Miasta Krakowa, na posiedzeniu komisji finansów. Ten mecz Wisła przegrała.

Zaraz po spotkaniu z radnymi wszystko wskazywało na to, że krakowianie rozpoczną sezon nie na swoim stadionie. Miasto nie chciało podpisać nowej umowy dopóki klub nie spłaci przynajmniej części długów. Prezes klubu Marzena Sarapata nie przyszła na to spotkanie, pojechała za to do Chorzowa, by negocjować najem stadionu. Nic z tego nie wyszło. Potem wiślacy próbowali wynająć stadion jeszcze w Tychach, w Niecieczy, wreszcie umowę podpisali w Gliwicach. Jeśli znów powinie im się noga – swoje mecze będą rozgrywać na stadionie Piasta.

Bilety dla domu dziecka

Ale na razie pożar ze stadionem został chwilowo ugaszony. Z pomocą przyszła Ekstraklasa SA, PZPN kibice Wisły, którzy uzbierali już dla klubu ćwierć miliona złotych. Źle to świadczy o klubie, gdy musi żyć z datków. A poza tym Wisła pożyczała pieniądze. „Sport” jak pierwszy napisał, że klub pożyczył pieniądze od Jakuba Błaszczykowskiego. Do pożyczki doszło już jakiś czas temu, ale dopiero teraz informacja ta ujrzała światło dzienne. Klub żyjący z pieniędzy od dawnych piłkarzy? No, to też dziwne.

Ale ten dług akurat Wisła spłaciła. Jak udało nam się dowiedzieć, Wisła uregulowała już rachunki z pomocnikiem reprezentacji Polski. A za odsetki Błaszczykowski kupi wychowankom domów dziecka… bilety na mecz Białej Gwiazdy. Tak kocha ten klub!

Jakub Błaszczykowski pożyczył Wiśle sporo kasy, a odsetki przeznaczył na domy dziecka. FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Kłopoty ze stadionem, pusta kasa, piętrzące się problemy – to wszystko sprawiło, że afery w krakowskim klubie wybuchały seryjnie, jedna za drugą.

Łukasz Surma zrezygnował z posady trenera juniorów po tym, gdy sprzeciw wyrazili członkowie Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków. Hiszpan Fran Velez dość już miał gry w Wiśle i oczekiwania na nieregularne wypłaty. Stwierdził, że koniecznie chce wrócić do domu, by być jak najbliżej chorej córeczki. Kontrakt został rozwiązany, a kilka dni później Velez podpisał kontrakt w… Grecji. Twierdzi, że w stronach rodzinnych nie mógł znaleźć pracy, w Grecji nadal będzie daleko od domu, ale liczy za to, że pensje będą regularnie wpływać na jego konto.

Kłopoty z drugiej strony Błoń

Problemów szybko pozazdrościła Wiśle… Cracovia. – Siedziałem na zgrupowaniu w Słowenii i zastanawiałem się, co pierdzelnie. Chyba sam wywołałem sobie problemy mówiąc, że będziemy walczyć o mistrzostwo Polski – mówi trener Pasów Michał Probierz. Sielankę przerwał Miroslav Czovilo. Dwa dni przed pierwszym meczem sezonu zrezygnował z opaski kapitańskiej. Serb czuł, że w klubie nie właściwie traktowany, w trudnych momentach brakowało mu wsparcia ze strony Cracovii. Rozgoryczenie w nim narastało, wreszcie wylało się na zewnątrz.

Po meczu ze Śląskiem (1:3) Czovilo powiedział, że nie pozwoli niektórym osobom w klubie, by „kręcili nim jak debilem”. Cracovia zaraz odpowiedziała oświadczeniem w którym poinformowała, że piłkarz próbuje wymusić transfer.

Mirosław Covilo zrzekł się, na rzecz Michała Helika, opaski kapitańskiej i odchodzi z Cracovii. FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl

Klub zakasował Serba oświadczeniem, w którym wyłożono kawę na ławę. – Chodziło o to, by kibice zobaczyli, że piłkarz nie był traktowany niewłaściwie – mówi prezes Janusz Filipiak. Ale część fanów stanęła po stronie piłkarza i w minionym tygodniu zjawili się w klubie, by wyrazić poparcie dla Czovilo. Nic z tego nie wyszło. Zawodnik został urlopowany, a w międzyczasie rozpoczęto rozmowy z Lugano w sprawie transferu. Wczoraj piłkarz był już w Szwajcarii na testach medycznych. Wszystko wskazuje na to, że dopnie swego. Jak się okazuje – polskie kluby bywają bezradne w sytuacji, gdy zawodnik uprze się na transfer. Czovilo wybrał Szwajcarię z powodów rodzinnych. Jego rodzina nie ma obecnie ważnego dokumentu na pobyt w Unii Europejskiej.

Przeprosiny Peszki

Tam będzie mógł ukoić nerwy, a przydałoby się to też Sławomirowi Peszce, który tego lata stracił chyba najwięcej. Najpierw wszyscy nie mogli się nadziwić, że Adam Nawałka bierze go na mundial. Potem wszedł na boisko w końcówce meczu z Japonią, a ledwie pojawił się na murawie – rozpoczął się cyrk. Piłkarze obu drużyn przestali grać w piłkę, bo wynik zadowalał obie strony.

Peszko wrócił do kraju sfrustrowany, a w spotkaniu z Jagiellonią w bezceremonialny sposób zaatakował Arvydasa Novikovasa. Potężnym kopniakiem zwalił go z nóg, choć nie miał najmniejszych szans, by sięgnąć piłkę. Sędzia nie miał żadnych wątpliwości i od razu pokazał mu czerwoną kartkę.

Sławomir Peszko schodzi z boiska z czerwoną kartką. Już wie, że przesadził. Fot. Adam Starszynski / PressFocus

Dla Peszki czerwona kartka to nic nowego (dostawał je już 11 razy), ale tym razem wiedział, że przesadził. Opinia publiczna nie miała dla niego litości. Zresztą Komisja Ligi, która zdyskwalifikowała go na trzy miesiące, również. Peszko przepraszał, tłumacząc, że krytyka związana z mundialem wpłynęła na niego bardziej niż przypuszczał. „Chciałem szybko wrócić do gry w Lechii a okazało się ze nie jestem gotowy emocjonalnie” – napisał do kibiców, ale wątpliwe, by odzyskał choć jeden procent utraconego wcześniej zaufania. Atakiem na Novikovasa po prostu się skompromitował.

Swoją aferę mają w Piaście Gliwice – otóż Konstantin Vassiljev trafił do jednoosobowego klubu kokosa. Reprezentant Estonii nie mieści się w planach trenera Waldemara Fornalika i trenuje z zespołem rezerw. Niedawno odbyła się kolejna tura negocjacji na temat rozwiązania umowy, która obowiązuje do 2020 roku. Strony nie osiągnęły porozumienia, a Vassiljev czeka na rozwój wypadków. Na razie nadal trenuje z rezerwami, które w tym sezonie grać będą w lidze okręgowej. 104-krotny reprezentant Estonii z pewnością byłby sporą atrakcją meczów z Tęczą Wielowieś, Zameczkiem Czernica czy Unią Książenice.

Ubrudzony książę

Gorąco było nie tylko w klubach. Wiele emocji wywołała decyzja Jerzego Brzęczka. Nowy selekcjoner mianował na trenera bramkarzy w kadrze Andrzeja Woźniaka – człowieka mocno umoczonego w aferze korupcyjnej. On nie był narzędziem. To nie stało się tak, że ktoś włożył mu pieniądze do kieszeni, a ktoś inny je wyjął. Pracując w Koronie Kielce Woźniak pomagał Dariuszowi Wdowczykowi w ustawianiu meczów w trakcie sezonu 2003/04. Korumpowali głównie sędziów. Jak wynika z ustaleń śledczych, wspólnie przekazali sędziom 44 tysiące złotych. Zmuszali piłkarzy do zrzutek na sędziów. A gdy młody zawodnik nie miał dość kasy – trenerzy pożyczali mu odpowiednią kwotę, by mógł dorzucić swoją dole na sędziego. W ten sposób nikt nie wykręcił się od korupcji.

Konstantin Vassiljev niedługo będzie grać na jeszcze gorszych boiskach. FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

Temat był wałkowany na wszystkie strony jeszcze przed oficjalną nominacją. Ale Jerzy Brzęczek się nie ugiął i decyzji nie zmienił. – Andrzej popełnił błędy, poniósł ich konsekwencje i ciągle ponosi. Patrząc na to, co się działo w ostatnim czasie, jestem przekonany, że jego motywacja do pracy z bramkarzami będzie ogromna – mówi selekcjoner. My też jesteśmy przekonani, ale żałujemy, że przy reprezentacji pracuje człowiek, który dawno przestał kojarzyć się jako „Książę Paryża”. A w PZPN mogli tylko się cieszyć. Zamiast o prawdziwych problemach polskiej piłki, znów dyskutowano o jakiejś pierdole.